Tag Archives: indonezja
24 kwietnia 2017

Dookoła świata w 13 dni: Apartament prezydencki na Bali

_MG_1082

O godzinie 17 zamawiam Ubera do hotelu Conrad Bali, żeby zawiózł mnie do ostatniego już miejsca, gdzie będę nocował na tej indonezyjskiej wyspie, a dokładnie do Hilton Garden Inn. Jest to nowy hotel, otwarty w kwietniu 2016 roku. Znajduje się on bardzo blisko lotniska. Droga zajmuje nam około 20 minut. Oczywiście przed wjazdem na teren obiektu każdy samochód jest sprawdzany – zarówno podwozie, jak i bagażnik. Po podjechaniu pod lobby przechodzę do stanowiska check in. Tutaj bardzo uśmiechnięta recepcjonistka wita mnie z uśmiechem na twarzy i oznajmia, że pokój będzie gotowy za 5 minut. Hmm, zakwaterowanie jest teoretycznie od 15:00, więc powinien być już gotowy dawno temu, ale przecież parę minut nie robi mi różnicy, więc idę do baru zobaczyć jakiś mecz ligi holenderskiej w piłkę nożną. Okazuje się, że z 5 minut robi się 15, ale w końcu dostaję kartę do pokoju i idę zobaczyć czy wydane 6000 punktów HHonors na pokój typu Presidential Suite było dobrym dealem. (więcej…)



20 kwietnia 2017

Dookoła świata w 13 dni: Pobyt w Conrad Bali

_MG_0848

Wychodzę z hotelu Four Season i czekam na zamówionego Ubera. Niestety przez 15 minut nikt się nie zjawia, a moja godzina wykwaterowania w Kucie powoli mija. A niech stracę, dzwonię do kierowcy i mówię mu dokładnie gdzie czekam. Ten coś przebąkuje, że mam wziąć taksówkę. Lekko zdezorientowany zagaduję do człowieka, który akurat podjechał czy jedzie do Kuty. Ten mówi, że będzie się przemieszczał w tym kierunku i za 100 tysięcy mnie podrzuci. To o 30% mniej nawet niż zapłaciłem wcześniej Uberowi, więc bez zastanowienia wsiadam i całkiem sprawnie jedziemy po mój bagaż do Holiday Inn Express. (więcej…)



25 stycznia 2016

Ostatnie chwile na Bali

DCIM285MEDIA

Nasz pobyt na indonezyjskiej wyspie dobiegał końca. Wstaliśmy trochę wcześniej i udaliśmy się na śniadanie do restauracji w hotelu Mercure Bali Legian. Można tutaj usiąść w środku lub wyjść na zewnątrz, obok basenu. Rano nie ma jeszcze takiego upału, więc całkiem przyjemnie zjeść pierwszy posiłek na powietrzu. Trzeba przyznać że wybór jedzenia tutaj był okazały, jednak najbardziej spodobało nam się urządzenie do samodzielnego wyciskania soków z owoców, które pokrojone czekały na użycie. Przepyszna sprawa. Chwilę później leżeliśmy już na leżakach, popijaliśmy poranną kawę i kąpaliśmy się w basen. Czego chcieć więcej pod koniec listopada? 🙂 (więcej…)



14 stycznia 2016

Spektakularny wschód słońca nad wulkanem Bromo

IMG_6759

Ruszyliśmy w drogę z lotniska Surabaya na wulkan Bromo. Jedziemy komfortowym samochodem, mamy dużo miejsca na nogi i wygodne siedzenia. Po drodze prosimy o postój w jednym z marketów, żeby kupić coś do picia i do jedzenia. Robimy także mały prezent naszemu kierowcy i ruszamy dalej, co chwilę podsypiając. (więcej…)



27 grudnia 2015

Podsumowanie podróżnicze 2015 roku

mapka2015

Nie możemy uwierzyć, że piszemy kolejne podsumowanie roku. Po kolejnych 12 miesiącach znowu wzrosła liczba odwiedzonych przez nas miejsc i wylatanych kilometrów. Dodatkowo zyskaliśmy kolejne setki fanów na Facebooku. Spotkało nas wiele przygód, dobrych i wspaniałych chwil. Pomimo, że jeszcze rok 2015 się nie skończył, to podróżniczo uznajemy go za zamknięty. Poniżej postaramy się w telegraficznym skrócie pokazać co nas spotkało w tym czasie i pokrótce ocenić odwiedzone miejsca.

