Po przylocie do Auckland czekała nas jeszcze bardzo dokładna kontrola bagażu. Na lotnisku trzeba wypełnić deklaracje co się przywozi i w jakiej ilości. Z uwagi, że jest to mały kraj to nie ma żadnej możliwości przywozu owoców czy warzyw. Ogólnie jedzenie jest niemile widziane. Jeżeli coś znajdzie się w naszym bagażu podczas skanowania, to płacimy bezwzględnie karę 400 dolarów nowozelandzkich.
Żeby poruszać się po północnej wyspie wynajęliśmy samochód w wypożyczalni Lucky, która oferowała najlepsze ceny wśród wszystkich firm. Za 5 dni zapłaciliśmy trochę ponad 50 Euro bez ubezpieczenia, co jest świetnym rozwiązaniem przy wysokich cenach transportu na miejscu. Ruch lewostronny wydaje się tylko problemem przez kilka pierwszych minut. Osobiście czuje się dobra za kierownicą z prawej strony, a pierwsze doświadczenie zdobyłem już w RPA.
Z lotniska do centrum Auckland jest 20 kilometrów. Nasz hotel był położony dokładnie w centrum. Albion of Auckland, bo tak się nazywał podobnie jak hotel w Dublinie był rezerwowany zupełnie za darmo, dzięki zebranym milom lotniczym. Spędziliśmy w nim dwie noce. Pokoje znajdują się na kilku piętrach. W cenie jest szybkie Internet, a pokoje mają łazienki. Za sprawą idealnego położenia jest on świetny na zwiedzanie największego miasta Nowej Zelandii, które mieści się północno-zachodniej części Wyspy Północnej pomiędzy Morzem Tasmana, a Oceanem Spokojnym.
Warto jeszcze nadmienić, że w całym mieście parkingi są płatne (ok. 12 dolarów za dobę), jednak dzięki dobrej poradzie recepcji udało nam się zaparkować w miejscu darmowym i w pełni dozwolonym (ulica Franklina). Kolejną ciekawostką są ulice w Auckland. Wszystkie są ustawione w dół lub w górę, dlatego w zasadzie nie chodzi się „po płaskim”.
Udaje nam się iść spać o 21 czasu lokalnego, czyli o 9 rano w Polsce tego samego dnia. Przesypiamy całą noc co dobrze zwiastuje w walce z jet lagiem. Już teraz wiemy, że nas nie złapał! Uff.
Po śniadaniu ruszamy w kierunku Albert Park w którego centralnym punkcie znajduje się fontanna. Dookoła liczne kwiaty, palmy i inne rośliny. Dużo ludzi spaceruje i biega. Widać, że lato zbliża się dużymi krokami. Widoczna na wielu zdjęciach wieża Sky Tower została otwarta w 1997 roku i oferuje najlepszy widok na miasto z góry. Betonowa wieża przypominająca kształtem gigantyczną strzykawkę ma wysokość 328 metrów. Tym razem jednak nie skorzystaliśmy.
Dalsze kroki kierujemy w stronę Viaduct Harbour. Po drodze zahaczamy o targ, gdzie sprzedawcy pozwalają na spróbowanie np. sprzedawanych jabłek. W marinie, która jest domem żeglarzy przybywających do Auckland akurat tłumy podążają na wielki prom, który będzie zapewne niebawem odpływał. Na ulicy Quay Street znajduje się charakterystyczny budynek, który jest główną przystanią promową.
Spacer kończymy w MCDonaldzie, gdzie obecnie jest promocja na mrożone napoje Pepsi lub Fanta. Wersja large kosztuje tylko jednego dolara. Trzeba skorzystać.
U stóp Skytower jest kasyno. Przy wejściu sprawdzane są dokumenty tożsamości. Liczba automatów tutaj dorównuje temu, co miałem okazję oglądać podczas pobytu w Las Vegas. Pomimo wczesnej godziny już jest trochę ludzi, którzy dobrze się bawią.
Popołudniu pełna mobilizacja i idziemy na trening. Naszym celem jest szczyt wygasłego wulkanu Mt Eden. Widoki rekompensują nawet zmienną pogodę, która sprawiła, że do hotelu wróciliśmy cali mokrzy.
Pokój w hotelu Albion of Auckland
Albert Park
Sky Tower
Nasz hotel w centrum miasta
Na szczycie Mt Eden (ponad 600 m.n.p.m)
Widok na Sky tower z naszego hotelu
Najnowsze komentarze