kw. 24

Dookoła świata w 13 dni: Apartament prezydencki na Bali

przez w Indonezja

O godzinie 17 zamawiam Ubera do hotelu Conrad Bali, żeby zawiózł mnie do ostatniego już miejsca, gdzie będę nocował na tej indonezyjskiej wyspie, a dokładnie do Hilton Garden Inn. Jest to nowy hotel, otwarty w kwietniu 2016 roku. Znajduje się on bardzo blisko lotniska. Droga zajmuje nam około 20 minut. Oczywiście przed wjazdem na teren obiektu każdy samochód jest sprawdzany – zarówno podwozie, jak i bagażnik. Po podjechaniu pod lobby przechodzę do stanowiska check in. Tutaj bardzo uśmiechnięta recepcjonistka wita mnie z uśmiechem na twarzy i oznajmia, że pokój będzie gotowy za 5 minut. Hmm, zakwaterowanie jest teoretycznie od 15:00, więc powinien być już gotowy dawno temu, ale przecież parę minut nie robi mi różnicy, więc idę do baru zobaczyć jakiś mecz ligi holenderskiej w piłkę nożną. Okazuje się, że z 5 minut robi się 15, ale w końcu dostaję kartę do pokoju i idę zobaczyć czy wydane 6000 punktów HHonors na pokój typu Presidential Suite było dobrym dealem.

Po wejściu do apartamentu, który znajduje się na 3 piętrze (dokładnie to 3032, bowiem chyba jest jeden), lądujemy w kuchni… Po prawej stronie mamy aneks kuchenny oraz dużą lodówkę z kostkarką do lodu. W środku znajdziemy około 20 puszek z różnymi napojami i co warte jest odnotowania mini bar w tym przypadku jest wliczony w cenę. Oprócz tego znajdziemy rozmieszczone po całym apartamencie małe butelki z wodą. Dalej wchodzimy do dużego salonu z sześcioosobowym stołem oraz zestawem wypoczynkowym. Wszystko jeszcze pachnie nowością. Pokój ten ma bezpośrednie połączenie z małą łazienką w której biegała sobie jaszczurka…

My idziemy jednak na prawo, gdzie dochodzimy do sypialni, a dalej do drugiej dużej łazienki z wanną, dwoma prysznicami i ubikacją. Wcześniej jednak możemy ponownie skręcić w prawo i wejść do pokoju, który nazwałbym przechowalnią bagażu. Mamy tam wielką szafę oraz biurko z krzesłem do pracy. I to w zasadzie tyle. Miejsce to jak dla jednej osoby jest zdecydowanie za duże. Część pomieszczeń jest taka jakby surowa i niezagospodarowana.

Zostawiam pokój i idę zobaczyć pozostałą część hotelu. Na 3 piętrze mamy jeszcze nowoczesną siłownię, a na parterze dwie restauracje. Oczywiście tutaj jest także basen i leżaki wokół niego. Niestety ten okupowany jest praktycznie cały czas przez chińskie grupki, które zachowują się bardzo głośno, a co gorsza mało higienicznie. W związku z tym nawet nie kąpałem się tutaj. Tego wieczoru umówiłem się na spotkanie z jednym z moich znajomych, którego poznałem poprzez forum fly4free. Prawie do północy wymienialiśmy się swoimi doświadczeniami odnośnie podróżowania, oczywiście 😉 Już od wielu dni nie szedłem tak późno spać, więc zasypiam od razu…

Rano kieruję swoje pierwsze kroki do hotelowej restauracji na śniadanie. To mam w cenie, jako posiadacz złotego statusu w HHonors. O poranku nie ma praktycznie nikogo poza mną. Wybór jedzenia jest bardzo szeroki, wszystko świeże i smaczne. Nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Oczywiście jest zdecydowanie skromniej niż np. w Conrad Bali, ale nadal w pełni zadowalająco.

Rozpoczynam planowanie dnia. Przeglądam strony w Internecie, żeby ustalić miejsce w które pojechać, a gdzie jeszcze nie byłem. Decyduję się uderzyć na Dreamland Beach. To niewielka plaża położona na południowym zachodzie Bali. W związku z tym zamawiam Ubera i ruszamy w drogę, która trwa około 40 minut. Kierowca na końcu próbuje mnie naciągnąć na jakiś parking, zupełnie nie wiem po co. Po drugie ten znajdował się zupełnie w złym miejscu. Poza tym podwiózł mnie nie tam, gdzie wszyscy tylko dużo za blisko przez co musiałem jeszcze sporo podejść, a pogoda tego dnia była wyjątkowo męcząca (bardzo gorąco i duszno).

