Pisaliśmy Wam ostatnio o naszym weekendzie majowym na Seszelach. Relację skończyliśmy na locie powrotnym. Nie lecieliśmy jednak do Warszawy czy Berlina, ale do Paryża, gdzie zatrzymaliśmy się jeszcze na niespełna dwa dni.
Po wylądowaniu na głównym lotnisku stolicy Francji mieliśmy nie lada wyzwanie, bowiem trzeba było dostać się do zarezerwowanego za punkty hotel Holiday Inn PARIS – MARNE LA VALLEE. Jest on położony na peryferiach miasta i żeby dojechać do niego komunikacją miejską musieliśmy najpierw autobusem dojechać do centrum Paryża, a następnie przesiąść się w pociąg podmiejski. Trochę to trwało, ale koniec końców wylądowaliśmy w bardzo fajnie urządzonym i zadbanym hotelu. Z uwagi na ogólne zmęczenie musieliśmy chwilę odpocząć, zanim ruszyliśmy na podbój paryskich zakamarków. Renatka postanowiła nadrobić zaległości w spaniu, a ja udałem się na małe zakupy do pobliskiego supermarketu Carrefour.
Po nabraniu sił ponownie poszliśmy na stację i ruszyliśmy w kierunku centrum Paryża. Naszym pierwszym punktem był Łuk Triumfalny, który jest zwieńczeniem słynnej Avenue des Champs-Élysées. Następnie spacerem poszliśmy pod wieżę Eiffla. Wcześniej jednak zakupiliśmy drobne przekąski m.in. truskawki, bagietkę, paluszki krabowe itd. Nasze chillowanie pod najbardziej znaną wieżą na świecie uprzykrzali nam co chwilę podchodzący sprzedawcy z alkoholem czy breloczkami. Zdecydowaliśmy się ruszyć dalej na bardzo długi i wyczerpujący spacer. Podziwialiśmy szerokie ulice, mnóstwo ludzi i luksusowe sklepy – Paryż tętnił życiem. Widok jest przepiękny, dużo mostów, pływające Bateaux Mouches i prawie z każdego miejsca widać wieżę. Tego dnia zrobiliśmy dziesiątki kilometrów, a warto dodać, że pogoda była typowo letnia.
Drugi dzień w Paryżu rozpoczęliśmy od smacznego śniadania w hotelowej restauracji. Warto tutaj dodać, że śniadania w hotelach Holiday Inn (nie Express) są zawsze dodatkowo płatne. My jednak jakimś cudem nie otrzymaliśmy tej usługi na rachunku. Pozostawało nam się spakować i ruszyć na dalszą eksplorację miasta. Tego dnia mieliśmy wieczorem autobus do Brukseli, więc musieliśmy już zabrać swoje bagaże, żeby nie wracać ponownie do hotelu. Z drugiej strony chodzenie z nimi było wręcz niemożliwe. W związku z tym wymyśliliśmy, że spróbujemy je zostawić w jednym z hoteli przy dworcu, z którego będziemy odjeżdżali. Pierwsze podejście nieudane (Ibis Style), drugie zdecydowanie na plus (Novotel). W końcu mogliśmy bez dodatkowego obciążenia spacerować w ponownie upalny dzień po Paryżu.
Wszystko to dzieje się w pobliżu wzgórza Montmartre, na szczycie którego, dumnie prezentuje się Bazylika Sacré-Cœur. Posiada ona jeden z największych dzwonów świata: „Savoyarde” waży 19 ton. Piękna bazylika na wzgórzu i obok drzewa, ławeczki, budki i karuzele. Jest naprawdę wielka i okazała i ten piękny biały kolor. Poszliśmy też za bazylikę w małe uliczki, żeby poczuć klimat sprzed lat, ponieważ na uliczkach siedzą artyści malarze i tworzą na wolnym powietrzu swoje dzieła.
Następnie udaliśmy się na Moulin Rouge, który trochę nas rozczarował, śmiesznie wygląda ten znany wiatrak na dachu, ale nawet mu się skrzydła nie obracały. Na pewno cały urok jest w środku, ale pokaz to kwota od 100€ w górę. Scena Moulin Rouge gościła takie gwiazdy jak Toulouse Lautrec, Edith Piaf, Yves Montand, Jean Gabin. ciekawostką jest, ze kabaret ów powstał dokładnie w tym samym roku co wieża.
Powoli wracając zatrzymaliśmy się w jednej z paryskich restauracji/kawiarni, żeby wypić kieliszek wina i kawę. Stolica Francji jest rzeczywiście niezwykła, szkoda, że ostatnio słyszymy o niej w kontekście niezbyt pozytywnych wydarzeń. W Paryżu trzeba być chociaż raz w życiu.
Przyszedł czas na powrót po nasz bagaż do hotelu Novotel, żeby na 18 zdążyć na odjazd naszego Ouibusa do Brukseli. Trochę nie mogliśmy trafić, ale koniec końców na 2-3 minut przed odjazdem zjawiliśmy się w dobrym miejscu. Przewoźnik ten dokładnie sprawdza dane pasażera z danymi w dokumencie tożsamości. Nasza droga do stolicy Belgii minęła całkiem sprawnie, bowiem po mniej więcej czterech godzinach byliśmy w okolicach dworca głównego. Z tego miejsca pojechaliśmy metrem do naszego hotelu Hilton, który udało nam się zarezerwować za kilkadziesiąt złotych z uwagi na warunki BRG.
Zameldowaliśmy się tam około północy. Nasz pokój czekał na nas, a z uwagi na złoty status w programie Hilton Honors otrzymaliśmy rano darmowe śniadanie w hotelowej restauracji. Niestety w ten sposób nasza podróż dobiegała definitywnego końca – pojechaliśmy na lotnisko, skąd liniami Ryanair wróciliśmy do Berlina. Teraz pozostało nam tylko szczęśliwie dojechać samochodem do domu. Dzięki wszystkim, którzy dotrwali do końca tej relacji i śledzili ją od początku.
From Treki:
SupeR!