Tag Archives: australia
28 stycznia 2019

Poranek w Sydney i lot Singapore Airlines (A380) w klasie biznes

Poranek w Sydney i lot Singapore Airlines (A380) w klasie biznes
Image

Image

To moje ostatnie chwile w Sydney, więc idę nad zatokę. Tym razem chodzę po Royal Botanic Gardens. To kolejne fantastyczne miejsce – przepiękne kwiaty, krzewy, olbrzymie drzewa. Dalej liczne altany, fontanny i ławeczki. Panuje tu pełen spokój, a dodatkowo można podziwiać Operę z drugiej strony, a także liczne drapacze chmur. Dodatkowo większość egzotycznych roślin jest opisana, przez co wiemy co akurat w danym miejscu rośnie.

Image

Image

Image

Image

Oczywiście, co pewnie widać po zdjęciach jestem miłośnikiem samej Opery w Sydney. Od małego było to moje wielkie marzenie, zawsze, kiedy widziałem ją w telewizji czułem lekki dreszcz. Do dzisiaj nie mogę się na nią napatrzeć. Przypomina swoim kształtem okręt z żaglami. Niby banalne, ale jednak niesamowicie oryginalne i nigdzie indziej niespotykane. Zarówno z bliska i z daleka robi wrażenie. Dla tych co nie wiedzą to przypomnę, że została wykonana z tysięcy duńskich kafelków. 

Image

Niestety tak właśnie kończy się moja przygoda w tym cudownym mieście, z którym już romansuję od kilku lat. Sydney dla mnie jest pewnego rodzaju zjawiskiem, doświadczeniem i już także wspomnieniem. Czuję tutaj magię, której nie ma nigdzie indziej. Te wieżowce, ogrody, opera, most i ludzie. To wszystko tworzy jeden, niepowtarzalny organizm, z którym chce się obcować jak najczęściej.

Ruszam na lotnisko dokładnie 3 godziny przed odlotem. Na początku metro za nieco ponad 2 AUD, a następnie przesiadka na autobus numer 400 ze stacji Mascot na lotnisko. Udaję się od razu do stanowiska odprawy linii Sinapore Airlines. Dla klasy biznes nie ma kolejki, więc po chwili ma już bilety w ręce. Jest tutaj dedykowany fast track dla pasażerów klas premium, więc kontrola przebiega bardzo szybko i po chwili kieruję się do saloniku, który jest właśnie dedykowany pasażerom tej linii lotniczej.

Poczekalnie nie robi jakiegoś piorunującego wrażenia. Jest bardzo dużo ludzi, ale na szczęście wolne miejsce jeszcze można znaleźć. Pomimo pory śniadaniowej są dnia bardziej obiadowe (co uznaję za plus), przyzwoity wybór alkoholi i ładny widok na płytę lotniska. Oprócz tego dużą zaletą jest to, że stąd na boarding jest dosłownie minuta drogi, więc można spędzić czas, aż do końca (byle nie za długo?). 

Image

Image

Image

Image

Image

Swoją podróż będę odbywał samolotem Airbus A380-800, który posiada nową kabinę klasy biznes oraz apartamenty Suites, które w ostatnim czasie były mocno promowane przez singapurskiego przewoźnika, a dzisiaj można je zarezerwować nawet za mile Miles & More. Wybrałem miejsce przy oknie, na górnym pokładzie, gdzie konfiguracja siedzeń to 1-2-1. Rejs na tej trasie odbywa się aż pięć razy dziennie, z czego obecnie dwukrotnie właśnie na pokładzie A380. 

Image

Po wejściu na pokład zostałem bardzo miło przywitany i odprowadzony do mojego fotel. Zaproponowano mi do picia szampan, sok lub wodę. Wiecie co wybrałem. Trzeba przyznać, że nowe wnętrze samolotu robi bardzo dobre wrażenie, widać, że przewoźnik ten poważnie podchodzi do konkurencji z rywalami z Bliskiego Wschodu. Siedzenie ma aż 63 centymetry szerokości (to jeszcze więcej niż Qatar, Etihad czy Qantas, bo Emirates ma siedzenia zdecydowanie węższe w tej klasie) i rozkłada się do pozycji płaskiej, kiedy to osiąga długość 198 cm – idealne do spania, nawet dla mnie, ponieważ mam 188 cm wzrostu. 

