maj 11

Sydney w jeden dzień

przez w Australia

Jedziemy metrem ze stacji Mascot do miasta. My wysiadamy na Circular Quay i od razu kierujemy się w stronę hotelu Intercontinenal Sydney, który znajduje się jakieś 200 metrów od stacji i tyle samo od słynnej Opery. Pomimo, że byliśmy przed godziną 13:00 to już była niewielka kolejka do check-inu. Po chwili recepcjonista odnalazł nasząrezerwację, chwilę porozmawialiśmy o polskiej wódce i z uwagi, że wcześniej na zdjęciach widziałem fajne widoki z klubowego saloniku na 31 piętrze, to postanowiłem zapytać o dostęp do niego. Zniknął on na chwilę, żeby coś sprawdzić czy też kogoś zapytać o takową możliwość i się udało. Otrzymaliśmy klucz pozwalający na spędzanie tam czasu. Warto podkreślić, że wiązało się to z darmowym śniadaniem, przekąskami do godziny 22 oraz kolacją (17-19) z napojami alkoholowymi. Nasz pokój położony był na 23 piętrze, daleko od windy. Niestety była to wersja z dwoma osobnymi łóżkami (brak dostępności innych konfiguracji). Trudno jednak mieć do niego jakiekolwiek zastrzeżenia. Co prawda miejscami widać, że nie jest to obiekt pierwszej nowości, ale oferuje wszystko, czego wymaga się od hotelu z pięcioma gwiazdkami na koncie.

Pokój w IC Sydney

Minibarek – jest w czym wybierać

Żeby dłużej już nie tracić czasu szybko się przebraliśmy i poszliśmy na spotkanie z kangurami do Taronga ZOO. Można tam dotrzeć promem z przystani numer 2, która była jakieś 100 metrów od hotelu. Następnie mamy aż trzy opcje wejścia do ZOO. Pierwszą z nich jest kolejka gondolowa, drugą autobus, a trzecią spacer (wejście dolne, a nie główne). Oczywiście poszedłem za opcją numer trzy, która jednak wiązała się ze zwiedzaniem „pod górę”. To jednak specjalnie by nam nie przeszkadzało, jednak chwilę po sprawdzeniu biletu (kupiony na australijskim Grouponie) zaczął lać deszcz z taką intensywnością, że w zasadzie nie można było zwiedzać, a z drugiej strony zwierzaki w tym czasie również się ukrywały. Po jakiś 20 minutach opad ustał zupełnie i zaczęło świecić słońce. Obawialiśmy się, że taka aura za długo się nie utrzyma i zaczęliśmy wręcz biegać po ogrodzie zoologicznym, że zobaczyć jak najwięcej. Mamy tutaj do obejrzenia ponad 4000 gatunków zwierząt, na co potrzeba sporo godzin. My mieliśmy ich tylko trzy, ale i tak udało się zobaczyć australijską faunę oraz słynne miejsce z żyrafami, gdzie mamy genialny krajobraz.

IMG_0901

Dużym plusem odwiedzonego zoo jest możliwość wejścia np. do kangurów. Te niestety nie były zbyt aktywne, ponieważ głównie odpoczywają chowając się przed słońcem. Najbardziej ruchliwe są w przed i po wschodzie słońca oraz przed i po zachodzie. Oprócz tego w określonych godzinach są różne pokazy i karmienie zwierząt. Niestety wombata się nie doszukaliśmy, a diabeł tasmański spał. Do miasta wróciliśmy promem. W hotelu byliśmy ponownie około 17:30 i od razu udaliśmy się do Club Lounge na kolacje. W tym miejscu dress code jest wymagany. Salonik był praktycznie pełen, ale z uwagi na świetne jedzenie (małże, ostrygi, sushi etc.) i dobre jakościowo alkohole zasiedzieliśmy się aż do 21:30. Zresztą dopiero po zachodzie słońca widok na Hardour Bridge i Operę był zjawiskowy.

2016-03-21 17.41.10

Kiedy już mieliśmy wychodzić na sesję zdjęciową Opery i mostu nocą to dosyć mocno rozpadał się deszcz i odpuściliśmy. Można było położyć się spać, żeby kolejny dzień zacząć jak najwcześniej.

Zgodnie z planami udało się wstać  już o 8 rano. Trudno będzie pewnie przez jeszcze spory czas odespać te praktycznie trzy totalnie bezsenne noce w czasie tego wyjazdu, ale póki forma dopisuje i jest się w tak wspaniałym miejscu, to trzeba korzystać. W związku z tym od razu poszliśmy do hotelowej restauracji na śniadanie. Jak przystało na markę IC wybór jedzenia jest bardzo szeroki, sporo jedzenia z wysokiej półki i do tego obsługa bardzo kompetentna. My niestety po wieczornym szaleństwie nie byliśmy specjalnie głodni, dlatego uraczyliśmy się tylko owocami i wyciskanymi sokami.