Z uwagi, że fale na Dreamland Beach były ogromne i nikt się nie kąpał to postanowiłem udać się spacerem na drugą plażę, która jest niedaleko stąd. Trochę na północ mamy plażę Balangan, do której dojść można jednak tylko ścieżkami, które prowadzą bardzo na około. Przez to dokładnie do przejścia miałem 3,6 kilometra w pełnym upale. Po drodze o dziwo nikt nie proponował mi transportu. Przechodziłem kilka razy pod szlabanami. Raz tylko zatrzymał mnie jeden człowiek i wypytywał skąd, dokąd i po co idę. Co więcej kiedy zostało mi ok. 1,5 km ten twierdził, że przede mną jeszcze 5 km i lepiej żebym zamówił taksówkę. Mylił się i po kolejny 15 minutach byłem już u celu.  Plaża Balangan otoczona jest z dwóch stron potężnymi klifami. Znajdują się na niej także leżaki z parasolkami do wynajęcia. Ludzi jest dużo mniej niż na Dreamland Beach, chociaż widokowo wydaje mi się ona gorsza. Pozwalam sobie zostać tutaj chwilę i podziwiać piękno przyrody.

Kiedy zbliża się godzina 12 ruszam spacerem w drogę powrotną. Mam plan, żeby przejść się i poprzyglądać się życiu mieszkańców Bali, gdzie nie dociera turysta. Mój spacer tym razem trwa ponad 1,5h i przechodzę blisko 8 kilometrów. Na końcu zatrzymuje się jeden z miejscowych i oferuje mi podwózkę (akurat była przede mną wielka górka). Zgadzam się i jedziemy około 2 km do sklepu, gdzie kupuję sobie wodę. Pomimo, że oferowałem mu w ramach podziękowania kupienie czegoś do jedzenia czy picia, ten odmawia i żegna się ze mną. Chyba pierwszy raz trafiłem tutaj na kogoś kto pomógł turyście bezinteresownie. Nie myślałem, że się tego doczekam na tej wyspie. Cieszę się, że byłem w błędzie.

Mam jeszcze chwilkę czasu do godziny wykwaterowania z mojego hotelu (udało się przedłużyć dobę hotelową o kilka godzin), więc zaglądam do napotkanego po drodze resortu Ayana. To miejsce, które wiele osób powinno kojarzyć z niesamowicie położonego basen praktycznie na samej plaży, na której są olbrzymie skały. Właśnie idę tam zobaczyć go na własne oczy. Poza tym cały teren tego hotelu jest przeogromny i spacer tutaj zabiera mi bardzo dużo czasu, przez co muszę się już spieszyć w drogę powrotną. Tym razem decyduję się zamiast Ubera wziąć zwykłą taksówę. Oczywiście jest problem, bowiem nikt nie chce jechać z licznikiem. W końcu taksówkarze wysyłają chyba najmłodszego ze swojej grupy, który zawiezie mnie do Hiltona Garden Inn. Płacę minimalnie więcej niż w przypadku Ubera.

Pakuję się i zabieram swoje rzeczy do recepcji, żeby je przechować do godziny odlotu. Oddaję karty od pokoju i idę na leżak przy basenie łapać ostatnie promienie słońca. O godzinie 16 jest tutaj dużo mniej ludzi przez co można odpocząć i nie trzeba słuchać chińskich okrzyków. Leżę i nic nie robię. Tak spędzam czas do godziny 20, kiedy to robię się mocno głodny. Postanawiam udać się na ostatni spacer. Trafiam do warunga (taka budka z jedzeniem, gdzie głównie spotyka się lokalsów), gdzie zjadam bardzo dobrą zupę z ryżem. Płacę 4,5 złotego. Jest już praktycznie najedzony, ale w drodze powrotnej natrafiam na budkę z Martabakiem. To bardzo smaczna potrawa smażona na tłuszczu. Nie mogę się powstrzymać i zamawiam jedną porcję za 6 zł. Czekam na przygotowanie około 5 minut. Zabieram pudełko z potrawą ze sobą i wracam do hotelu. Muszę przyznać, że ponownie martabak bardzo mi smakował. Zamówiłem najtańszą wersję tylko z warzywami, ale była bardzo smaczna. W zestawie dostajemy jeszcze saszetki z jakimiś sosami, zielone papryczki i małe kawałki ogórków.

Ile to kosztuje?

Jedna noc w apartamencie prezydenckim w hotelu Hilton Garden Inn Bali Ngurah Rai Airport kosztuje 848 złotych. Dzięki znalezieniu na stronie Hilton Honors błędnej stawki punktowej udało mi się go zarezerwować za 6331 punktów, co widzicie poniżej. Jeżeli ktoś chciałby zakupić te punkty to musiałby liczyć się z wydatkiem około 120 złotych, co jest doskonałą stawką.



Tagi: , , , , , ,

Zostaw komentarz