gru 14

Trzęsienie ziemi, lot odwołany! Lecicie jutro, ale w biznes klasie!

przez w Meksyk

Po trzech dniach spędzonych w hotelu Occidental Grand Nuevo Vallarta nadszedł czas pakowania bagaży. Nasz wylot z Puerto Vallarta do Mexico City miał mieć miejsce około godziny 18:50. W związku z tym oddaliśmy karty od pokoi wcześniej i już „bezdomni” przebywaliśmy na plaży. Kiedy na trzy godziny przed odlotem udaliśmy się do recepcji, żeby zamówić taksówkę dowiedzieliśmy się, że w stolicy było trzęsienie ziemi i loty tam mogą być odwołane. 

W takiej sytuacji musieliśmy pojechać na lotnisko, żeby dowiedzieć się na czym stoimy. Tam, na tablicy zobaczyliśmy, że lot rzeczywiście został anulowany. W kolejce do odprawy bagażowej było już kilka osób, więc czekaliśmy.

Przy desku dowiedzieliśmy się, że możemy polecieć… za 3 dni. Na inne loty absolutnie nie ma miejsc, tym bardziej dla 4 osób. Byliśmy nieco zaskoczeni i zdenerwowani. Po pierwsze to powodowało, że nie mieliśmy szansy zdążyć na nasz lot EasyJetem z Amsterdamu do Berlina (osobna rezerwacja), a po drugie bylibyśmy zmuszeni kupić dwie dodatkowe noce w hotelu, co wiązało się z dużymi, zupełnie nieoczekiwanymi kosztami.

Nie poddaliśmy się i poprosiliśmy o pomoc managera zmiany Aeromexico. Wyjaśniłem mu naszą sytuację, a wcześniej sprawdziłem dostępne opcje powrotu. Okazało się, że są wolne miejsce w locie KLM kolejnego dnia, ale w klasie biznes. Na pamiątkę zrobiłem zrzut ekranu:

I rzeczywiście, po godzinie negocjacji, sprawdzania etc. Dostaliśmy ostatnie miejsca w biznes klasie na rejs kolejnego dnia. Nasza radość była przeogromna! Szybko zarezerwowaliśmy sobie na ten dzień nocleg w hotelu Holiday Inn Express Puerto Vallarta, gdzie dostępny był pokój 4 osoby ze śniadaniem w cenie około 50 złotych od osoby, co było doskonałą stawką. Dodatkowo znajdował się on 15 minut spaceru od hotelu. Pokoje były rzeczywiście bardzo czyste:

Do dyspozycji mieliśmy też basen na piętrze i siłownię. A rano uraczono nas bardzo smacznym śniadaniem.

Po śniadaniu wykwaterowaliśmy się i pojechaliśmy na lotnisko. Nadaliśmy bagaże i… okazuje się, że salonik tutaj jest tylko dla posiadaczy różnego rodzaju kart, a nie dla pasażerów biznes klasy. W związku z tym tylko dwójka z nas (mając Priority Pass) mogła wejść. Poniżej możecie zobaczyć, że poczekalnia jest całkiem przyjemna jak na tak małe lotnisko.

Lot do Mexico City tym razem odbył się planowo. Ale jeżeli myśleliście, że to koniec naszych problemów to jesteście w błędzie. Po dotarciu do stolicy (mieliśmy niecałe 4h na przesiadkę) musieliśmy zmienić terminal, na ten z którego lata holenderski KLM. Poszliśmy odebrać nasze bilety. W kolejce do odprawy były dosłownie setki osób! Dobrze, że mogliśmy podejść do check in klasy premium bez czekania. Tam jednak okazało się, że jedno z nas nie ma wystawionego biletu! Agent nic nie mógł pomóc, bo nie widział ani jednego miejsca dostępnego w samolocie. Zalecono nam, żebyśmy poszli do biura Aeromexico, bo tylko oni mogą ponownie taki bilet nam wystawić. Z uwagi, że czas płynął szybko wzięliśmy taksówkę, żeby przejechać do drugiego terminalu. Normalnie można to zrobić szybki pociągiem pomiędzy terminalami, ale w trakcie trzęsienia ziemi został on uszkodzony i kursował zastępczy autobus. My nie mieliśmy jednak na to czasu.

W biurze Aeromexico agent kilka razy poklikał na swoim komputerze i powiedział, że wszystko powinno być okay. Ponownie musieliśmy udać się do drugiego terminalu, żeby odebrać podobno już wystawiony bilet. Rzeczywiście tym razem cała nasza czwórka dostała swoje miejsca na górnym pokładzie samolotu KLM Boeing 747-400. Wcześniej jednak ruszyliśmy w stronę kontroli bezpieczeństwa i dalej do saloniku AirFrance i KLM.

Później już tylko boarding, schodami do góry i mogliśmy odetchnąć z ulgą na szerokim i niesamowicie wygodnym hotelu. Jeszcze przed startem podano nam wino musujące i orzeszki, a także menu z posiłkami, które będą serwowane w trakcie rejsu.

Godzinę po starcie zjedliśmy kolację, a następnie poszliśmy spać na płaskich łóżkach.

Na 2 godziny przed lądowaniem w stolicy Holandii zjedliśmy śniadanie. Lot nie był opóźniony, dzięki czemu spokojnie zdążyliśmy na dworzec z którego pociągiem przez Hanower i Berlin wróciliśmy do Poznania. Niestety koszt całej wycieczki mocno się zwiększył, ale to jest właśnie kwintesencja podróżowania. Często spotykają nas nieoczekiwane sytuacje, którym musimy podołać. Myślę, że i tak cała historia zakończyła się rewelacyjnie dla nas! 🙂

Powyżej Jumbo Jet, którym przylecieliśmy do Amsterdamu!



Tagi: , , , , , ,

Zostaw komentarz