Po dwóch dniach przyszedł czas, żeby opuścić wyspę Apo i udać się do kolejnego punktu naszej wycieczki, czyli na wyspę Cebu. Dzień wcześniej umówiliśmy się na odbiór naszej grupy i rejs na wyspę Negros. Stąd udaliśmy się dwoma tuk-tukami do portu Sibulan w kierunku Dumaguete. Stąd bardzo często wypływają łódki na Cebu, a taki rejs trwa mniej niż godzinę. Wcześniej jednak robimy spacer po okolicy i decydujemy się zjeść wczesny obiad (za jedyne 5 złotych z napojem), pomimo, że pora nadal śniadaniowa. Poza jedzeniem jest tutaj także bardzo dużo stoisk z innymi dobrami. Można kupić odzież, okulary, buty, zabawki itd. Tutaj dodajmy tylko, że rejs promem kosztował nas niecałe 4 złote.
W trakcie rejsu z wyspy Apo
W drodze do Dumaguete
Ryż w kilku wydaniach
Obiad za piątaka
Dopływamy do portu Cebu
W drodze do hotelu Fantasy Lodge Cebu
Po dotarciu do portu na południu wyspy Cebu organizujemy sobie transport do hotelu Fantasy Lodge Cebu, który jak się okazało był bardzo dobrym wyborem. Miejsce to położone jest w odpowiedniej odległości od głównej drogi i zapewnia pokoje położone w sąsiedztwie basenu i restauracji. Podczas naszego pobytu nie było tutaj zbyt dużo innych gości, przez co mogliśmy czuć się bardzo swobodnie. Po zakwaterowaniu postanowiliśmy drugą część dnia spędzić na „oglądaniu” wodospadów Aguinid. Były one położone zaledwie 1,5 kilometra na północ od naszego miejsca pobytu. Po obiedzie ruszyliśmy na spacer wzdłuż zachodniego wybrzeża wyspy Cebu.
Okazało się, że wspomniany wodospad to tak naprawdę kilka wodospadów, które znajdują się w wiosce o takiej samej nazwie. Wodospad składał się z pięciu poziomów i aby dostać się na ostatni trzeba było pokonać cztery poprzedzające. Szliśmy grupą pokonując kolejne levele, byliśmy cali mokrzy, ale grupa była zachwycona z tej atrakcji turystycznej. W Polsce byłoby nie do pomyślenia żeby puścić dzieci, starców i kobiety bez kasków, lin i poręczy zabezpieczających. Tutaj to norma. Poza tym jako cudzoziemcy otrzymaliśmy przewodnika w cenie biletu, który znacząco pomagał mi pokonywać kolejne przeszkody i lęk przed upadkiem. Trzeba przyznać, że jak za ponad godzinną zabawę cena 5 złotych nie była zbyt wygórowana i miejsce to jest godne polecenia. Zapamiętajcie sobie, żeby będąc na Cebu poświęcić trochę czasu na wodospady Aguinid.
Tego dnia wieczorem okazało się, że źle policzyliśmy liczbę nocy na Cebu i będziemy musieli tutaj spędzić jeden dzień więcej. Musieliśmy szybko poszukać dodatkowego noclegu. Padło na miasto Cebu, gdzie wybraliśmy się jeden dzień przed odlotem na Palawan. O tym jednak napiszemy Wam w kolejnych akapitach. Teraz przyszedł czas na jedną z największych atrakcji Cebu, czyli nurkowanie z rekinami wielorybimi.
Kolejnego dnia, o poranku zjedliśmy wcześnie śniadanie i ruszyliśmy w kierunku Oslob, żeby nurkować z jednymi z największych ryb na świecie. Dotarliśmy tam z tym samym kierowcom, który dzień wcześniej przywiózł nas z portu do hotelu, ponieważ umówiliśmy się z nim na dokładną godzinę i ustaliliśmy wcześniej satysfakcjonującą dla obu stron cenę. Tym razem bez targowania. Droga zajęła nam niecałą godzinę. Jadąc „na pace” mogliśmy podziwiać wybrzeże wyspy Cebu i poczuć wiatr we włosach, co w tak gorącym klimacie jest bardzo przyjemnym doświadczeniem.
