Tag Archives: map2
11 lipca 2013

Wysepki Gili – czas poszukać raju

IMG_1678

O tym, że na Bali nie ma wspaniałych plaż wiedzieliśmy wcześniej. W związku z tym nowy rok postanowiliśmy rozpocząć w miejscu urokliwym, gdzie będzie można pokąpać się w ciepłej i czystej wodzie. Dużo czytałem o wyspach Gili, które są blisko Bali i Lomboku, a na dodatek nie zostały jeszcze tak zniszczone, jak ich większe i bardziej popularne sąsiadki. Musieliśmy przetransportować się z Bali na Lombok. Dostępne są dwa rodzaje transportu: wodny i powietrzny. Wybraliśmy ten drugi z uwagi na podobną cenę i większy komfort. Rano około godziny 5 nasz kierowca zawiózł nas z Candidasa na lotnisko w Denpesar. Tutaj nadaliśmy bagaż i zjedliśmy śniadanie, które dano nam w hotelu na drogę. Zostaliśmy załadowani do samolotu linii lotniczych Merpati, które należą do czarnej listy w Europie. Niedawno miały katastrofę właśnie w Indonezji. Nikt nie przeżył. W czasie rejsu, który trwał około 20 minut podano nam rogalika i wodę. Po wylądowaniu wzięliśmy taksówkę. Miły pan, który namiętnie słuchał muzyki zawiózł nas do samego portu, gdzie mieliśmy przepłynąć na wyspę Gili Trawangan, czyli największą z pośród trzech (mniejsze to Mono i Air). Długie oczekiwanie na łódkę, lał deszcz. Bilety kupione, cena około dolara. Niestety za tyle komfortu nie było. Bujało bardzo, chociaż to i tak nic w porównaniu do tego co spotkało nas w drodze powrotnej. Po około 40-50 minutach dotarliśmy do celu. Tutaj pogoda lepsza, ale nadal trochę pada. Wiemy, że mamy najlepszych hotel na wyspie, który jest w oddali od wszystkich sklepów i restauracji. Sama wyspa ma obwód ok. 4 km, więc dotarcie na drugi koniec nie jest wielkim wyczynem. Nie bierzemy taksówki tj. woła czy osła i idziemy na nogach. Wcześniej jednak zatrzymujemy się w knajpie, żeby coś miejscowego zjeść. Tutaj właściciel mówi mi, że pogoda wcale wcześniej nie była lepsza. Najedzeni idziemy do naszego hotelu Ombak Sunset 5*. Przywitani zostajemy sokiem w kieliszkach i dostajemy klucze do bardzo ładnego pokoju. Idziemy zobaczyć plażę (szału nie ma) i basen (świetny). Wieczorem czas na spacer i zjedzenie kolacji na nocnym targu otwartym od 19, gdzie są najlepsze potrawy i najniższe ceny. Rzeczywiście smak świetny, a do tego smakujemy nowego napoju, bo Coli Light nie było.

IMG_1222

IMG_1242

IMG_1247

IMG_1273

IMG_1376

IMG_1382

IMG_1386

Nasz drugi dzień na Gili mija spokojnie. Pogoda słoneczna. Pyszne śniadanie z sokami, w ładnej scenerii. Robimy obchód dookoła wyspy w prawą stronę, staramy się iść plażą. Jednak piasek nie jest taki, jak na Kubie czy na Seszelach (wtedy ich nie znaliśmy). Zatrzymujemy się w sklepie żeby kupić pareo, bowiem słońce mocno uderza w ramiona Agaty. Na koniec spaceru szalejemy. Siadamy w ładnej restauracji przy samym oceanie i zamawiamy nieznane pozycje z kategorii deserów. Niestety okazuje się, że większości nie ma, ale nie szkodzi. Zmieniamy nasz wybór losowo. Otrzymujemy to co widoczne jest na zdjęciach. W planach były tylko owoce, a dostaliśmy czekoladowe ciasto i piankę z lodami.

IMG_1388

IMG_1409

IMG_1420

IMG_1431

IMG_1476

 

Później przyszedł czas na odpoczynek przy basenie. Agata czytała książkę na tablecie, a ja przeglądałem strony na laptopie. Do tego pani przyniosła nam kawę i ciasto. Żyć nie umierać. Na koniec dnia obserwowaliśmy zachód słońca, który rzeczywiście z tej strony wygląda pięknie. Widać, jak Słońce znika za wulkanem na Bali. Wieczorem kolejny spacer na kolację, gdzie tym razem… zgasło światło i zrobiło się małe zamieszanie. Zawsze braliśmy ze sobą latarkę i parasol, bowiem droga była ciemna i trochę odczuwaliśmy strach.

Kolejny dzień, to śniadanko i transfer teraz już dorożką do portu, skąd odpłynęliśmy na Lombok. Fale były wysokie i wiele osób miało duże problemy żołądkowe. Nie zapomnę, jak niektórym pasażerom mocno się odbijało, a część prawie płakała. My też najedliśmy się strachu. Dzięki Bogu, trafiliśmy na brzeg cali. Tutaj ktoś szybko wziął od nas bagaż i chciał pomóc w załatwieniu taksówki. Jak się okazało to tutejsza mafia, która próbuje wyciągnąć z turysty co się tylko da. Długie negocjacje, prawie przepychanki (nie chciałem dać napiwku za noszenie bagażu), ale w końcu przyjechał taksówkarz i zawiózł nas na lotnisko. Spieszyliśmy się, jednak jak się okazało na wyrost. Nasz lot był mocno opóźniony, chyba o 3 godziny przez co, zdążyliśmy wypić kawę i trochę posiedzieć i powspominać. Kiedy wylądowaliśmy na Bali otoczyli nas taksówkarze proponując „świetne” ceny za przejazd 1,5 km do hotelu. Wyszliśmy poza obszar lotniska i udało się przejechać za jakieś 5-7 złotych. Hotelik mały, przy pokoju trochę wody, ale na 1 noc jest w porządku. Otwierając drzwi przez przypadek znokautowałem Agę. Poszliśmy na kolację do lokalsów w pobliżu i udaliśmy się spać. Jutro kolejny dzień zwiedzania Bali.

