paź 14

Powrót z Zanzibaru samolotem Kenya Airways

przez w Tanzania

Po powrocie ze snorkelingu Kasia wypiła jeszcze w hotelu ciepłą herbatkę, żeby uporać się z bólami żołądka, a my czekaliśmy na przyjazd Dala Dala, żeby zawieźć nas do Stown Town. Razem z nami jechał recepcjonista hotelu, ponieważ musieliśmy zapłacić za nasz pobyt a nie mieliśmy gotówki. Sam hotel w Internecie podawał, że płatność kartą jest jak najbardziej możliwa, ale okazało się to nieprawdą. 

Nasze zdziwienie było tym większe, jak okazało się, że autobusem, który normalnie zabiera pewnie około 20-25 osób jechaliśmy tylko my. W Stown Town wypłaciliśmy gotówkę i uregulowaliśmy rachunek za 4 noclegi w Jambiani. Była jeszcze dosyć niesympatyczna sytuacja kiedy Kasia wyszła z busu z odkrytymi kolanami, co przy obowiązującej tu kulturze jest niedozwolone. Zrobiła się nie lada awantura, a nawet doszło do rękoczynów pomiędzy miejscowymi, jednym z naszych kierowców.

IMG_4696

IMG_4697

Po dojeździe na lotnisko kierujemy się od razu do stanowiska check in, jednak okazuje się, że bez potwierdzenia posiadania biletów nie wejdziemy nawet na teren terminalu. Musimy podejść do biura linii lotniczej Precision Air i poprosić o wydrukowanie potwierdzeń. Z tym nie ma najmniejszego kłopotu. Podczas odprawy okazuje się, że musimy zapłacić jakieś 5$ opłaty bezpieczeństwa. Pokazuję, że nie mam przy sobie żadnych pieniędzy i mogę jedynie uregulować należność kartą. Kobieta nas obsługująca znika i po chwili wraca, żeby poinformować, że nic nie trzeba płacić. Zwykłe kombinatorstwo, które tutaj spotykaliśmy na każdym kroku.

IMG_4698

IMG_4700

Poszliśmy jeszcze z Kasią do saloniku Dhow Lounge, w którym prawdziwe pustki. Wybraliśmy sobie coś do jedzenia, co obsługujące panie podgrzały nam w mikrofalówce. Miejsce to nie jest specjalnie przyjazne, ale chociaż zapewnia duży spokój i ciszę do pracy.

Największym zdziwieniem była jednak zmiana godziny naszego lotu na ponad godzinę wcześniej, niż to było zaplanowane. Podobno byliśmy nawet wzywani, jednak w saloniku, na piętrze nie było totalnie nic słychać. Przyszedł po nas Szymon. Szybko się spakowaliśmy i poszliśmy do autobusu, który zawiózł nas do małego samolotu, którym polecieliśmy w 20 minutowy rejs do Dar Es Salaam.

IMG_4702

To niestety nie był koniec przygód. W stolicy Tanzanii, żeby wejść do terminalu międzynarodowego trzeba mieć potwierdzenia biletów. Zrobiliśmy odprawę przez Internet, a Szymon poszedł do informacji wydrukować bilety. Dzięki temu udało nam się wejść do środka. Tutaj akurat trwała odprawa na rejs do Amsterdamu, jednak my nie mogliśmy nadać bagażu, bo ten został zgubiony na poprzednim locie z Zanzibaru. Na szczęście po kilku godzinach patrzymy, a przy stanowisku linii Precision Air stoi plecak. Obsługa wykazała się pełną uczciwością, pomimo naszej naiwności, ponieważ nie spisaliśmy z nimi żadnego protokołu zagubienia, a tylko wymieniliśmy się numerami telefonów.

Naszym największym problemem była jednak niemożliwość przejścia kontroli paszportowej, ponieważ jak to uzasadniono wbijana jest pieczątka z obecną datą, a my wylot mieliśmy o 5:30 rano dnia kolejnego. W takim razie logiczne wydawałoby się odczekanie do godziny 00:01 i załatwienie tej formalności. Niestety nie. Tym razem dowiedzieliśmy się, że będziemy mogli przejść dopiero jak otworzy się odprawa bagażowa linii Kenya Airways (i nie ma tu znaczenia czy mamy czy nie mamy bagażu). Nonsens totalny, ale trzeba było czekać. Na dodatek w głównej hali nie ma gniazdek elektrycznych, przez co korzystanie z laptopa szybko się skończyło i pozostała zabawa na telefonie lub czytanie gazeta zabranych jeszcze z Polski.

IMG_4708

Kontrolę paszportową przeszliśmy dopiero < 2h przed odlotem. Szybko weszliśmy coś zjeść do saloniku Tanzanite Lounge, jednak nie zrobił on na nas dobrego wrażenia. Ważne, że mogliśmy podładować komputery, napić się czegoś i chwilę odpocząć na wygodnych kanapach. O smacznym posiłku nie było jednak mowy, bo to widzicie powyżej nie sprawiło przyjemności naszym kubkom smakowym.

IMG_4712

Rejs do Nairobi w całości przespaliśmy. Szkoda i to nie tylko, że ominął nas serwis, ale także dlatego, że widać było Kilimandżaro.

IMG_4713

Do Amsterdamu lecieliśmy dalej liniami kenijskimi, ale tym razem olbrzymim Boeingiem 777-300, który jak widzicie na zdjęciach poniżej był praktycznie pusty. LF można ocenić na mniej niż 40% (przednie sektory były pełniejsze).

IMG_4720

IMG_4722

Serwis rozpoczął się od śniadania

IMG_4724

A zakończył na obiedzie – powyżej baranina z ziemniakami. Do wyboru był jeszcze makaron i kurczak z ryżem.

IMG_4725

Kasia jadła właśnie makaron.

IMG_4726

Jesteśmy już na wysokości Grecji.

IMG_4728

IMG_4734

Dużo miejsca na nogi, wygodna pozycja do pracy na komputerze i ładowarka USB w każdym ekranie. Poza tym pod fotelami były gniazdka elektryczne. System rozrywki również sprawował się bardzo dobrze. Pograliśmy z Szymonem w kręgle przez multiplayera.

IMG_4735

Koniec naszej wycieczki miał miejsce w Berlinie skąd wróciliśmy samochodem do Poznania. Wcześniej jednak czekaliśmy w Amsterdamie na nasz lot Easyjetem. Dzięki sporemu szczęściu udało mi się wejść ponownie do hali wylotów bez boarding passu na rejs z tego terminalu. EasyJet jako jedna linia wylatuje z sektora M, który nie ma połączenia z pozostałymi, przez co po wyjściu i odebraniu bagażu miałem sporo problemów. Dzięki pomocy informacji lotniska dostałem się do kontroli paszportowej, a tam wytłumaczyłem swój problem, co pozwoliło mi kolejne trzy godziny posiedzieć razem z Kasią w lounge no. 41.



Tagi: , , , ,

One Response to “Powrót z Zanzibaru samolotem Kenya Airways”

  1. From Miko:

    Oficjalną stolicą Tanzanii jest Dodoma ;). Super relacja.

    Posted on 4 października 2015 at 16:44 #

Zostaw komentarz