Image

Image

Image

Ciekawie też prezentuje się skorupa z tyłu siedzenia, którą wykonano z włókna węglowego, jest ona tak zrobiona, że przypomina kokon, co sprawia poczucie dużej prywatności. Najbardziej popularnym ostatnio rozwiązaniem jest możliwość połączenia siedzeń w środku kabiny i stworzenia podwójnego łóżka (środkowa przegroda obniża się). Całość utrzymana jest w kolorze fioletowym, z dodatkami miedzianego. 

Image

Image

Image

Image

Moją uwagę zwróciło tutaj przede wszystkim lusterko schowane na wysokości głowy, co docenią zapewne pasażerki płci pięknej, bowiem jest ono przeznaczone do poprawy makijażu. Bardzo dużo mamy także miejsce pod poprzedzającym fotelem, gdzie zmieścimy spokojnie pełnowymiarową walizkę kabinową, torbę na laptopa i torebkę. Oczywiście nie zabrakło dobrze rozlokowanego oświetlenia i wtyczek. 

Image
Image

Image

Image

Czego brakuje? Zapewne przydałby się ruchomy ekran, który można by ustawić w pozycji bardziej prywatnej, co jest już możliwe u konkurencyjnych przewoźników. Wyświetlacz ma 18 cali i oferuje wysoką rozdzielczość, przez co filmy ogląda się bardzo dobrze. System rozrywki pokładowej nazywa się myKrisWorldi muszę przyznać, ze to chyba najlepsze IFE z jakim miałem do tej pory do czynienia. Wszystko działa bardzo płynnie, nic się nie wiesza i nie trzeba długo czekać. Poza tym wybór seriali, dokumentów, piosenek, nowości kinowych etc. jest rzeczywiście bardzo okazały. 

Image

Image

Image

Image

Na pochwałę zasługuje także sama załoga. Na początku rejsu stewardessa przyszła do mnie się przedstawić i przywitać. Była troskliwa, uprzejma i wesołą, co zdecydowanie podnosi komfort podróży. 

Image

Trzeba przyznać, że rozwój klasy biznes, a przede wszystkim dostępnych tutaj siedzeń osiągnął kosmiczny poziom. To wszystko dzięki ciągłej rywalizacji pomiędzy przewoźnikami. Dobrze, że klient może na tym skorzystać. Dodajmy, że nowy produkt dostępny jest od końcówki zeszłego roku, a pierwszy lot pomiędzy Singapurem, a Syndey nowym A380 odbył się 18 grudnia 2017 roku. 

Image

Image

Jak już wspomniałem przed startem podano szampana Charles Heidsieck Brut, a następnie zebrano zamówienia na napój po starcie. Z uwagi, że ten był całkiem niezły to kontynuowałem. Przydaje się tutaj podstawek z lewej strony ekranu, który jest na stałe otwarty i na nim można właśnie postawić kieliszek z szampanem czy innym napojem. 
Zebrano oczywiście zamówienia na posiłek. Pierwszym z nich był obiad. Na przystawkę były bardzo smaczne krewetki, a na dani główne wybrałem łososia z makaronem (bardzo, bardzo dobry). Na deser podano ciasto, sery i owoce. Do tego zamówiłem filiżankę cappuccino. 

Image

Image

Image

Teraz mała uwaga. Zwróćcie uwagę, że Singapore Airline nie daje swoim pasażerom kosmetyczki, co myślałem, że jest już standardem. Zamiast tego w bocznym schowku znajdziemy kapcie i skarpetki, a przybory toaletowe są dostępne w łazience. Kiedy już jesteśmy w tym temacie to pokażę Wam także jak wygląd WC na pokładzie tego samolotu.

Image

Mamy również dostęp do WiFi. Pierwsze 30 MB jest darmowe (logowane po numerze siedzenia i nazwisku), a kolejne są już płatne. 500 MB na cały lot, czyli pakiet Pro kosztuje 30 USD. Warto jednak podkreślić, że łącze jest bardzo szybkie i bez problemu wykonałem płynną rozmowę na Skype. W tym samolocie jest także bardzo wygodny stolik do pracy. Zmieścilibyśmy na nim nawet 17 calowego laptopa. Ciekawostką jest także czytnik NFC, dzięki któremu możemy zbliżeniowo zapłacić za zakupy w sklepie wolnocłowym lub za dostęp do Internetu. 

Image

Nie wspomniałem jeszcze o panelu do regulacji fotela. Pozwala on na ustawienie pozycji płaskiej (do spania), półpłaskiej, pozycji do startu i lądowania i regulacji podnóżka. Mamy tutaj także przycisk do zarządzania oświetleniem, przywołania obsługi i wyłączenia ekranu przed nami. Jest również opcja „nie przeszkadzać”, kiedy którą aktywujemy będzie znakiem dla stewardes, że nie jesteśmy np. zainteresowani kolejnym posiłkiem i chcemy pospać dłużej. 

