sie 19

W drodze na Tajwan z China Southern Airlines

przez w Tajwan

Tajwan jest niewielką wyspą o długości ok. 400 kilometrów i 150 km szerokości. Do tej pory był na mojej liście miejsc, które chciałbym odwiedzić. W końcu nadarzyła się ku temu okazja z uwagi na targi komputerowe odbywające się co roku w stolicy – Taipei. Trudno było przejść koło takiej propozycji obojętnie, więc zarezerwowałem najtańsze bilety lotnicze i zacząłem układać swój plan podróży po wyspie.

Trasa podróży

W końcu nadszedł ten dzień, kiedy musiałem pojechać PolskimBusem do Berlina na lotnisko Tegel i tam poczekać kilka godzin w nocy na swój wczesno-poranny lot do Amsterdamu. Nadałem swój bagaż i przeszedłem do kontroli bezpieczeństwa, żeby po chwili obyć boarding na pokład Airbusa A320 linii KLM. Lot trwał trochę ponad godzinę. Po tym miałem około 5 godzin na zjedzenie śniadania w jednym z saloników na holenderskim lotnisku. Są one całkiem niezłe, chociaż bardzo dużo w godzinach przedpołudniowych tam ludzi.

Wnętrze jednego z saloników na lotnisku Schiphol

Przyszedł czas na boarding na najdłuższy lot do Guangzhou, czyli hubu linii China Southern Airlines, która należy do sojuszu SkyTeam. Samolot był pełny w 98%. Jakież było moja zadowolenie, kiedy okazało się, że jednym z tych kilku pustych miejsc to obok mnie, przy oknie. Miałem przez około 11 godzin dwa siedzenia do dyspozycji, co w klasie ekonomicznej A330 jest niesamowitym udogodnieniem. Około 1,5 h po starcie podano obiad – wybrałem kurczaka z ziemniakami. Do tego coś na słodko i do picia (brak mocnych alkoholi). Na 2 godziny przed lądowaniem zjadłem drugi posiłek, którym było w zasadzie śniadanie. Tym razem makaron z wołowiną na ostro, a do tego owoce i rogalik z dżemem. Zdecydowanie smaczniejsze od tego poprzedniego posiłku.

Po wielu godzinach lotu w końcu dotarliśmy do Guangzhou, gdzie długo jeszcze jeździliśmy po płycie lotniska. Następnie czekały mnie kolejne godziny, kiedy to czekałem na ostatni (całe szczęście) już lot do Taipei. Czas ten spędziłem w saloniku Premium Plaza, który znajduje się w międzynarodowym terminalu. Oferuje kilka sali, gdzie można odpocząć, popracować i coś zjeść. Wybór jest bardzo przyzwoity, więc czas minął mi tutaj bardzo szybko.

Lot na Tajwan ponownie wykonywany był samolotem szerokokadłubowym, pomimo tego, że to przecież mniej niż 2 godziny lotu. Podano jakąś drobną przekąskę i coś do picia. Po tym wszystkim po raz pierwszy stąpnąłem na tajwańskiej ziemi. Zdawałem sobie jednak sprawę, że kraj ten nie jest popularną destynacją turystyczną, nie ma takich pięknych plaż jak Tajlandia, ani takich niskich cen jak Indonezja. Z drugiej strony byłem ciekawy jak bardzo przypomina Chiny czy Hong Kong i czy rzeczywiście „dotknie mojego serca”, jak głosi jeden ze sloganów reklamowych tego kraju.

Od razu udałem się na stację kolejową, żeby szybkim pociągiem pojechać na południe do miasta Kaohsiung. Podróż ta kosztowała mnie około 100 złotych, a trwała zaledwie dwie godziny. Trzeba przyznać, że to bardzo komfortowe rozwiązanie, które było dla mnie idealnym wyjściem po tak długiej i męczącej podróży. Metrem podjechałem w okolice hotelu Sunshine, który wcześniej zarezerwowałem za jedyne 40 złotych (dzięki kodom zniżkowym na jednym z niszowych OTA). W recepcji dostałem kartę do pokoju, który był na jednym z najwyższych pięter. Zobaczcie powyżej sami jak wyglądał. Tego dnia udało mi się jeszcze zmobilizować i pójść na spacer, ale spotkał mnie ulewnym deszcz i niestety nie odwiedziłem zakładanych miejsc. Zrobiłem to jednak kolejnego dnia, o czym napiszę w kolejnym poście.



Tagi: , , , , , , , ,

Zostaw komentarz