Ostatni dzień na Bali miał być aktywny. Od rana do wieczora razem z naszym kierowcą. Jednak po obudzeniu i spakowaniu się czekało na nas bardzo skromne śniadanie w postaci tostów i dżemu. Do tego musieliśmy sporo na nie poczekać, a Agata po nim miała sesję w toalecie. Kierowca się nie obrażał, że musi na nas chwilę zaczekać. Bagaże wzięliśmy ze sobą do samochodu i w drogę.
Pierwszym punktem był Pałac Królewski Puri Saren Agung. Zamieszkały był ongiś przez ostatniego króla Ubud – Tjokorda Gede Agung Sukawati (1910-1978). Obecnie w pałacu mieszkają potomkowie rodziny królewskiej oraz tancerze Tańca Balijskiego, a znaczna jego część jest udostępniona do zwiedzania i robi wrażenie piękną architekturą, bogatymi zdobieniami, złotymi dekoracjami oraz przepięknym balijskim tropikalnym ogrodem.
Następnie pojechaliśmy na punkt widokowy tarasów ryżowych i dalej w górę, żeby zobaczyć dwa łączące się jeziora oraz… kilka nietoperzy. W sumie nic szczególnego.
Najbardziej z Bali kojarzyłem Ulun Danu na Jeziorze Bratan. Wybudowana w 1663 roku poświęcona jest bogini wody Devi Danu. Dlaczego? Ponieważ przed wyjazdem gościła na moim komputerowym pulpicie. Tutaj spędziliśmy trochę czasu i zjedliśmy średnio-smaczny obiadek.
Ostatnim miejscem do którego dotarliśmy około godziny 15 była świątynia nadmorska Pura Tanah Lot. Jedna z dziewięciu najważniejszych dla Balijczyków świątyń znajduje się na południowym wybrzeżu wyspy na skałach, które są odcinane i dołączane do lądu w trakcie kolejnych przypływów i odpływów. Dlatego, w lokalnym języku Pura Tanah Lot znaczy tyle, co „ziemia pośrodku morza”. Ze względu na otaczające morze świątynia jest nieustannie zagrożona niszczącymi wpływami wody. Tutaj kupiliśmy sobie koszulki z napisem „I love Bali”, lody o smaku Duriana oraz pocztówki. Po tym wszystkim ok. 19 kierowca odwiózł nas na lotnisko, gdzie mieliśmy o 23 lot do Jakarty. Wcześniej usiedliśmy na ostatni posiłek, gdzie był Internet. Dzwoniłem ze Skype do domu i pokazywałem kamerką, gdzie jesteśmy 😉 Lot minął bezproblemowo i dalej dojechaliśmy taksówką do naszego hotelu Tune.
Najnowsze komentarze