O godzinie 22:40 idę odebrać swój bagaż z przechowalni i proszę o odwiezienie na lotnisko. Transport ten jest darmowy w przypadku nowego Hiltona. Za 5 minut jest już kierowca, który pakuje moją walizkę do bagażnika i porzuca pod terminal między narodowy. Udaję się do stanowiska odprawy linii Philippine Airlines, gdzie trwa check in na lot PR 538 do Manili. Kolejka jest bardzo duża dla klasy ekonomicznej, natomiast dla klasy biznes, którą polecę jest tylko jedna osoba przede mną. Proszę pracownika o dodanie mojego numeru z programu lojalnościowego Etihad do biletu, ale ten niestety nie potrafi tego zrobić… Chciałem już od razu naliczyć mile za przelot, żeby nie musieć później wysyłać skanów boarding passów. W przypadku tego rejsu (klasa C) będzie to 150% odległości.
Zmęczony już po całym dniu idę do odprawy paszportowej i kontroli bagażu, a dalej kieruję swoje kroki do Premier Lounge. Salonik ten znajduje się na piętrze i jest to ten sam, do którego możemy wejść np. na Priority Pass. Niestety nie robi on jakiegoś piorunującego wrażenia. Alkohol (bardzo mały wybór) wydawany jest przez barmana, a przy stanowisku z sokami przez cały czas brakuje szklanek, pomimo że obsługa na bieżąco chodzi i sprząta. Jest kilka potrwa do jedzenia do wyboru zarówno na ciepło jak i na zimno, jednak ja jestem już bardzo najedzony, przez co decyduję się tylko na małe szaszłyki i coś słodkiego. Nic niestety mi nie smakowało i już więcej rzeczy nie próbowałem. Było bardzo tłuste i praktycznie niedoprawione.
Kiedy na zegarze wybija godzina 1:00 ruszam w kierunku bramki numer 5 na swój rejs do Manili. Tutaj trwa już boarding i nie ma osobnego wejścia dla pasażerów klasy biznes. Pewnie było na początku, ale ja się spóźniłem. Wchodzę razem z innymi pasażerami i zajmuję swoje miejsce 2D. Obok mnie siedzi bardzo młody człowiek, który chyba także pracuje nad relacją, bowiem robi zdjęcia wszystkiemu co widzi np. magazynom pokładowym, nie wspominając już o siedzeniach czy jedzeniu.
Wróćmy jednak do rejsu. Po boardingu przychodzi do mnie steward z menu i prosi o wybranie dania głównego. Decyduję się na rybę lucjan z ryżem. Jak tylko wystartowaliśmy to jednak zasnąłem. Muszę przyznać, że fotele pomimo, że nie rozkładają się do pozycji poziomej to są bardzo wygodne i szerokie. Po samolocie widać już ząb czasu, ale trudno mieć jakieś uwagi do tego produktu PR. Miejsca na nogi jest bardzo dużo, a w poprzedzających siedzeniach mamy monitorki z systemem rozrywki. Niestety nie miałem już siły go testować, przez co nie jestem w stanie powiedzieć Wam jak on działa. Nie wiem także ile minut po starcie podano jedzenie, ale ma pewność, że przystawka w postaci łososia była bardzo smaczna. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o daniu głównym, które było jakieś takie ciężkostrawne i ogólnie nie zachwyciło mnie. Tym bardziej, że miałem spore oczekiwania odnośnie tej potrawy, bowiem możliwe, że pamiętacie ale także zamówiłem ją w czasie mojego lotu „na weekend do Australii” na trasie Doha – Singapur liniami Qatar Airways także w biznes klasie. Tego smaku nie zapomnę na długo. A ten, w Philippine Airlines mam nadzieję zapomnieć szybko 😉
Po przylocie do stolicy Filipin szybko opuszczam samolot i udaję się za jednym z pracowników, który prowadzi nas do odpowiedniego zejścia do karuzeli bagażowych. Do przejścia mieliśmy pewnie z kilkaset metrów. Szybko opuszczam halę przylotów i szukam WiFi, żeby zamówić Ubera do hotelu. Udaje mi się to bez najmniejszych problemów (ustalamy dokładne piętro i zatoczkę przy której czekamy) i za niecałe 5 minut podjeżdża kierowca. Proszę go o podwiezienie do hotelu Novotel Manila Araneta Center. Obiekt ten znajduje się w centrum biznesowym Quezon City na wschodzie miasta. Dojazd o godzinie 6 rano zajmuje mi zaledwie (!) 45 minut. Piszę Wam to celowo, bowiem czas przejazdu w drugą stronę będzie zgoła inny.
