Przedostatni dzień wakacji na Filipinach, czyli 12 listopada minął bardzo intensywnie. Już wcześnie rano trzeba było jechać tuk tukiem z hotelu na lotnisko do miasteczka Tagbilaran, skąd lotem linii AirAsia można dostać się do Manili. W stolicy lądowanie o 11:00 i dalej przejazd taksówką na zwiedzanie stolicy. Głównym punktem była dzielnica Intramuros, czyli stare miasto z zabytkami zachowanymi jeszcze z czasów kolonii hiszpańskiej. Najlepsze wrażenie robił na mnie kościół Św. Augustyna – najstarszy kościół kamienny na Filipinach, katedra i Fort Santiago oraz hiszpańska warownia z XVI w., strzegącą ujścia rzeki Pasig do Zatoki Manilskiej. W Forcie robiąc zdjęcia odłożyłem gdzieś okulary i dopiero po pewnym czasie zauważyłem, że ich nie ma. Na szczęście zostały w miejscu, gdzie je położyłem, a mogłem dojść do tego, gdzie to jest dzięki robieniu dużej ilości zdjęć.
Warto wspomnieć, że wcześniej był jeszcze czas na obiad w restauracji, gdzie przeważali turyści. Zjadłem jakąś rybę, która jednak nie oszołomiła mnie swoim smakiem. Przed wejściem do jadłodajni czekał cały czas mały Filipińczyk, który chciał pieniądze i pokazywał, że na jedzenie. Dobrym pomysłem okazało się iść z nim do sklepu, żeby wybrał sobie to na co ma ochotę. Wybrał lody.
Nadszedł czas powrotu na lotnisko międzynarodowe w Manili skąd o 18:00 był odlot do Rijadu. Taksówkarz chciał z góry ustalić konkretną kwotę za przejazd, ale dzięki upartości, żeby jechać zgodnie z taksometrem udało się zapłacić ponad 2x mniej. Nerwy pojawiły się przed wejściem do terminalu, gdzie na tablicy nie było lotu Saudi Arabian Airlines. Dobrze, że był to tylko błąd, a bagaż przyjęto bez problemu. Bilety zostały dopiero wydane po tym, jak każdy z pasażerów przebrał się jeszcze na lotnisku w rzeczy zakrywające ramiona i kolana. W innym wypadku pracownik linii nie chciał wydać boarding passów.
Po drobnej przekąsce w saloniku nastąpił planowy odlot do Arabii, a rejs trwał 10 godzin. Miejsce na górnym pokładzie samolotu Boeing 747 to prawdziwa przyjemność latania. Olbrzymia ilość miejsca na nogi i rozkładane fotele do pozycji niemalże poziomej pozwalają na przyjemny odpoczynek. Przesiadka miała miejsce o godzinie 02:25 na samolot do Mediolanu. Wylądowałem o godzinie 7 skąd pojechałem autobusem do Bergamo, gdzie o 14 miał miejsce lot do Warszawy (Modlin). Przyjemnym zaskoczeniem było w Mediolanie umiejscowienie saloniku przed kontrolą bagażową, co pozwolił mi nie tylko wcześniej coś zjeść i wypić, ale również przejść do Sali odlotów bez kolejki.
Najgorsza część podróży to przejazd z Modlina do Warszawy, gdzie trzeba jechać autobusem na dworzec PKP i dalej pociągiem do Warszawy Zachodniej, gdzie kursują pociągi do Poznania.
Najnowsze komentarze