sie 03

Wejście na Górę Stołową!

przez w RPA

Po wynajęciu samochodu ruszyliśmy prosto do naszego pierwszego miejsca noclegowego, które zarezerwowaliśmy przez Airbnb. Cena w granicach 30-40 złotych od osoby to średnia jaką tutaj płaciliśmy. Ruch lewostronny nie był dla nas problemem (mam już trochę doświadczenia po pobycie w Nowej Zelandii, RPA czy na Malcie) i po około 45 minutach zaparkowaliśmy samochód pod mieszkaniem w okolicy Camps Bay. Nasz host dokładnie pokazał nam swoje całe mieszkanie, po czym jeszcze tego samego dnia poszliśmy na długi spacer w kierunku plaży. Mieliśmy także okazję podziwiać piękny zachód słońca. Zmęczenie po podróży było jednak widoczne i szybko zaczęliśmy, żeby zregenerować siły przed kolejnym intensywnym dniem.

Po śniadaniu, które sami sobie przygotowaliśmy na tarasie z widokiem na Table Mountain, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na Camps Bay, czyli piękną, piaszczystą plażę, gdzie niestety woda Oceanu Atlantyckiego jest bardzo niska (za sprawą południowo-wschodniego wiatru). Docierają tutaj wody arktyczne niesione Prądem Benguelskim.

Na plaży rosną okazałe palmy, a w oddali widać łańcuch górski Dwunastu Apostołów. Nie brakuje tutaj drogich restauracji, z których można podziwiać wspaniałe widoki. Fale są duże i uderzają o skały, co robi niesamowite wrażenie.

My jednak szukamy większych wyzwań i postanawiamy podjechać pod Górę Stołową, a następnie na nią wejść. Pomimo, że robiłem już to w przeszłości to nie pamiętałem, gdzie zaczyna się szlak. Strome serpentyny Tafelberg Street prowadziły nas pod stację kolejki linowej na Table Mountain, minęliśmy ją bez żalu i za kilkaset metrów, dotarliśmy do oznakowanego szlaku biegnącego przez przełęcz Platteklip Gorge na Beacon, bo stąd najszybciej dostać się można na najwyższy szczyt pasma, Maclear’s Beacon (1088 m npm).

Po pierwszych minutach wspinaczki widok zaczyna robić się cudowny – widać w dole miasto i ocean. Na skrzyżowaniach szlaków są wyraźne tabliczki informacyjne z kierunkami tras. Szczyt Table Mountain to wielki płaskowyż z kilkoma skalnymi kręgami wystającymi kilkanaście metrów ponad plateau. Najwyższy taki „stół” to właśnie Maclear’s Beacon, docieramy do niego po 2 godzinach wspinaczki (i spaceru po plateau). Niestety jest już dosyć późno – słońce powoli zachodzi, a my mamy w planach zejście tą samą trasą. Wcześniej jednak kupujemy coś do picia. Nie mamy pewności jaki jest przelicznik Randa na złotówki przez co cały czas myślimy, że wszystko tutaj jest zdecydowanie droższe.

Przy odrobinie szczęścia być można tu spotkać góralki – niewielkie, futrzaste zwierzątka przypominające nieco wyrośnięte świnki morskie, chociaż genetycznie spokrewnione ze… słoniami! Tak to powyżej to właśnie taki mały elefant.

Z wysokości 1055 m n.p.m. widok na miasto jest obłędny. Wielka układanka betonowo-szarych biurowców i domków tonących w zieleni. Cape Town jest zgrabnie otoczone przez góry. Signal Hill połączone z Lion’s Head, Góra Stołowa oraz Devil’s Peak zamykają miasto z trzech stron. Kilka kroków i przed naszymi oczami roztacza się panorama Camps Bay, błękitny ocean, znad którego nadciąga na nas kolejna masa chmur.

Idąc z powrotem mamy strach w oczach. Jest już po zmroku i nic nie widać. Szlak nie jest oświetlony i nie ma na nim nikogo oprócz nas. Korzystamy z latarek wbudowanych w nasze telefony i schodzimy najszybciej jak potrafimy.

W końcu zaczynamy widzieć drogę w dole, po której od czasu do czasu jedzie samochód. To znak, że jesteśmy już blisko, ale to nadal ponad pół godziny ostrożnego, a zarazem jak najszybszego zejścia. Docieramy do tabliczki i robimy sobie pamiątkowe zdjęcia. Po chwili podjeżdża do nas policja i pyta co tutaj robimy. Są pomocni i podrzucają nas kilkaset metrów dalej na parking, gdzie czeka nasz samochód… z zapalonymi światłami z przodu. Odpali? Bez problemu – odetchnęliśmy z ulgą i wróciliśmy do naszego mieszkania na nocleg. Po drodze zrobiliśmy jeszcze małe zakupy.



Tagi: , , , , , , ,

Zostaw komentarz