Po przyjeździe do hotelu kieruję się do stanowiska check in. Nie mam dużych nadziei, bowiem jest przed 7 rano. O dziwo pani w recepcji wita mnie z uśmiechem i zaprasza do saloniku na 24 piętrze (najwyższym), gdzie jest specjalne miejsce dla gości ze statusem platynowym w LCAH. Wjeżdżam razem z nią i drugim recepcjonistą, który pomaga przy bagażu (pomimo, że zupełnie tego nie potrzebowałem). Na górze czeka na mnie trzecia recepcjonistka, która zaprasza mnie na kawę. Tutaj w miłej atmosferze otrzymuję informację, że mój pokój został upgreadowany do Executive i w cenie będę miał śniadanie (chyba pierwotnie też miało być z uwagi na jakąś promocję). Teraz wraz z człowiekiem pomagającym przy bagażu zjeżdżamy na 21 piętro, gdzie czeka na mnie pokój i wreszcie mogę położyć się po nieprzespanej nocy.
Jeszcze nie zdążyłem zasnąć, a już ktoś puka do drzwi. Tym razem kelner przyniósł mi na powitanie talerz z owocami i kilka ciasteczek (swoją drogą bardzooo smaczne). Dobra, postanawiam wywiesić karteczkę z napisem nie przeszkadzać, żeby w końcu móc odpocząć. Budzika nie nastawiam, zobaczymy co się wydarzy….
Budzę się po godzinie 11 rano. Pospałem około 3 godzin. Czuję się nie najgorzej i mam ochotę wybrać się do miasta, które już trochę poznałem 4 lata temu będąc w Manili dwukrotnie w czasie wycieczki po Filipinach. Wtedy jednak moim celem były głównie wyspy Palawan i Bohol. Sprawdzam szybko w Internecie mapę i interesujące punkty. Zapisuję sobie także informacje w wersji offline. Jestem gotowy do zwiedzania.
Zamawiam Ubera i jako miejsce docelowe ustawiam oceanarium. Nie mam zamiaru go zwiedzać, ale wygląda ono na dobry punkt startowy do spaceru po mieście. Nasz przejazd trwa około 70 minut. Niestety korki są potworne, a do przejechania było tylko 10 kilometrów. Po dotarciu kieruję się w stronę Starego Miasta, ale po drodze mogę obserwować nowoczesne centrum biznesowe wzdłuż ulicy Makati. W końcu staję przed bramami starego miasta. Tuż po wejściu na ten teren zaczynają mnie zaczepiać kierowcy tricykli, którzy za jedyne 160 pesos obwiozą mnie po wszystkich najważniejszych tutaj zabytkach. Mają nawet przygotowane laminowane informatory z mapkami na których pokazują co trzeba zobaczyć. Dokładnie to samo było przed czterema laty.
Docieram do kościoła świętego Augustyna, który jest najstarszy w mieście (datowany na 1606 rok). Został on wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jest to jeden z dwóch kościołów, które znajdują się na terenie Intramuros. Kiedyś było ich u siedem. Drugi to Katedra Metropolitarna Niepokalanego Poczęcia przy Plaza de Roma.
Dalej idę do Fortu Santiago, przed którym jest jeden wielki plac budowy, bowiem trwa renowacja parku. Ten zlokalizowany jest przy ujściu rzeki Pasing. Kupuję bilet za 75 pesos i wchodzę do środka. Kieruję się w stronę fortu, który jest najstarszą częścią fortyfikacji Intramuros. Jego budowę rozpoczęto w 1571 roku i zakończono po 150 latach. Tłumacząc tę nazwę z łaciny „w obrębie murów”, dowiadujemy się, że to Hiszpanie zabezpieczyli Manilę murami obronnymi. W końcu był to ośrodek handlu kolonialnego, bowiem krzyżowały się tutaj pacyficzne drogi morskie. Mamy tutaj zrekonstruowaną bramę, pozostałości lochów i Plac Broni. Można tutaj zobaczyć fort, w którym m.in. generał McArtur miał swoją siedzibę. Zobaczymy go, a dokładniej jego podobiznę siedzącą na ławeczce, gdzie każdy się dosiada i robi sobie fotkę. Ja z tego zrezygnowałem, bowiem już taką mam;) Co ciekawe przy forcie Santiago jest polski konsulat.
Zaraz za Intramuros, kiedy spojrzymy na drugą stronę rzeki widzimy slumsy (dzielnice biedoty). Biedę widać tutaj na każdym kroku, a niektóre zakątki miasta wyglądają, jakby było ono obiektem działań wojennych. Stolica Filipin została praktycznie zrównana z ziemią w czasie II wojny światowej. Wiele zabytków zostało zniszczonych. Również po drugiej stronie rzeki Pasing jest najstarsza chińska dziecina na świecie o nazwie Binondo. Niestety nie miałem czasu tam się wybrać.