Image

Image

Image

W trakcie lotu pospałem około 3 godziny. Był to dobry, głęboki sen, bez przebudzania się. Z drugiej strony trochę szkoda czasu na spanie. Obudzono mnie, kiedy rozpoczynał się kolejny serwis. Tym razem tylko jednodaniowy posiłek na ciepło. Ponownie poszedłem w temat ryby, makaronu i krewetek. To danie smakowało mi jednak zdecydowanie mniej i drugi raz na pewno bym go nie wybrał. Do tego jeszcze kawa z mlekiem przed lądowaniem w pochmurnym Singapurze i koniec tej wspaniałej przygody, którą miałem przyjemność przeżywać, dzięki spaleniu kilkudziesięciu tysięcy mil, ale o szczegółach w podsumowaniu. 

Po wylądowaniu za zgodą załogi udało mi się zajrzeć do nowej klasy pierwszej, zobaczcie sami:

Image

Image

Image

Po wylądowaniu udałem się prosto do kontroli paszportowej. Tym razem miałem na przesiadkę aż 8 godzin, więc postanowiłem udać się do miasta, żeby odbyć spacer po centrum Singapuru. O tej godzinie jeszcze swobodnie można poruszać się metrem, a bilet w dwie strony kosztował 4,8 dolara singapurskiego. Jeszcze do niedawna było to chyba moje ulubione azjatyckie miasto, mimo, że jest mało „azjatyckie”. Teraz palmę pierwszeństwa przejął Hong Kong. Mimo wszystko czuję się tutaj pewnie i bezpiecznie.



13 kwietnia 2017

Dookoła świata w 13 dni: Perth – najbardziej samotne miasto

_MG_0488

Historia powtarza się kolejnego dnia. Budzik nastawiony na 5 rano, a ja już budzę się 10 minut wcześniej. Jestem jeszcze niespakowany, więc układam wszystkie rzeczy w walizce i zjeżdżam windą do recepcji żeby oddać karty od pokoju. Autobus na lotnisko odjeżdża z Southern Cross Station, więc na pieszo mam około 5 km. Postanawiam wsiąść w tramwaj i podjechać kawałek. Wysiadam blisko centrum, tak że już pozostaje mi 1,5 km spaceru. Jest ciepło i pusto na chodnikach. Dokładnie o 6:30 odjeżdża Skybus, więc jestem 5 minut przed czasem. Ponownie skanowanie biletu i można wsiadać. (więcej…)



11 kwietnia 2017

Dookoła świata w 13 dni: Melbourne – najlepsze miasto do życia?

DCIM299MEDIA

Melbourne to miejsce, które mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło w trakcie mojego wyjazdu na weekend do Australii, który opisałem tutaj. Miałem olbrzymią ochotę tutaj wrócić i ponownie poczuć klimat tego miasta. Od zawsze kojarzyło mi się ono z Gran Prix F1 czy turniejem tenisowym Australian Open. Po ostatniej wizycie dowiedziałem się, że to także wspaniała architektura, przyroda i niesamowicie życzliwi ludzie. Ponownie nie miałem zdefiniowanego planu zwiedzania. Po prostu ruszyłem na spacer w kierunku centrum miasta. A miałem kawałek, bowiem z mojego Pullman & Mercure Melbourne Albert Park do centrum pieszo było 5 kilometrów. Ale przy tak genialnej pogodzie to żadnej problem.

Już od początku spaceru byłem zmuszony do podnoszenia głowy do góry. To wszystko z uwagi na niesamowite wieżowce, które mają w sobie coś niezwykłego. Nie mamy tutaj tylko stalowych czy szklanych ścian, ale bardzo wymyślne kształty i łączenia.

Po drodze mojego spaceru mijam m.in. Melbourne Cricket Ground,, czyli stadion, który jest w stanie pomieścić 100 widzów. Odbywają się tu wydarzenia sportowe, jak i kulturalne. W 1956 roku odbyły się w tym miejscu Igrzyska Olimpijskie.

Przekraczam bramy Royal Botanical Garden. Do tej pory byłem w naprawdę wielu parkach i ogrodach, ale ten zrobił na mnie doskonałe wrażenie. Jest ogromny i przepiękny. Dawno nie widziałem tak zadbanego parku. Można tutaj spotkać turystów (głównie Azjatów), jak i mieszkańców Melbourne.  Aż się dziwię, że nie byłem tutaj ostatnim razem. Gdybym mógł to spędziłbym tu nawet kilka godzin. Nie mam, więc idę dalej :).