  • Liczba lotów: 84 (o 18 mniej niż w roku 2014)
  • Liczba przebytych kilometrów w powietrzu: 181988
  • Czas spędzony w samolocie: 257 godzin i 36 minut (jakieś 1,5 tygodnia)
  • Najczęściej wylatywałem lub lądowałem w Poznaniu i Warszawie (po 14 razy)
  • Najczęściej latałem Ryanairem (14 razy) i British Airways (10 razy)
  • Najwięcej czasu spędziłem jednak na pokładzie British Airways i Etihad
  • Najdłuższym bezpośrednim lotem w tym roku był Londyn – Kuala Lumpur (6597 mil)
  • Najczęściej latałem w piątek (22 razy), a najrzadziej we wtorek (5 razy)
  • Najwięcej lotów odbyłem w listopadzie (19), a najmniej w lipcu (0)
  • Odwiedziłem trzy kontynenty (w zeszłym roku sześć)

To na tyle suchych statystyk. Przejdźmy teraz do konkretów. (więcej…)



11 lipca 2013

Żegnamy Bali, ale nie Indonezję

IMG_1853

Ostatni dzień na Bali miał być aktywny. Od rana do wieczora razem z naszym kierowcą. Jednak po obudzeniu i spakowaniu się czekało na nas bardzo skromne śniadanie w postaci tostów i dżemu. Do tego musieliśmy sporo na nie poczekać, a Agata po nim miała sesję w toalecie. Kierowca się nie obrażał, że musi na nas chwilę zaczekać. Bagaże wzięliśmy ze sobą do samochodu i w drogę. (więcej…)



11 lipca 2013

Wysepki Gili – czas poszukać raju

IMG_1678

O tym, że na Bali nie ma wspaniałych plaż wiedzieliśmy wcześniej. W związku z tym nowy rok postanowiliśmy rozpocząć w miejscu urokliwym, gdzie będzie można pokąpać się w ciepłej i czystej wodzie. Dużo czytałem o wyspach Gili, które są blisko Bali i Lomboku, a na dodatek nie zostały jeszcze tak zniszczone, jak ich większe i bardziej popularne sąsiadki. Musieliśmy przetransportować się z Bali na Lombok. Dostępne są dwa rodzaje transportu: wodny i powietrzny. Wybraliśmy ten drugi z uwagi na podobną cenę i większy komfort. Rano około godziny 5 nasz kierowca zawiózł nas z Candidasa na lotnisko w Denpesar. Tutaj nadaliśmy bagaż i zjedliśmy śniadanie, które dano nam w hotelu na drogę. Zostaliśmy załadowani do samolotu linii lotniczych Merpati, które należą do czarnej listy w Europie. Niedawno miały katastrofę właśnie w Indonezji. Nikt nie przeżył. W czasie rejsu, który trwał około 20 minut podano nam rogalika i wodę. Po wylądowaniu wzięliśmy taksówkę. Miły pan, który namiętnie słuchał muzyki zawiózł nas do samego portu, gdzie mieliśmy przepłynąć na wyspę Gili Trawangan, czyli największą z pośród trzech (mniejsze to Mono i Air). Długie oczekiwanie na łódkę, lał deszcz. Bilety kupione, cena około dolara. Niestety za tyle komfortu nie było. Bujało bardzo, chociaż to i tak nic w porównaniu do tego co spotkało nas w drodze powrotnej. Po około 40-50 minutach dotarliśmy do celu. Tutaj pogoda lepsza, ale nadal trochę pada. Wiemy, że mamy najlepszych hotel na wyspie, który jest w oddali od wszystkich sklepów i restauracji. Sama wyspa ma obwód ok. 4 km, więc dotarcie na drugi koniec nie jest wielkim wyczynem. Nie bierzemy taksówki tj. woła czy osła i idziemy na nogach. Wcześniej jednak zatrzymujemy się w knajpie, żeby coś miejscowego zjeść. Tutaj właściciel mówi mi, że pogoda wcale wcześniej nie była lepsza. Najedzeni idziemy do naszego hotelu Ombak Sunset 5*. Przywitani zostajemy sokiem w kieliszkach i dostajemy klucze do bardzo ładnego pokoju. Idziemy zobaczyć plażę (szału nie ma) i basen (świetny). Wieczorem czas na spacer i zjedzenie kolacji na nocnym targu otwartym od 19, gdzie są najlepsze potrawy i najniższe ceny. Rzeczywiście smak świetny, a do tego smakujemy nowego napoju, bo Coli Light nie było.