Po posiłku, wróciliśmy do pokoju i co? Na dworze znowu pada. Szybko sprawdzamy pogodę na Google. Okazuje się, że dopiero przejaśnienia mogą pojawić się o 14:00. W związku z tym idziemy popływać na basen, który znajduje się na 31 piętrze i również tutaj jest fajny widok na operę i most.

DCIM285MEDIA

2016-03-21 09.44.44

Kiedy dochodzi na zegarku 10:00 udajemy się do konsjerża po parasol i ruszamy na spacer. Udajemy się w stronę Hyde Parku, gdzie naszą uwagę zwróciła fontanna oraz niedaleko Katedra Św. Marii. Wcześniej jednak minęliśmy Art Gallery of NSW, czyli świątynię sztuki. W środku można podobno obejrzeć obrazy Roya Lichtensteina i Andy’ego Warholla. Niestety tym razem nie było na to czasu.


Następnie skierowaliśmy się w kierunku Darling Harbour, które jest sąsiednią zatoczką do Circular Quay. To prawdziwe centrum rozrywkowe, o czym przekonaliśmy się przy poprzedniej wizycie w Sydney (liczne bary i dyskoteki), ale są tutaj także atrakcje turystyczne. Niestety zdjęcia przy takiej pogodzie nie wyszły zbyt ładnie. W rejonie Darling Harbour jest kilka atrakcji jak np. Sydney Aquarium, Sydney Wildlife, Madame Tussauds Sydney i Australijskie Muzeum Morskie. Pierwsze trzy odwiedziłem 2 lata temu i polecam je głównie z uwagi na przystępną cenę w pakiecie.

2016-03-21 11.59.39

Niestety deszcze nie ustępował, a może i padał coraz mocniej. To jednak ns nie zniechęcało i poszliśmy w kierunku najpopularniejszego mostu w Australii, który nazywany jest też „wieszakiem” z uwagi na swój kształt. Robi on świetne wrażenie, wcale nie mniejsze niż Golden Gate czy Brooklyn Bridge, które notabene mieliśmy okazję oglądać na żywo w ostatnich czterech miesiącach. Każdy ma w sobie coś niezwykłego. Tym razem przeszliśmy się tylko pod nim, ale musimy w przyszłości także zrobić spacer po nim.

Idziemy dalej w stronę The Rocks, czyli pierwszej dzielnicy Sydney, gdzie ponad 200 lat temu wysiedli pierwsi osadnicy. Kiedyś było to miejsce doków i magazynów, a teraz są tu popularne restauracje. Architektura wiktoriańska widoczna jest na każdym kroku. Na uwagę zasługuje to, że wśród licznych budynków i schodów są także mini ogródki i miejsca, gdzie można usiąść i odpocząć.

Powoli zataczamy kółko, ponieważ kierujemy się na Quays, czyli w miejsce gdzie przypływają promy łączące zatokę. To takie nieoficjalne centrum Sydney, gdzie toczy się życie. Stąd też cały czas nasze oczy kierują się w stronę największej perełki Sydney, czyli budynku opery. Mówiono o niej już bardzo dużo, jednak kiedy byłem pierwszy raz w tym mieście mocno się na niej zawiodłem, ponieważ na żywo nie robi takiego wrażenia, jak w telewizji czy Internecie. Z drugiej strony posiada niesamowity kształt i jest pięknie oświetlona w nocy. Poza tym sama jej konstrukcja jest niesamowita, bowiem wykonano ją z tysięcy duńskich kafelków.

Zbliża się godzina naszego wykwaterowania, więc wracamy do hotelu, żeby się spakować. Zostawiamy swoje bagaże w recepcji i dostajemy specjalną kartę tylko do Lounge na 31 piętrze, gdzie w razie potrzeby możemy wypić kawę, zjeść o 17 kolację i przede wszystkim poczekać do 18:30 na kierowcę, który zawiezie nas na lotnisko. W tym hotelu (przyp. IC Sydney) dba się o klienta przez cały czas, nawet kiedy oficjalnie jego czas pobytu dawno już minął.

DCIM285MEDIA

DCIM285MEDIA

DCIM285MEDIA

DCIM285MEDIA

Okazuje się jednak, że pogoda w Sydney zgodnie z prognozami zdecydowanie się poprawiła i świeci słońce. To sprawia, że w mgnieniu oka ruszamy na kolejny spacer. Pomimo, że chodziliśmy tymi samymi ulicami przed kilkoma godzinami to teraz wszystko wydaje się jeszcze piękniejsze, aż tak, że nie chce się już opuszczać tego miasta i całej Australii. Niestety nasz czas tutaj powoli dobiega końca. Idziemy zjeść kilka sztuk sushi do hotelu, wypić pożegnalny kieliszek wina i jedziemy na lotnisko, żeby odbyć swój pierwszy rejs w pierwszej klasie linii Etihad na pokładzie Airbusa A380. O tym już niebawem.

IMG_9583



Tagi: , , , , , , , ,

Zostaw komentarz