Po drodze przechodzę przez Fitzroy Gardens, czyli kolejny park, gdzie znajduje się domek kapitana Cooka. Idę dalej aż natrafiam na Royal Exhibition Building wraz z Ogrodami Carlton. Jest to pierwsze dzieło ludzkich rąk w Australii, które zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Unesco. W tym miejscu zaczyna się nieco psuć pogoda – robi się wietrznie, ale słońce nadal się przebija.

Kiedy jest już po godzinie 17 zatrzymuję się w Hungry Jacks, gdzie zamawiam fast fooda. Niedaleko mijam Chinatown, gdzie słyszałem o wielu pysznych i niedrogich restauracjach. Nie decyduję się na wejście i idę dalej. Na wprost mnie idzie jakiś wielki protest Hindusów. Coś wykrzykują, a asekuruje ich policja. W związku z tym skręcam w pierwszą uliczkę w lewo.

Na koniec spaceru docieram pod Flinders Street Station, czyli lokalny dworzec. Wygląda pocztówkowo. Jego architektura zachwyca mnie od pierwszego wejrzenia. Stał się dla mnie pewnym symbolem tego miasta i nie potrafię przejść obok niego obojętnie. Tuż obok mamy Federation Square, czyli miejsce które swego czasu dzieliło mieszkańców Melbourne. Teraz jest to miejsce spotkań. Z jednej strony mamy rzekę, z drugiej galerie sztuki, a z trzeciej wspomniany dworzec. Tutaj dostępne jest cały czas darmowe i szybkie WiFi. Łapię łączność ze światem, siadam na murku i dzwonię przekazać najbliższym, że mimo że jestem tutaj sam, to otaczający mnie ludzie i widoki pozwalają mi na częsty uśmiech. W tym miejscu dostępna jest także informacja turystyczna. Tym razem nie odwiedzam jej. Podobno w tym miejscu odbywa się w listopadzie festiwal polski.

Cały czas wyczekuję zachodu słońca, który ma mieć miejsce o godzinie 19:50. W związku z tym schodzę w pobliże rzeki Yarra i spaceruję wzdłuż jej. Tutaj, na trawnikach zasiadają dziesiątki młodych ludzi i piją piwo w butelkach. Z drugiej strony znajdują się liczne restauracje i bary, gdzie tysiące ludzi postanowiło spędzić dzisiejsze popołudnie i wieczór. Jedzą, piją i rozmawiają. Wszyscy wyglądają na szczęśliwych. Klimat jest niesamowity. Tego wieczoru wiatr w Melbourne jest niesamowity. Wieje tak mocno, że kiedy robię fotkę smartfonem trzymając go dwoma palcami nagle zwiewa mi go. Ten leci jakieś 5 metrów dalej i oczywiście odpada klapka na baterię i sama bateria. Telefon na szczęście po złożeniu działa nienagannie.

Wracając już do hotelu zahaczam o Shrine of Remembrance, czyli słynną piramidę. Jest to nic innego jak Świątynia Pamięci, którą zbudowano na cześć żołnierzom, którzy polegli w trakcie obu wojen światowych. Pomnik robi niesamowite wrażenie. Szkoda, że nie dotarłem tutaj za dnia, ale jest on dobrze oświetlony. Podobno w środku znajduje się darmowe muzeum. Z uwagi, że położony jest on wysoko to z drugiej strony możemy obserwować panoramę miasta.

Chciałbym również zauważyć, że w Melbourne działa darmowy tramwaj, którym można zwiedzać centrum miasta. Ja jednak przy takiej pogodzie wolałem spacer, dzięki czemu w każdym miejscu mogłem spędzić tyle czasu ile potrzebowałem. Jak widzicie Melbourne można zwiedzić praktycznie za darmo i z uwagi, że jest to bardzo atrakcyjne miasto, to nie powinien nikt być zawiedziony. Kolejnym razem zapewne zdecyduję się wjechać na Skydeck w Eureka Tower, gdzie jest punkt widokowy na miasto.

Melbourne

Po dotarciu do hotelu szybkim krokiem skierowałem się w stronę basenu, żeby trochę się zrelaksować. Na koniec udałem się do baru, gdzie wypiłem piwo rodem z Melbourne i poszedłem spać. Snu zostało mi tylko 4,5 godziny, bowiem budzik nastawiony na 5 rano, a kolejny lot, tym razem do Perth cztery godziny później.