IMG_1222

IMG_1242

IMG_1247

IMG_1273

IMG_1376

IMG_1382

IMG_1386

Nasz drugi dzień na Gili mija spokojnie. Pogoda słoneczna. Pyszne śniadanie z sokami, w ładnej scenerii. Robimy obchód dookoła wyspy w prawą stronę, staramy się iść plażą. Jednak piasek nie jest taki, jak na Kubie czy na Seszelach (wtedy ich nie znaliśmy). Zatrzymujemy się w sklepie żeby kupić pareo, bowiem słońce mocno uderza w ramiona Agaty. Na koniec spaceru szalejemy. Siadamy w ładnej restauracji przy samym oceanie i zamawiamy nieznane pozycje z kategorii deserów. Niestety okazuje się, że większości nie ma, ale nie szkodzi. Zmieniamy nasz wybór losowo. Otrzymujemy to co widoczne jest na zdjęciach. W planach były tylko owoce, a dostaliśmy czekoladowe ciasto i piankę z lodami.

IMG_1388

IMG_1409

IMG_1420

IMG_1431

IMG_1476

 

Później przyszedł czas na odpoczynek przy basenie. Agata czytała książkę na tablecie, a ja przeglądałem strony na laptopie. Do tego pani przyniosła nam kawę i ciasto. Żyć nie umierać. Na koniec dnia obserwowaliśmy zachód słońca, który rzeczywiście z tej strony wygląda pięknie. Widać, jak Słońce znika za wulkanem na Bali. Wieczorem kolejny spacer na kolację, gdzie tym razem… zgasło światło i zrobiło się małe zamieszanie. Zawsze braliśmy ze sobą latarkę i parasol, bowiem droga była ciemna i trochę odczuwaliśmy strach.

Kolejny dzień, to śniadanko i transfer teraz już dorożką do portu, skąd odpłynęliśmy na Lombok. Fale były wysokie i wiele osób miało duże problemy żołądkowe. Nie zapomnę, jak niektórym pasażerom mocno się odbijało, a część prawie płakała. My też najedliśmy się strachu. Dzięki Bogu, trafiliśmy na brzeg cali. Tutaj ktoś szybko wziął od nas bagaż i chciał pomóc w załatwieniu taksówki. Jak się okazało to tutejsza mafia, która próbuje wyciągnąć z turysty co się tylko da. Długie negocjacje, prawie przepychanki (nie chciałem dać napiwku za noszenie bagażu), ale w końcu przyjechał taksówkarz i zawiózł nas na lotnisko. Spieszyliśmy się, jednak jak się okazało na wyrost. Nasz lot był mocno opóźniony, chyba o 3 godziny przez co, zdążyliśmy wypić kawę i trochę posiedzieć i powspominać. Kiedy wylądowaliśmy na Bali otoczyli nas taksówkarze proponując „świetne” ceny za przejazd 1,5 km do hotelu. Wyszliśmy poza obszar lotniska i udało się przejechać za jakieś 5-7 złotych. Hotelik mały, przy pokoju trochę wody, ale na 1 noc jest w porządku. Otwierając drzwi przez przypadek znokautowałem Agę. Poszliśmy na kolację do lokalsów w pobliżu i udaliśmy się spać. Jutro kolejny dzień zwiedzania Bali.

IMG_1525

IMG_1560

IMG_1606

IMG_1672

IMG_1678