To był bardzo intensywny dzień. Wstaliśmy wcześnie i zjedliśmy śniadanie w hotelowej restauracji. Ponownie to samo, czyli bułka z miodem, jakieś tosty, sok i herbata. Następnie zapakowaliśmy się do naszego samochodu i udaliśmy się do muzeum pszczelarstwa. Tutaj jednak nasze zwiedzanie zakończyło się na degustacji miodu w sklepie. Ogólnie nie było w ogóle turystów. Miejsce to posiada chyba najwięcej reklam i drogowskazów na całej wyspie, jednak jak się okazuje to nie wystarcza.
Później przejechaliśmy na wzgórze Filerimos. Na szczycie znajdują się ruiny świątyni Ateny, klasztor, wielki krzyż i dorycka fontanna. Warto zwrócić uwagę na stacje drogi krzyżowej wzdłuż alei prowadzącej do krzyża. Na wzgórzu żyją pawie z którym zrobiliśmy liczne zdjęcia. Weszliśmy również na wspomniany krzyż. Później jeszcze chcieliśmy zobaczyć jakąś plażę na Rodos po zachodniej stronie, ale były to same kamieniste odcinki – nic specjalnego. W związku z tym podjechaliśmy w okolice lotniska i porobiliśmy zdjęcia lądujących samolotów przez dziurę w płocie. Następnie pojechaliśmy na parking, żeby zostawić samochód, oddać kluczyki i udaliśmy się na kontrolę bagażu podręcznego. Nasz lot do Pizy odbył się o czasie. Później trochę czekaliśmy na autobus do Florencji, jednak mieliśmy kupione wcześniej bilety. Około 1h drogi autostradą i wysiadamy na dworcu głównym. Agata źle się czuła, więc nie mogliśmy od razu ruszyć na szybkie zwiedzanie, pomimo, że czas gonił, bo było po 16. Wpierw MC Donald i kawka.
Poszliśmy do centrum, które jest kilka kroków dalej, żeby zobaczyć z bliska katedrę Santa Maria del Fiore z wielką kopułą, największą ceglaną na świecie. Oprócz tego podziwialiśmy Palazzo Vecchio, czyli siedzibę władz miejskich, Santa Croce, gdzie znajdują się grobowce słynnych florentyńczyków: Michała Anioła, Macchianellego, Galileusza, Dantego, Rossiniego. Byliśmy również na moście Ponte Vecchio nad rzeką Arno.
Na koniec dnia poszliśmy na wzgórze z którego piękny jest widok na całe miasto i doskonały punkt do robienia zdjęć. Na koniec oczywiście wielkie poszukiwania miejsca na kolację, gdzie będzie można zjeść w miarę przystępnie. Padło na malutką restaurację, gdzie skosztowaliśmy lasagne oraz pizzy.
Wróciliśmy na dworzec skąd około północy mieliśmy pociąg do Bolonii. Wszystko w porządku, oprócz tego, że byli w nim sami imprezowicze z alkoholem, którzy na dodatek jechali bez biletów. Na stacji docelowej czekała na nich policja. Ja przespałem całą drogę, a Agata się trochę denerwowała. To jednak nie koniec wrażeń, bowiem z dworca czekał nas spacer na lotnisko, żeby tam przespać się przed porannym lotem. Trasa według mapy miała niecałe 8 km. Dobrze, że była to stosunkowo ciepła noc, dzięki czemu z plecakami dotarliśmy na miejsce w środku nocy. Miejsca na wygodnych siedzeniach nie było, więc pozostało nam spróbować spania na metalowych ławkach. Nie był to idealny sen, ale aż do czasu odlotu przetrwaliśmy.
Lądowanie we Wrocławiu planowo i mogliśmy pojechać z tatą Agaty do domu na obiad.
Najnowsze komentarze