3 kwietnia 2017

Dookoła świata w 13 dni: Melbourne – wracam do mojego ulubionego miasta!

2016-11-04 09.36.06

Do tej pory zawsze na lotnisku w Los Angeles korzystałem z poczekali KAL, do której wstęp jest możliwy z kartą Priority Pass. Tym razem otrzymałem zaproszenie do lounge OneWorld. Przed wejściem pani z obsługi zeskanowała mój bilet i wskazała wejście. Trzeba przyznać, że salonik robi wrażenie. Jest rzeczywiście bardzo duży, nowocześnie urządzony i dobrze wyposażony. Zdecydowanie lepszy od wspomnianego wcześniej saloniku Korean Airlines. Mamy tutaj kilka stref wypoczynkowych, miejsca do pracy, stolik do spożycia posiłków oraz bufet z potrawami na ciepło i na zimno. Oprócz tego jest duży bar, w którym możemy zamawiać mocniejsze alkohole oraz korzystać z samoobsługowego serwisu win (białe, czerwone i różowe, po kilka rodzajów). I teraz najśmieszniejsze – kiedy poszedłem po kieliszek zostałem poproszony o pokazanie swojego dokumentu tożsamości. Ostatnio proszono mnie o dowód osobisty jakieś 8 lat temu, więc było to dla mnie bardzo zabawne, ale wcale nie było mi z tym źle 😉 W trakcie mojego pobytu tutaj leciał akurat mecz w Baseball, którym co najmniej połowa gości niesamowicie się emocjonowała. Obsługa także nie pozostawała obojętna temu wydarzeniu. (więcej…)



23 lipca 2016

Podróżuję za dużo?

13708243_1128949340584010_2152649636077253239_o

13708243_1128949340584010_2152649636077253239_o

Na tytułowe pytanie odpowiem od razu. Prawdopodobnie tak, ponieważ mam sporo zaległości na blogu, który właśnie czytasz 😉 Tylko w tym roku, który przecież nadal trwa w najlepsze, odwiedziłem dziesiątki miejsc w 20 krajach na całym świecie. Najlepiej pokazują to jednak moje obecne statystyki: (więcej…)



8 maja 2016

Qantas: krajowy lot w biznes klasie

2016-03-20 08.39.47

Budzik nastawiony tym razem na 6 rano nie zadzwonił, bowiem dokładnie obudziliśmy się o 5:59 i go wyłączyliśmy. Szybka kąpiel, pakowanie i w drogę na dworzec Southern Cross. Poszliśmy na przystanek, jednak według rozkładu pierwszy tramwaj w niedzielę odjeżdża dopiero o 7:43… Mieliśmy w zasadzie dwa wyjścia – taksówka lub spacer. Postawiliśmy na drugą opcję, która pozwoliła nam zobaczyć jeszcze kilka nieodwiedzonych uliczek w Melbourne. Do przejścia było około 7 kilometrów.  (więcej…)



8 maja 2016

Jeden dzień w Melbourne

DCIM285MEDIA

Do Melbourne dolecieliśmy o czasie, a nawet trochę wcześniej. Na zegarku była 9:30, co dawało dużą nadzieję, że zdążymy na trening do Grand Prix F1, który miał odbyć się o 14:00 (kwalifikacje do niedzielnego wyścigu były o godzinie 18). Niestety kolejka do kontroli była… olbrzymia. Liczbę osób, które w niej czekały trudno ocenić, ale były to setki pasażerów. Na szczęście wszystko szło w miarę sprawnie. Krótka rozmowa z panią przy okienku – czy sami wypełniliśmy kartę imigracyjną, czym się zajmujemy i czy w poniedziałek musimy być w pracy z uwagi, że przylecieliśmy tylko na weekend. Dalej jeszcze musimy chwilę odczekać w drugiej kolejce po odebraniu bagażu. Nie było dodatkowej kontroli, dzięki czemu od razu mogliśmy udać się do wyjścia. Cała procedura trwała sporo ponad godzinę. (więcej…)



14 kwietnia 2016

Do Abu Dhabi linią Air Berlin – pierwszy lot w drodze do Australii

mapka

Rozpoczynamy relację z podróży na weekend do Australii. Mamy nadzieję, że nasze zapiski, zdjęcia i przemyślenia okażą się ciekawe i być może zainspirują kogoś z Was do podobnego szaleństwa. Widzicie tutaj mapkę, z której wynika, że do pokonania mamy około 36 tysięcy kilometrów. (więcej…)