Dzień rozpoczynamy punktualnie o 8 rano, kiedy to zadzwonił nasz budzik. Zbieramy się na śniadanie, które serwowane jest na parterze w hotelu. Jego formuła była mi do tej pory nigdy wcześniej niespotykana. W cenie mamy trzy rodzaje tostów, dżemy, miód, masło orzechowe, kilka rodzajów płatków, soki, wodę, kawę i herbatę. Za inne rzeczy jak np. jajecznicę trzeba dodatkowo zapłacić kilka dolarów.
Po śniadaniu szykujemy się do wyjścia. Po drodze prosimy jeszcze w recepcji o wydrukowanie nam biletów na prom z pndrive’a, jednak okazuje się to niemożliwe z uwagi na zabezpieczenia (pewnie ściema). Możemy wysłać pliki przez maila lub iść do drukarni w pobliżu hotelu. Wybieramy drugą opcję.
Po wydrukowaniu Groponów na prom idziemy w kierunku ulicy St. George Street, gdzie wchodzimy do Queens Victoria Building, czyli centrum handlowego o niespotykanym wykończeniu Było ono budowane pod koniec XIX wieku, a największe wrażenie robią dwa zegary umieszczono w środku pomieszczenia. Po drugiej stronie mieści się ratusz Sydney. Idziemy dalej do Darling Harbour, czyli zatoki w okolicy której znajdują się bary i restauracje, ale także kilka atrakcji dla turystów.
My kupiliśmy dzień wcześniej online bilety do pięciu miejsc: Sydney Aquarium, Sydney Wildlife, Madame Tussauds Sydney, Tower Eye Sydney i Sea Life Manly. Za wszystkie zapłaciliśmy 64 dolary od osoby, co jest dobrą ceną, kiedy porównamy ją z pojedynczymi biletami wstępu.
Zwiedzanie zaczynamy od Wildlife, gdzie mamy okazję zobaczyć najbardziej charakterystyczne dla Australii zwierzęta. Obserwujemy wallaby (podobne do kangurów) i również same kangury. Są one jednak mało aktywne w czasie dnia i głównie leżą. Przyjemny wydaje się być diabeł tasmański, który jest ruchliwy i ładnie pozuje do zdjęć. Podobnie jak liczne węże zamknięta za szybą. Na uwagę zasługują także pingwiny małe oraz krokodyl o wadze 700 kilogramów. Widzieliśmy również ptaka o nazwie Kookaburra, misie koala (zdjęcie z nimi to 15 dolarów) oraz sporo owadów.
Kolejnym punktem, położonym dosłownie drzwi obok jest Madame Tussauds, czyli muzeum figur woskowych. W tym miejscu możemy zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z podobizną Jamesa Cooka, Baracka Obamy czy Michaela Jacksona. Nie zabrakło również przygotowanych miejsc na fotkę w bolidzie formuły pierwszej, na stole operacyjnym czy sali, gdzie pokazywane jest jak robione są figury woskowe, tak podobne do oryginalnych postaci. Miejsce bardzo komercyjne i w sumie ponownie bym się tutaj nie wybrał.
Również w Darling Harbour znajduje się Sydney Aquarium, gdzie można podziwiać morską faunę i florę Australii. Na początku nie jest tak ciekawie jak pod koniec, bowiem możemy oglądać mały rybki, żółwie, kraby, homary czy też koniki morskie. Dużo lepsze wrażenie robią specjalnie przygotowane tunele, przez które przechodzimy a nad nami i obok nas pływają rekiny czy płaszczki. Mamy dużo szczęścia bo w środku nie ma zbyt dużo ludzi i możemy spokojnie zrobić trochę zdjęć i poobserwować ryby.
Teraz ruszamy na krótki spacer w kierunku Tower Eye, na którą wchodzi się przez centrum handlowe. Na początku dostaliśmy okulary i obejrzeliśmy film promujący Sydney w 4D. Czwartym wymiarem jest pryskająca poda czy trzęsąca się podłoga. Prezentacja całkiem przyjemna i zrobiła na nas dobre wrażenie. Później następuje kontrola bagaży i udajemy się do winy, która jedzie na samą górę w około 40 sekund. Niestety stąd słabo widać operę i słynny most, bowiem są zasłonięte w przeważającej części przez inne wieżowce.
Jest godzina 14, więc czas coś zjeść. Udajemy się do „Głodnego Jacka”, gdzie już za 5 dolarów można dostać zestaw złożony z frytek, chickenburgera, coli i loda. Spędzamy tutaj ponad godzinę, żeby dalej przejść do portu.
O 16:30 płyniemy z Circular Quay do Manly. Jest to małe miasteczko położone blisko wejścia do zatoki. Bilety udało się kupić na Grouponie za 4,5 AUD w jedną stronę (50% ceny), jednak jak się okazało w drodze powrotnej wsiedliśmy do złego promu bez biletów i popłynęliśmy na gapę, za darmo. Dwa bilety zostały niewykorzystane. Mieliśmy w Manly odwiedzić Sea Life, ale okazało się, że jest ono otwarte do 17:30, a ostatnie wejście jest o 16:45, przez co nie zdążyliśmy. Zakończyło się tylko na spacerze wzdłuż wybrzeża.
Dzień kończymy zakupami, spacerem do hotelu i ponownym wyjściem do Starbucksa na kawę Latte. Spędzamy tam przy komputerach dwie godziny, po czym wracamy do hotelu na nocleg. Jesteśmy zmęczeni więc odpuszczamy sobie pakowanie i po kąpieli idziemy spać.
Najnowsze komentarze