maj 08

Petronas Twin Towers, Central Market i Thean Hou, czyli zwiedzamy Kuala Lumpur

przez w Malezja

Po całej nieprzespanej nocy funkcjonowaliśmy lepiej, niż można się było tego spodziewać. Z przyjemnością zjedliśmy śniadanie we wspomnianej poczekalni Dnata i na 40 minut przed lotem udaliśmy się na boarding. Skanowanie bagażu odbywało się dopiero przed samym wejściem do hali do której podłączony był rękaw do samolotu. Co można powiedzieć o rejsie z Singapuru do Kuala Lumpur liniami JetStar? Chyba tylko tyle, że się odbył. JetStar to jeden z tanich przewoźników, który nigdy nas nie zawiódł. Po raz kolejny obsługa uśmiechnięta, brak jakichkolwiek uwag do niewielkiego nadbagażu i lot o planowanym czasie.

Śniadanie w saloniku Dnata

W Kuala Lumpur wylądowaliśmy o godzinie 8. Tutaj również podjechaliśmy pod rękaw w terminal KLIA 2. Od razu, szybkim krokiem udaliśmy się na przystanek autobusowy, skąd można dojechać na KL Sentral. Do przejścia po lotniskowych korytarzach mieliśmy grubo ponad kilometr. Bilet do centrum miasta kosztuje 11 MYR (ok. 10 złotych) i jedzie się godzinę. Kiedy dotarliśmy już na główną stację w stolicy Malezji, od razu skorzystaliśmy ze świetnie działającego tutaj Ubera. Koszt przejazdu do hotelu zajął około 20 minut (cały czas obwodnicą z prędkością średnią 80 km/h) i kosztował uwaga – ponownie 11 MYR. Pomimo, że było dopiero parę minut po 10, to pokój już był gotowy w hotelu Double Tree by Hilton Kuala Lumpur. Obiekt ten znajduje się około 15-20 minut spacerem od wież Petronas Twin Towers. Z jego okien widać pewnie dobrze znany czytelnikom hotel Intercontinental KL, nad którego wyborem także się zastanawiałem, ale ostatecznie dzięki BPG wybrałem markę Hilton. Cena noclegu ze śniadaniem i kolacją w saloniku to około 60 złotych 🙂

Przesympatyczny człowiek przy check-inie dał nam pokój na 28 piętrze, najdalej od windy z pięknym widokiem na tereny zielone na obrzeżach stolicy oraz dostęp do saloniku Executive Lounge na 34 piętrze, gdzie widok był jeszcze lepszy. Niestety nasze zmęczenie tego dnia dało się we znaki i krótka drzemka przedłużyła się do 5-godzinne snu, przez co wybraliśmy się dopiero na wieczorny spacer, ale o tym za chwilę.

Wcześniej, trochę już głodni wjechaliśmy na najwyższe piętro hotelu, żeby zjeść kolację. Serwowano tutaj całkiem smacznego kurczaka, rybę, lasagne i kanapki z białego i ciemnego pieczywa. Poza tym wybór owoców i warzyw był bardzo pokaźny. Do tego wszystkiego można było napić się popularnych gatunków whisky, ginu czy wódki, jednak my postawiliśmy na kieliszek czerwonego wina. Kiedy nabraliśmy sił ruszyliśmy szybkim krokiem na siłownię i basen.

2016-03-18 16.02.17 2016-03-17 21.42.44-2

Zwiedzanie Kuala Lumpur rozpoczęliśmy kiedy było już zupełnie ciemno. Standardowo udaliśmy się pod Petronas Twin Tower, czyli najbardziej rozpoznawalnego miejsca w stolicy. Wieże zostały oddane do żytku w 1998 roku, a do 2004 najwyższym budynkiem na kuli ziemskiej. Mają one 451,9 metra wysokości. Z tego co słyszałem to właśnie tutaj mamy najwięcej centrów handlowych na kilometr kwadratowy na świecie.

Trzeba przyznać, że miasto nie jest idealne do spacerów, bowiem mało jest tutaj przejść dla pieszych, a chodnik kończą się nagle, nie wiadomo dlaczego. Na dodatek pod koniec spaceru rozładował mi się telefon, z którego korzystałem jako GPSa. To pozwoliło nam się lekko zgubić i do hotelu wrócić dopiero po północy.

To czekało na mnie w pokoju – miła niespodzianka od obsługi.

Jetlag dał o sobie trochę znać albo po prostu czuliśmy się się mocno wyspani po popołudniowej drzemce, ponieważ poszliśmy spać dopiero o 2:30, ale już o 8:00 byliśmy na nogach i poszliśmy na śniadanie do hotelowej restauracji na 11 piętrze. Warto tutaj dodać, że jako członek programu Hilton o złotym statusie możemy korzystać z tego przywileju bez dodatkowej opłaty, chociaż w tym wypadku nasza rezerwacja i tak była w opcji z wliczonym śniadaniem.

