Wstaję o zaplanowanej godzinie, chociaż ochoty specjalnej nie mam. Po ostatniej nieprzespanej nocy, teraz tylko kilka godzin snu i wciąż jestem nie w pełni sił. W Dubaju jednak mam tylko jeden dzień, więc ruszam na pierwsze piętro do hotelowej restauracji, gdzie jem śniadanie. Wybór jedzenia jest przyzwoity i trudno do czegoś się przyczepić. Oczywiście widziałem już dużo więcej ciekawych potraw w hotelach tej marki, ale nie jest najgorzej. Zamawiam omleta, nakładam kilka dodatków i wypijam mocną kawę na rozbudzenie.
Po śniadaniu zrobiłem sobie przechadzkę po hotelu, żeby zobaczyć co ma on do zaoferowania. Najlepsze wrażenie zrobił na mnie basen, a w zasadzie dwa baseny – po jednym z każdej strony hotelu. Po tym wróciłem do pokoju skończyć pewne rzeczy do pracy i ruszyłem na zwiedzanie Dubaju. Musiałem wrócić na przystanek autobusowy, z którego dotarłem na stację metra, a następnie pojechałem w stronę Business Bay. Już z okien widać, że Dubaj i Szardża to bardzo czyste i ułożone miasta. Ruch uliczny jest bardzo intensywny i to praktycznie przez całą dobę. Z kolei w metrze nie można żuć gumy czy jeść i pić. W tym mieście niecałe 15% ludzi to miejscowi, a reszta to ludzie z Europy i klasa robotnicza.
Wróćmy jednak do mojego zwiedzania Dubaju. Z uwagi, że byłem tutaj teraz chyba czwarty raz i najważniejsze punkty mam „zaliczone” to nie miałem specjalnego parcia na skakanie po najpopularniejszych atrakcjach. Gdzieś wyczytałem, że świetny widok jest na hotelu Marriott i właśnie do niego się udałem. Rzeczywiście można wjechać na 55 piętro i zobaczyć miasto z góry lub udać się na piętro 7 i zobaczyć miasto z innej perspektywy. Następnie udałem się na długi spacer w stronę Burj Khalifa. Tego dnia, pomimo, że było bardzo ciepło to miastu dokuczał smog. Słońce nie mogło się przebić przez co i zdjęcia nie robią takiego wrażenia, jak w słoneczną pogodę.
Jak widzicie mieszkańcy Dubaju odpoczywają w różny sposób. Nie ma tutaj na trawnikach napisu „nie deptać”, tylko można spokojnie się na nim położyć i zrelaksować. Kolejki pasażerów do autobusu ustawiają się same z siebie, jest spokojnie i nie ma przepychania czy walki o miejsce. Niestety mój powrót to był istny koszmar. Korek na trasie Dubaj – Szardża przesuwał się w żółwim tempie, przez co cała droga zabrała mi około 2 godzin. To chyba niecodzienna sytuacja, bowiem inni pasażerowie wyglądali na zdziwionych i zaskoczonych.
Spacerowałem także po Szardży, która zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jest to spokojne, ciche (w dzień) miasteczko z pięknymi widokami. Chodzenie deptakiem wzdłuż „laguny” pozwala zapomnieć o bożym świecie i podziwiać wyrastające z ziemi wieżowce oraz meczety. Przed godziną 18 wróciłem w końcu do hotelu, żeby wykąpać się i spakować. Wróciłem do recepcji, żeby zapłacić za pobyt i wymeldować się. Przemiła kobieta zaproponowała mi, żeby poczekał na swój lot w saloniku i zjadł tam kolację, po czym sama zaprowadziła mnie do niego (a przecież dobrze wiedziałem gdzie jest). Bardzo miło nam się rozmawiało m.in. o jej podróżach po Europie (najbardziej zauroczona jest Wenecją).
Na kolację serwowana była ryba w panierce i sajgonki, a także liczne warzywa, sery, słodkości oraz napoje (nie było alkoholu). Lounge znajduje się na 17 piętrze i oferuje piękne widoki na lagunę. W trakcie mojego pobytu nie było zbyt wiele osób. Już wtedy Google wyświetliło mi wiadomość, że mój lot Cebu Pacific jest opóźniony o około 1 godzinę. Przez to niespecjalnie spieszyłem się na lotnisko, ale wiedząc o korkach pojechałem tam ze sporym wyprzedzeniem. Tym razem dotarłem na miejsce po około 30 minutach z jedną przesiadką.
Po dojechaniu czerwoną linią metra do stacji Terminal 1 skierowałem swoje kroki do stanowiska Cebu Pacific, żeby wydrukowano mi bilet. Nie było praktycznie żadnej kolejki, dzięki czemu mogłem od razu iść do kontroli imigracyjnej i bagażowej, a następnie spokojnie poczekać na rejs w jednym z saloników, które dostępne są z kartą PP.
Lot do Manili był tak jak wcześniej wiedziałem o jedną godzinę. Kolejka do samolotu była bardzo długa, a jednak trafił mi się rząd w środku z dwoma miejscami obok! Dzięki temu mogłem podróżować bardzo komfortowo. Warto dodać także, że wcale nie było zimno o czym się naczytałem na forum. Przezorny zabrałem nawet ze sobą mały koc na wypadek niesprzyjającej temperatury, ale był on w zasadzie potrzebny. Z drugiej strony wolę spać będąc czymś przykryty, a na pokładzie koce Cebu Pacific są dodatkowo płatne, podobnie jak jedzenie i picie.
Najnowsze komentarze