IMG_1525

IMG_1560

IMG_1606

IMG_1672

IMG_1678



28 czerwca 2013

Sylwester na Bali

Rano przejechaliśmy taksówką na lotnisko w Jakarcie na terminal krajowy. Tutaj mieliśmy sporo czasu, ale po przejściu odprawy nie ma już nawet, gdzie usiąść przy kawie. Dobrze, że był jako-taki Internet. Lot o czasie, na pokładzie posiłek zakupiony wcześniej. Kilka wolnych miejsc, kilka osób z Europy. Po przylocie oczekiwanie na naszego kierowcę, dużo szukania, kręcenia się i nawet dzwonienia. Okazuje się, że czekał on na nas na terminalu międzynarodowym i przez to spotkaliśmy się z godzinnym opóźnieniem. (więcej…)



1 czerwca 2013

Jedziemy na wulkan do Bandung

Kolejny dzień z tego co pamiętam bez śniadania, bo wyjazd miał być bardzo wcześnie z uwagi na długą drogę do pokonania. Zabraliśmy po drodze kolejnych turystów – z Japonii, z Filipin i jeszcze kogoś. Tym razem busik był pełen. Na wulkan Tangkuban Parahu było około 160 kilometrów, a drogi nieciekawe, dlatego podróż trwała długo, jednak ja sporo spałem. Od 1826 roku wybuchał około siedemnastu razy, ostatni raz w 2002 roku. Na kominie Mount Tangkuban Parahu znajduje się szereg wielkich kraterόw – Kawah Baru, Kawah Ratu i Kawah Upas – oraz kilka mniejszych. Nazwa tego wulkanu znaczy w tłumaczeniu „Wywrócony Statek”, ze względu na swój kształt. Dojechaliśmy na parking z którego trzeba było odbyć około 20 minutowy spacer pod górę, a Dziubek nie czuł się tego dnia najlepiej, więc to wejście sprawiło mu dużo problemów. (więcej…)



31 maja 2013

Jedziemy na plantację herbaty i małe safari

Wstaliśmy rano, żeby sprawdzić czy w hotelu serwują śniadanie. Okazało się, że nie, ale można je zjeść w restauracji obok. Nomen omen bardzo dobrej i przyjaznej. Zamówiliśmy tutaj kilka nowych potraw, wszystkie okazały się bardzo smaczne. Ja wspominam świetną kawę ze słodkim mlekiem. Agata pewnie herbatkę, bodajże miętową. Przyjechał po nas minibusik z przewodniczką i kierowcą z firmy Gray Line, gdzie kupiliśmy wycieczkę do Bogor (ogrody), Puncak (plantacje herbaty) i na safari po przygotowanym specjalnie parku. (więcej…)



1 lutego 2013

Hiroszima i Miyajima

24 września, po nocnym przejeździe z Osaki do Hiroszimy i zjedzeniu śniadania w MC Donaldzie pojechaliśmy pociągiem do portu z którego można płynąć do wyspy Miyajima, która znajduje się na Wewnętrznym Morzu Japońskim. Po 10 minutowym rejsie po raz kolejny przywitały nas biegające na wolności sarny. (więcej…)



1 lutego 2013

Kyoto w cieniu Złotego Pawilonu

21 września, dzień w Kyoto rozpoczęliśmy na dworcu autobusowym po przyjeździe z Tokio o godzinie 6 rano. Po zakupie biletów udaliśmy się do hostelu zostawić bagaż i zjeść śniadanie. Na zwiedzanie ruszyliśmy tuż po 10. Pierwszym punktem był spacer po parku otaczającym zamek szoguna Tokugawy – Nijo-jo. W dalszej drodze (autobusem) dostaliśmy się do olśniewającego, Złotego Pawilonu – Kinkaku-ji. To właśnie on zrobił na nas piorunujące wrażenie – jest cudowny. (więcej…)



1 lutego 2013

Nikko – przepych na każdym kroku

20 września, całodzienny wyjazd do dawnej stolicy Japonii, czyli Nikko. W Japonii znane jest powiedzenie: nie używaj słowa ‚wspaniały’, jeśli nie widziałeś Nikko. Spacer aleją wysadzaną wielowiekowymi cedrami do chramu Toshogu, położonego w lesie mauzoleum jednego z najpotężniejszych władców Japonii, szoguna Tokugawa Ieyasu. Wraz ze świątynią buddyjską Rinnoji i chramem Futarasan – jest to jedyny w swoim rodzaju, z przepychem zdobiony, rozległy kompleks świątynny. Tego samego dnia wróciliśmy do Tokio skąd udaliśmy się na całonocną podróż do Kyoto. (więcej…)



1 lutego 2013

Tokio w pełnej krasie!

19 września, po odprawie i kontroli bagażowej, pojechaliśmy kolejką do centrum miasta. Skąd udaliśmy się do hostelu niedaleko stacji Asakusa. Tam zostawiliśmy bagaże i około południa rozpoczęliśmy zwiedzanie stolicy Japonii. Pomimo ogromnego zmęczenia spowodowanego zmianą czasu wytrwaliśmy aż do wieczora. Było warto, ponieważ Tokio zrobiło na nas ogromne wrażenie. Szczególnie, po zachodzie słońca. (więcej…)