Tak w ogóle skąd wzięła się moda na nurkowanie z rekinami wielorybimi na Cebu? Historia jest ciekawa, w związku z czym przytoczę ją Wam w kilku zdaniach. Filipińscy rybacy przed wieloma laty polowali w wodzie na wszystko co dało się zjeść, czyli tuńczyki, lucjany czy tilapie. Tych było coraz mniej, przez co zaczęto zabijać także rekiny wielorybie, które są bardzo duże i niegroźne, a także łatwe do namierzenia, ponieważ te szukają planktonu pod powierzchnią wody. Kiedy oceniono, że ich populacja drastycznie maleje wprowadzono ochronę tych ryb. W końcu pojawili się turyści, którzy byli skłonni zapłacić rybakom za zabranie ich w pobliże rekinów, żeby muc je zobaczyć z bliska czy z nimi popływać. Miejscowi szybko ocenili, że to może być lepszy biznes niż jakieś łowienie ryb. Niestety rekiny wielorybie przypływają tutaj tylko od stycznia do marca, a turysta nie ma czasu na czekanie, aż ryba ta pojawi się na horyzoncie. Filipińczycy zaczęli dokarmiać rekiny nie ich naturalnym pokarmem (planktonem), ale suszonymi krewetkami, które są dużo łatwiej dostępne. Tym samym „przywiązali” ryby do tego miejsca, a samo Oslob stało się turystyczną potęgą.
Z uwagi, że my zdecydowaliśmy się skorzystać z tej atrakcji to możemy potwierdzić, że jest to rzeczywiście coś w rodzaju zoo na wodzie. Z drugiej strony spotkanie oko w oko z rekinem wielorybim to na pewno jedno z najbardziej niesamowitych przeżyć w naszym życiu. Z drugiej strony jesteśmy świadomi, że to co dzieje się w Oslob to bardzo przejrzysty przykład krótkowzroczności, przedkładania doraźnych materialnych korzyści nad trwałość ekosystemu. Rekiny w Oslob niestety karłowacieją… W normalnych warunkach dorastają one do czterech, dwunastu metrów i żyją koło siedemdziesięciu lat. Skóra rekinów może mieć nawet dziesięć centymetrów grubości. Odnotowany największy okaz miał 18,8 m długości i ważył ok 13,6 tony!
Wróćmy jednak do samego pływania z rybami. Po opłaceniu wstępu (90 złotych) następuje czas szkolenia, które informuje, że nie wolno dotykać czy karmić rekinów. Następnie dostaje się kapoki i czeka na wolną łódkę (około 1,5 godziny!). W końcu wypływamy. Rekiny pływały dosłownie wszędzie dookoła, a za nimi podążały ławice mniejszych ryb licząc na resztki z obiadu. Można swobodnie pływać w ich pobliżu, albo obserwować trzymając się łódki. Czas spędzony w wodzie wynosił około 30 minut. Tego dnia nasza wycieczka odbywała się wcześnie rano, przez co pozostało nam całe popołudnie, które przeznaczyliśmy na odpoczynek. W drodze powrotnej zjedliśmy jeszcze obiad.
Hotel Fantasy Cebu Lodge
Zachody słońca na hotelowym tarasie
Do miasta Cebu, gdzie mieliśmy spędzić ostatnią noc na wyspie wybraliśmy się miejscowym autobusem. Po dotarciu do dworca autobusowego wzięliśmy dwie taksówki do naszego hotelu Lapu Lapu Cottages, który położony był w jednej z bocznych uliczek. Oferował on bungalowy dwuosobowe, basen i restaurację. Nie mieliśmy konkretnego pomysłu jak spędzić drugą część dnia, więc ruszyliśmy na spacer, żeby złapać taksówkę i udać się w kierunku jednej z plaż na południu. Po krótkiej rozmowie z kierowcą zdecydowaliśmy jednak, żeby zawiózł nas on do restauracji Lantaw Floating Native, gdzie oprócz smacznego jedzenia można także podziwiać piękny zachód słońca. Miejsce to zdecydowanie spełniło nasze oczekiwania.
W taksówce w mieście Cebu
Teren hotelu Lapu Lapu Cottages
Mało atrakcyjna okolica hotelu Lapu Lapu Cottages
Kolacja w Lantaw Floating Native
Deser w Lantaw Floating Native
Zachód słońca w okolicach Lantaw Floating Native
Najnowsze komentarze