Filipiny to tak bardzo katolicki kraj, że nikt nie wstydzi się tego manifestować. Obrazy ze świętymi możemy oglądać nawet na rikszach (motorynki z koszami) czy samochodach. Po mieście jeżdżą też popularne jeepneye, czyli najpopularniejsze pojazdy, którymi możemy najtaniej przemieszczać się po mieście. Są to przerobione na busy jeepy.
Kiedy wychodzę z Intramuros od południa to mijam Rizal Park, czyli miejsce z pięknymi ogrodami (chińskim i japońskim) oraz m.in. muzeum narodowym, orchidarium czy planetarium. Jest już godzina 17, a z tego co zapamiętałem w tym czasie w moim hotelu zaczyna się cocktail time w lounge. Postanawiam złapać taksówkę i wrócić. Wcześniej próbuję jednak zamówić Ubera, bowiem znalazłem darmowe WiFi. Niestety kierowca po 15 minutach anuluje zlecenie… Jestem wkurzony, bowiem straciłem cenny czas. Myślę, że jednak złapanie taryfy nie będzie problemem i jestem w olbrzymim błędzie. Przechadzam się uliczkami, gdzie ruch jest olbrzymi, jednak wszystkie samochody są pełne i nikt nawet mną się nie interesuje. Jak na złość, kiedy potrzebuję transportu to go nie ma, a kiedy nie chcę nigdzie jechać to co chwilę ktoś mi proponuje podwiezienie. Po dobrych (!) 30 minutach w końcu łapię taksówkę. Kierowca jednak nie chce jechać z licznikiem. Mówi, że mój hotel jest bardzo daleko i pojedzie za 800 pesos! Nie zgadzam się i tłumaczę, że w drugą stronę zapłaciłem 220 pesos i chętnie dam tyle samo. Targujemy się długo i w końcu staje na 300 pesos, co i tak jest wydaje mi się bardzo niską ceną.
Kierowca jest sympatyczny i przez całą długą drogę rozmawia ze mną m.in. o zwyczajach świątecznych na Filipinach. Czas mija mi przyjemnie. Wie, że się spieszę i niekiedy łamie przepisy po czym przybijamy sobie piątkę w geście radości 😉 Do hotelu przyjeżdżam dosłownie 20 minut przed zakończeniem wspominanej kolacji na 24 piętrze. To mnie nie zniechęca i udaję się tam, żeby coś zjeść i się napić. Okazuje się, że poza mną jest jeszcze tylko jedna osoba. Niestety wybór przekąsek jest dosyć skromny, podobnie z alkoholami. Średnią ofertę gastronomiczną nadrabiają piękne widoki z tarasu oraz bardzo uprzejma obsługa. Spędzam tutaj chwilę i wracam do pokoju, a następnie idę na basen, który mieści się na szóstym piętrze. W zasadzie to są tutaj dwa baseny, siłownia i restauracja. Wszystko bardzo zadbane i pięknie świetnie przygotowane dla klienta. Tak właśnie spędzam ostatnie godzin tego dnia, który jest moim przedostatnim w Azji. Już jutro lot do Londynu w biznes klasie Philippine Airline. Do usłyszenia!
Ile to kosztuje?
Zakwaterowanie w hotelu Novotel Manila to przy normalnych warunkach spory wydatek. Ten pięciogwiazdkowy hotel rzeczywiście jest wart polecenia, aczkolwiek oferowana np. na booking.com cena jest bardzo wysoka (obrazek poniżej). Ja zarezerwowałem nocleg w tym obiekcie poprzez stronę sieci Accorhotels w cenie 4000 punktów + 42 złote. Taka sama stawka będzie przy pobycie dwóch osób.
From Maciej:
Hej Mati,
widzę po zdjęciach i opisie, że normalnie pozwiedzałeś sobie centrum Manilii i nie tylko więc zapytam – jak wygląda kwestia poczucia bezpieczeństwa? Bo na wszelakich forach praktycznie zawsze każdy straszy aby po lądowaniu jak najszybciej uciekać z miasta gdyż jest bardzo niebezpieczne..więc jak to jest w Twoim odczuciu? :>
From Mati:
Hej Maciej, ani przez chwilę nie czułem jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Można spokojnie zwiedzać Manilę samemu bez żadnego strachu. Polecam zgubić się w mieście i spędzić tam maks. 2 dni. Filipiny mają jednak wiele ciekawszych zakątków 🙂