Drugi dzień w Pradze zaczynamy śniadaniem w hotelowej restauracji. Ludzi sporo, ale jedzenia nie brakuje. No może poza owocami i warzywami, które są na wykończeniu, ale nikt ich nie donosi. Cóż nauczka na jutro, żeby przyjść wcześniej.
Dzisiaj nasz spacer po stolicy Czech obejmuje przede wszystkim Hradczany – założone około roku 880 przez księcia Brzetysława i przez stulecia były siedzibą czeskich książąt oraz królów. Hradczański kompleks zamkowy jest największym zamkowym kompleksem na świecie. Na obszarze 1,51 km2 znajduje się niezliczona ilość zabytków. Do najciekawszych zaliczyć można katedrę św. Wita na której wieżę postanowiliśmy wejść, pomimo opłaty ok. 15 złotych. Na górę prowadzi około 300 schodów, ale widok z góry rekompensuje trudy. Jeszcze na wzgórzu zjadamy smaczne podane na słodko zwijane ciasto (niestety nie wiem jak się nazywało). Później schodzimy zielonym parkiem w kierunku mostu Karola, żeby zaraz wybrać jedną z restauracji na kawę i piwo. Trochę pudło, bowiem ceny okazują się w porównaniu do innych miejsc bardzo wysokie. Szybko postanawiamy iść dalej.
Nasz spacer kończy się ponownie ok. godziny 17 w restauracji U Houdku. Tym razem zajmujemy miejsca w drugiej sali, gdzie jest dużo cieplej niż w pierwszej i nie wieje. Kelner ten sam, więc i tym razem podaje Kasi coś innego niż w zamówieniu. Szybko się jednak poprawia i spożywamy pyszne dania. Trzy tortille za 140 Koron, które wybrała Kasia to zdecydowanie numer jeden, jakie jadłem w Pradze. Zabójczo smaczne, polecamy! Niestety po obiedzie pogoda zaczęła się psuć, aż zaczęło padać. My mieliśmy jeszcze w planach odwiedziny mostu Karola po zmierzchu. Pojechaliśmy 2 stacje metrem, a następnie chroniąc się przed narastającymi opadami podążyliśmy zrobić zdjęcia. Deszcz ustał. Wtedy spokojnie wróciliśmy do hotelu.
Niedziela, czyli nas ostatni dzień w Pradze był już spokojniejszy. Zostawiliśmy bagaże w przechowalni i poszliśmy do centrum. Około południa wypiliśmy czekoladę w Choco Cafe. Jedna podobno pochodziła z Tanzanii, a druga z… zapomniałem. Może Kasiu pamiętasz? Później poszliśmy zobaczyć Tańczący Dom, który powstał w latach 1992-1996 na praskim Bulwarze Rašína. Symbol praskiej architektury nowoczesnej był z początku odbierany z dystansem, wkrótce jednak stał się popularną atrakcją turystyczną oraz otrzymał cały szereg prestiżowych nagród.
Najwięcej śmiechu było z szukaniem restauracji na obiad. Dosłownie nic nam się nie podobało i jak już mieliśmy wracać do hotelu, żeby nasz kierowca nie czekał to trafiliśmy do lokalu blisko dworca Florenc. Zamówiliśmy całkiem smaczne dania, które widzicie na ostatnich zdjęciach. Tym samym udało się wydać resztę pieniędzy.
Poszliśmy spacerem do hotelu, a następnie pojechaliśmy z sympatycznym człowiekiem na lotnisko główne w Pradze. Nadaliśmy bagaż do Warszawy i przeszliśmy Fast Linem do hali odlotów (bez kolejki). Mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc skorzystaliśmy z dobrze działającego Internetu. Po przylocie do Warszawy, ponieważ mieliśmy do wylotu aż 3 godziny, to wzięliśmy nasze rzeczy i nadaliśmy w walizce do Poznania, a sami poszliśmy na godzinny trening. Bieg w kierunku centrum i z powrotem. To się nazywa dobrze wykorzystać wolny czas 😉
From Kasia:
Ta druga kawa pochodziła z Peru 🙂