Nadszedł ostatni nasz dzień pobytu w Stanach Zjednoczonych. Po przyjeździe rano do Nowego Jorku zaczęliśmy szukać miejsca, gdzie można by zjeść śniadanie wybór padł na niewielki lokal typu fast-food, gdzie zamówiliśmy to co widać na poniższym zdjęciu. Wydawało nam się, że nie trzeba się spieszyć, że mamy dużo czasu do odlotu. Ten miał miejsce dopiero o 14:35 z lotniska JFK liniami Delta. Mieliśmy przedostać się do Montrealu skąd największym pasażerskim samolotem świata Airbusem A380 rozpocząć podróż do stolicy Francji.
Wszystko poszłoby planowo, gdyby nie nasza pomyła przy wychodzeniu z metra. Opuściliśmy je stację za wcześnie, a na dodatek mieliśmy przed tym problemy z zakupem biletów w automacie. Tym razem uratowała nas karta bankomatowa taty, która jako jedyna chciała współpracować z tutejszymi biletomatami. Jednak stał się cud i zdążyliśmy nawet nadać bagaż – od razu do Paryża. Lot Deltą do Montrealu przebiegł planowo, a tam mieliśmy 3:40 h czasu na przesiadkę. Lotnisko to jest idealne – panuje na nim spokój i ład, a wszelkie kontrole i boardingi odbywają się wzorowo. Warto dodać, że w czasie przesiadki pomagaliśmy jednemu panu skopiować zdjęcia z aparatu kolegi, co nas tak zajęło, że byliśmy wyczytywani do wejścia na pokład.
Lot liniami AirFrance przebiegał zgodnie z planem i po niecałych 7 godzinach znaleźliśmy się na lotnisku CDG w Paryżu, skąd udaliśmy się do hotelu.
Najnowsze komentarze