Restauracja poza daniami typowo śniadaniowymi typu jajecznica, płatki, chleb itd. oferuje także stolik z daniami kuchni indyjskiej. Rzeczywiście jedzie jest tutaj bardzo smaczne, a do wyboru mamy sporo opcji.

Tego dnia mieliśmy zaplanowany spacer po Chinatown, Central Market i świątynię Thean Hou. Szczególnie ciszyliśmy się na ten ostatni punkt, bowiem dwa poprzednie odwiedziliśmy już kilka razy w czasie swoich krótkich pobytów w Kuala Lumpur.

Do miasta pojechaliśmy punktualnie o 11, ponieważ o tej godzinie z hotelu jechał akurat darmowy shuttle bus. Mogliśmy wybrać gdzie kierowca ma nas podrzucić, więc ja zdecydowałem się na Central Market, gdzie byliśmy zobligowani do zakupu kilku pamiątek dla znajomych. Szybko i bez targowania, czyli tak jak lubimy.

Teraz poszliśmy zobaczyć jeszcze znajdujący się jakieś 500 metrów dalej Plac Niepodległości. Obok niego znajduje się budynek Sułtana Abdula Samada, który pełni teraz rolę siedziby Sądu Najwyższego w KL. Dla osób lubiących fotki z napisami typu „I love KL” właśnie takie miejsce znajdziemy nieopodal. Wróciłem w okolice Petaling Street, czyli najbardziej znanej dzielnicy handlowej miasta i odwiedziłem Chinatown. Można tam kupić dosłownie wszystko od koszulek i torebek, po zegarki i jedzenie. Idąc chodnikiem po lewej stronie spostrzegłem Sri Mahamariamman.

Ostatnim punktem była wspomniana świątynia Thean Hou, do której z KL Sentral poszliśmy pieszo. Końcówka trasy jest wymagająca, bowiem idzie się mocno pod górkę, a w dodatku w pełnym słońcu przy ponad 30 stopniach na termometrze. Widok na końcu jednak rekompensuje te trudy. Budynek utrzymany jest w biało-czerwono-pomarańczowych kolorach. Na około niego mamy dużo zieleni. Weszliśmy sobie do środka, na samą górę i zrobiliśmy kilka fotek. Niestety czas dosyć mocno nas gonił, ponieważ musieliśmy się wykwaterować z hotelu. W związku z tym wzięliśmy taksówkę – bez problemu, od razu z wykorzystaniem taksometru pojechaliśmy do celu.

Przed godziną 15 opuściliśmy mój pokój i poszliśmy zostawić bagaż do przechowalni. Następnie przyszedł czas na błogi odpoczynek, czyli saunę i basen. Niestety pod koniec trochę się rozpadało, ale co to za problem, jeżeli leżymy pod dużym parasolem, a na zewnątrz cały czas jest bardzo, bardzo ciepło.

Przed godziną 18 zacząłem powoli myśleć o transporcie na lotnisko, a dokładniej na terminal KLIA2, skąd operuje AirAsia X. Ponownie skorzystałem z usług Ubera, jednak jakie było moje zdziwienie, kiedy po wejściu do samochodu nawigacja pokazała czas przejazdu na KL Sentral 50 minut. Przecież ostatnio ten odcinek pokonaliśmy prawie 4x szybciej. Rzeczywiście o tej godzinie korki w Kuala Lumpur są bardzo duże. I tak kierowca na początku wykazał się kilka razy znajomością miasta i pojechał mniejszymi uliczkami, żeby dostać się na obwodnicę. Niestety to ewidentnie nie był jego dzień, bowiem zasypiał (dosłownie, przy tym chrapiąc) za kierownicą i kilka razy przytarł o krawężnik itd. Jak sam przyznał jest bardzo zmęczony, chociaż to dla nas marne wytłumaczenie, bowiem w takim stanie nie powinien świadczyć usług transportowych. Koniec końców na dworzec, a następnie na lotnisko (ponownie wybrałem autobus) dotarliśmy z odpowiednim zapasem czasu.

Od razu udaliśmy się do automatu, żeby wydrukować swój bilet na lot do Melbourne. Ponownie widniała na nim adnotacja, żebyśmy udali się do specjalnego stanowiska na dodatkową kontrolę dokumentów. Tam nie było żadnej kolejki, dzięki czemu już po chwili poszliśmy się na kolację do saloniku Premium Plaza (tego pomiędzy skrzydłami L i P). Oferuje on m.in. prysznic, strefę SPA i szybki Internet. Oferta gastronomiczna nie powala na kolana, ale nie wyjdzie się stąd głodnym. Niestety nie ma dostępnych żadnych alkoholi.

Na 30 minut przed odlotem meldujemy się pod gate P10, gdzie już trwa boarding do Airbusa A330 linii AirAsia X. Niestety samolot jest pełen w 99%, ale dzisiaj mamy szczęście bowiem miejsce obok nas (30B) jest wolne, dzięki temu możemy spokojnie pisać relację nie trącają współpasażera łokciem. Rejs do Melbourne potrwa 7 godzin i 50 minut.



Tagi: , , , , , , , , , , , , , , ,

Zostaw komentarz