Po wylądowaniu w Wellington i odbiorze bagażu (nie czekaliśmy na niego ani chwili) ruszamy do autobusu 91, który zawozi nas do centrum miasta. Przejazd trwa około 20 minut i kosztuje 9 NZD od osoby. Do tego, że jest drogo już zdążyliśmy przywyknąć. Zgodnie z instrukcją od naszej gospodyni kierujemy się w stronę jej mieszkania. Jest ono położone blisko centrum, ale na sporym wzniesieniu, co przy targaniu plecaków o wadze 14 i 18 kilogramów nie należy do przyjemności. Niedawno pisałem jeszcze, że ważą one mniej – rzeczywiście tak było, ale przy ważeniu na lotnisku tym razem pokazały się takie liczby.
Gospodyni woła nas do siebie widząc, że chodzimy po ulicy i szukamy odpowiedniego numeru domku. Przygotowała dla nas przyjemny pokoik oraz pokazała kuchnię, łazienkę i salon. Ze wszystkiego możemy korzystać. Jest też dobrze działające WiFi. Nocleg tego typu w Wellington kosztuje 59 dolarów za pokój (z wykorzystaniem odpowiednich kuponów zapłacimy za niego tyle co za cztery bułki w tutejszym supermarkecie ;)).
Bierzemy mapę i ruszamy do centrum. Wpierw wstępujemy do marketu New World, gdzie wybór jest przeogromny. Ceny są wyższe niż w Countdown, ale zdecydowanie niższe niż w małych marketach na wyspie południowej. Kupujemy coś na kolację i śniadanie. Dalej kierujemy się do portu, gdzie robimy kilka fotek po zmroku. Wieje strasznie silny wiatr i robi się chłodno, więc swoje kroki kierujemy w stronę domku na nocleg.
Następnego dnia, po śniadaniu pakujemy się i zostawiamy bagaż, żeby konkretniej zobaczyć Wellington. Przypomnijmy, że jest to drugie co do wielkości miasto w Nowej Zelandii, które liczy prawie 400 tysięcy mieszkańców.
Zwiedzanie zaczynamy od darmowego muzeum Nowej Zelandii Te Papa Tongarewa. Pomimo, że nie przepadamy za muzeami, to to robi dobre wrażenie. Jest w pełni interaktywne i przedstawia wiele ciekawych zjawisk np. wulkanizmu i trzęsień ziemi. Poza tym można spotkać tutaj potężnego kalmara, który został złowiony przed laty. Jego wymiary to 10 metrów długości i 495 kg wagi!
Idziemy w kierunku nabrzeża, gdzie znajduje się muzeum morskie, które w głosowaniu użytkowników Tripadvisora zostało wybrane jednym z pięćdziesięciu najlepszych muzeów na świecie. Możemy w nim dowiedzieć się wszystkiego o historii Wellington oraz o tragedii TEV Wahine z 1968 roku. 10 kwietnia 1968 na skutek cyklonu, awarii radaru i napędu statek zniosło na skały, gdzie zatonął. Z 610 pasażerów i 123 członków załogi zginęły 53 osoby.
Kolejnym punktem, który obraliśmy sobie na mapie jest parlament, który swoim wyglądem przypomina pszczeli ul. Podobno jest on tak wzmocniony, że przetrwa trzęsienie ziemi do 8 stopni w skali Richtera. W Nowej Zelandii system parlamentarny jest taki jak w Wielkiej Brytanii. Na czele stoi premier ze swoim gabinetem. Wybory odbywają się raz na trzy lata. To właśnie w tym kraju kobiety jako pierwsze na świecie dostały prawa wyborcze.
Spacerując po mieści znajdujemy kilka polskich akcentów. Najlepszym przykładem jest nasza flaga na jednej z głównych ulic miasta. Najbardziej popularnym miejscem jest jednak deptak Cuba Street, gdzie mamy masę restauracji i kawiarenek. Stąd mamy już blisko po nasze plecaki, po odbiorze których udajemy się na lotnisko.
Dojeżdżamy tam ponownie autobusem numer 91. W automacie dokonujemy odprawy i drukujemy bilety w liniach JetStar na lot do Christchurch. Do wylotu mamy jeszcze niecałe 3 godziny, więc czas ten spędzamy na ławkach niedaleko bramki. Tym razem nie zapłaciliśmy za bagaż nadawany, a podręczny jest ograniczony do 10 kilogramów na osobę. My mamy w sumie ponad 32 kilogramy (bez aparatu). Na szczęście nikt tego nie sprawdza i bez problemu zajmujemy miejsca w Airbusie A320. Rejs do jednego z największych miast wyspy południowej trwa około 40 minut i podobnie jak poprzednio turbulencje są praktycznie cały czas. Lądujemy szczęśliwie o godzinie 18.
Port w Wellington
Muzeum z wielkim kalmarem na czele 😉
To właśnie ten potwór
Batoniki musli towarzyszą nam od początku wycieczki (2,5$ za 6 sztuk).
Wiele cały czas silny wiatr
Polski akcent
Parlament
Trolejbusy
Płatny serwis w Jetstar
Najnowsze komentarze