Nie chcę latać sam. Tak rozpocznę tę relację. Cóż stało się, więc nie mam wyjścia. Na drugi raz bez względu na wszystkich i wszystko odmówię sobie tej przyjemności. Relację tę piszę w czasie rejsu z Long Beach do Las Vegas dnia 23 stycznia.
Zaczynam wycieczkę od przejazdu z Pleszewa do Poznania. Jedziemy z Kasią już po 18, żeby trochę czasu pobyć razem, a później przed 23 zbieram manatki i jadę na przystanek Polskiego Busa. Od jakiegoś czasu nie lubię rozłąki i specjalnie mi ona nie służy, ale pocieszam się, że „najpiękniejsze bywają powroty”.
Autobus pomimo mrozu i słabych warunków atmosferycznych dojeżdża na przystanek Metro Młociny w stolicy aż 40 minut przed czasem. To dobrze i źle. Dobrze, bo wiem, że zdążę na samolot. Źle, bowiem metro jest jeszcze nieczynne i trzeba poczekać ponad 20 minut, a jest zimno, nawet w poczekalni. Po dotarciu na lotnisko idę od razu się odprawić do samoobsługowego automatu. Wybieram miejsca przy oknie i przechodzą kontrolę w osobnej kolejce dla kasy biznes (priority pass). Po tym udaję się, jak zwykle do saloniku Ballada, gdzie jem śniadanie, wypijam dwie kawy i przeglądam wiadomości z sieci.
O godzinie 8:50 mam rejs do Monachium liniami lotniczymi Lufthansa. Mój, a w zasadzie Kasi plecak okazuje się za duży i nie mieści się w luku nad głowami. Niestety E195 ma małe schowki, więc wpycham bagaż pod nogi moje i mojego współpasażera, który przyjmuje to z uśmiechem na ustach. Do Monachium lecimy prawie 2 godziny, bez większych problemów. W tym czasie czytam gazety wzięte z saloniku.
Z samolotu do terminalu zawozi nas autobus, a tutaj już prosta droga do bramki na lot do Chicago. Niestety pomimo godziny wolnego czasu nie poszedłem do saloniku, bo był on w innej części lotniska. Teraz sprawdzenie przez pracowników linii mojej wizy i szereg pytań o cel podróży, kto pomagał mi się pakować, gdzie będę spał etc. Po tym pozostaje mi tylko czekać. Tym razem podstawiony zostaje samolot Boeing 777-200 linii United, który bierze na pokład prawie 350 osób. Boarding przebiega bardzo sprawnie z uwagi na podzielenie paxów na różne grupy.
Zajmuję miejsce w 44 rzędzie przy oknie. Jest wygodnie, ale mam dwie osoby po lewej stronie, więc komfortowe wychodzenie do toalety będzie niemożliwe. W praktyce poszedłem tylko raz. Wylatujemy ok. 20 minut po czasie. Po godzinie podawane są precelki i napoje (za alkohol płaci się dodatkowo), a później posiłek (wołowina, kurczak lub makaron) i znowu napoje. Wszystko bardzo smaczne, sprawnie podane i szybko posprzątane. Obsługa serwuje picie średnio co 30 minut przechodząc po samolocie z wodą i sokiem, ale można poprosić również o precelki i colę. Udaje mi się zasnąć na około 2,5 godziny, a może trochę dłużej. Po tym czasie już do końca rejsu piszę sobie na komputerze. 1,5 godziny przed lądowaniem załoga United podaje przekąskę w postaci ciepłej bułki z serem żółtym i jakiś dodatków. Ponownie jedzenie oceniam dobrze. Po 10 godzinach lotu lądujemy na głównym lotnisku w Chicago i kołujemy do rękawa ponad 30 minut. Teraz czas na immigration, do którego trzeba poczekać prawie godzinę w kolejce. Po dojściu do urzędnika okazuje się, że w moim paszporcie pozostała biała kartka, którą powinno się usunąć podczas wylotu ze Stanów ostatnim razem. Teraz teoretycznie oznacza to, że nie opuściłem USA w wyznaczonym terminie. Zaczynają się liczne pytania i mało przyjazna atmosfera. Następnie idę do kontroli bagażu i udaje mi się wszystko zakończyć powodzeniem. Teraz udaję się do metra, żeby jechać do hotelu na nocleg. W Chicago jest różnica czasu 7 godzin w stosunku do Polski, więc o tyle wydłużył mi się dzień. W Polsce normalnie szedłbym już spać.
Po transferze trwającym około 50 minut wysiadam i idę do hotelu. Chwilę ustalam którym wyjściem wydostać się na zewnątrz. Niestety na dworze bardzo zła pogoda – pada mocno śnieg i jest zimno. Dobrze, że do hotelu mam kilka minut. Hotel Blake to komfortowy i bardzo dobrze położony obiekt, za który nie przyszło mi zapłacić ani dolara (gwarancja najlepszej ceny u jednego z pośredników). Otrzymuję pokój na 9 piętrze i idę na miasto zrobić kilka zdjęć. Moim celem jest Millenium Park z Cloud Gate, które często widzimy w telewizji. To zrobiona z metalu rzeźba w kształcie fasolki. Kupuję jeszcze przejściówkę do amerykańskich wtyczek, coś do jedzenia w markecie i idę do hotelu na nocleg.
Przekąska przed obiadem
Całkiem konkretny posiłek
1,5 godziny przed lądowaniem w Chicago
Coś słodkiego tuż przed lądowaniem
Straszne mrozy w USA stały się faktem. Teraz aż -19 stopni C.
Hotel Blake praktycznie w samym centrum Chicago
Najnowsze komentarze