Dojazd do centrum zajmuje około 30 minut. Wysiadam na stacji najbliższej do Marina Bay, która zawsze robi niesamowite wrażenie. To widok, który nigdy mi się nie znudzi. Miasto zachwyca swoim rozmachem, czystością i zorganizowaniem. Świetne wrażenie robi połączenie nowoczesnych wieżowców z małymi barami czy też świątyniami. Jest tutaj także mnóstwo zieleni jak przystało na nowoczesne miasto.
Uwielbiam patrzeć na słynny hotel Marina Bay Sands, czyli kompleks 3 hoteli połączonych 150 m basenem na dachu (w którym kiedyś miałem okazję popływać?). Jego budowa kosztowała… 5,6 miliarda dolarów. Obok mamy budynek w kształcie kwiatu lotosu i jest to muzeum Art Science, a z drugiej strony jest Theatres on the Bay.
Nie zwiedziłem tutaj nic nowego. Zrobiłem długi spacer, pomimo plecaka na plecach i uważam, że warto było ruszyć się z lotniska i ponownie zagościć w tym wspaniałym mieście. Największe wrażenie zrobił na mnie tym razem słynny Merlion (symbol Singapuru o głowie lwa i ciele ryby) tryskający wodą, który jest podświetlany w niekonwencjonalny sposób, zresztą sami możecie zobaczyć. Do tego klimatyczna muzyka i człowiek, aż nie chce stąd odchodzić. Pomimo tłumów turystów ruch tutaj odbywa się płynnie – chodniki szerokie i pewien porządek zachowany.
Oczywiście wieczorem ludzie rozsiadają się na ławkach i podziwiają panoramę miasta. Poza tym rozlega się muzyka, a w jej rytm na niebie pojawiają się promienie laserów, które tworzą świetny spektakl.
Kiedy zbliża się godzina 22:30 kieruję się w stronę MRT, żeby zdążyć wrócić na lotnisko metrem, przed jego zamknięciem, co następuje chwile po 23. O godzinie 1:45 czeka mnie lot do Istambułu, przez co jeszcze zdążę Wam pokazać jedno, niesamowite miasto, które znalazło się na trasie mojej szalonej podróży. To wszystko już chyba w ostatnim wpisie…
Najnowsze komentarze