Jeden dzień na Zanzibarze, kiedy mieliśmy już trochę za dużo kontaktu ze słońcem postanowiliśmy się wybrać do Jozani Forest oraz do restauracji The Rock. Oczywiście rozpoczęliśmy szukania taksówki lub skuterów, żeby dostać się w te dwa miejsca. Pierwsza opcja miała kosztować nas 60 tys. szylingów, natomiast, żeby dostać skuter trzeba mieć zaświadczenie ze Stown Town, które kosztuje 10$. Koniec końców ruszyliśmy pieszo wzdłuż drogi licząc, że uda się złapać jakiegoś stopa i w ramach większego napiwku zawiezie nas na miejsce. Wcale nie było to takie proste, ponieważ po pierwsze jeździło mało samochodów, a jak już ktoś przejeżdżał to nie miał dla nas miejsca. Ostatecznie dwóch miejscowych zabrało nas ze sobą i zawieźli do parku Jozani Forest.
Po wejściu do rezerwatu mieliśmy nie lada przyjemność z fotografowania małp, które przyjechaliśmy tu zobaczyć. Nie myślałem, że będą aż tak blisko nas. A one dosłownie były na wyciągnięcie ręki. Niestety wzięliśmy aparat bez baterii, która ładowała się w hotelu przez co nasze zdjęcia nie należą do idealnych (kompakt i komórka).
Rezerwat endemicznych małp zanzibarskich: gerez czerwonych. Żyją na wyspie od 1,5 tysiąca lat. Są to małpy o czerwonawym futrze, żyją tylko na Zanzibarze. Próby przeniesienia i zasiedlenia nimi nie udały się nigdy. Żywią się liśćmi figowców, niedojrzałymi owocami, kokosami, owocami mango. W ich organizmach znajduje się bakteria która pomaga w trawieniu niedojrzałych owoców. W lesie żyją również, trochę bardziej nieśmiałe, małpy błękitne (Blue Monkeys), które czasami można wypatrzyć wysoko na drzewach. Cały czas chodziliśmy z miejscowym przewodnikiem, który zabrał nas także na drugą stronę ulicy do lasu, gdzie znajdują się najróżniejsze gatunki drzew i krzewów. Opisywał on każdy z nich, podając nazwy w trzech językach.
W drogę powrotną udało nam się zabrać busem Dala Dala, który był pełen miejscowych ludzi. Akurat dobrze, że jechał w kierunku restauracji The Rock, która była naszym kolejnym punktem dnia.
Kameralna restauracja w Zanzibarze, znajduje się na niewielkiej skale, która z kolei znajduje się w wodzie, niedaleko brzegu. Tradycyjny, biały domek pokryty strzechą jest otoczony naturalnymi tarasami. Z każdej strony rozciągają się fantastyczne widoki na błękitny i przejrzysty Ocean Indyjski. Niestety ceny w menu są dużo wyższe niż we wszystkich pozostałych miejscach, gdzie przyszło nam jeść obiad czy kolację, więc ograniczyliśmy się do napoju i ruszyliśmy z powrotem do hotelu. Tym razem również udało się zabrać miejscowym autobusem Dala Dala, który specjalnie dla nas zmienił kurs i odwiózł nas pod hotel.
Najnowsze komentarze