16 kwietnia wieczorem przylecieliśmy na lotnisko London Heathrow z Lizbony. Było już przed 22, a kolejny lot mieliśmy kolejnego dnia o 9:40. Postanowiliśmy zostać na lotnisku na noc, co okazałoby się świetnym wyborem, żeby nie to, że mamy polskie paszporty. Brzmi niedorzecznie? A jednak!
Po wylądowaniu przeszliśmy kontrolę bezpieczeństwa, żeby zatrzymać się w terminalu 4 londyńskiego lotniska. O tej godzinie nie było już żadnych kolejek, a sprawdzenie nas przebiegło sprawnie. Udaliśmy się od razu na kolację do saloniku No. 1 Heathrow. Okazało się jednak, że jest on zamykany o godzinie 22, a nie 22:30, jak podaje tabliczka przed wejściem. Co więcej salonik ten posiada normalne sypialnie z których mogą korzystać goście. Jest tylko jedno ale. Pani ma karteczkę z informacją, że obywatele Polski niestety nie mogą korzystać z tej usługi. Gdzie tutaj sprawiedliwość? Do teraz nie rozumiem czemu takie reguły ma londyński salonik. Zostajemy tylko zaproszeni na śniadanie o 5 rano i prysznic, a teraz odesłani do holu głównego lotniska.
Wygodnych miejsc do spania na Heathrow nie brakuje. Kiedy już zasypiamy to jednak budzi nas sprzątaczka, która informuje, że niebawem przyjdzie ochrona i zaprowadzi nas w wyznaczone do spania miejsce na lotnisku. Rzeczywiście po kilku minutach idzie pracowniczka lotniska z grupą ludzi i zaprowadza nas wszystkich w jedno miejsce, gdzie możemy spać. Co więcej nie można opuszczać go do godziny 5 rano. W sumie spało się tutaj także bardzo dobrze.
Po godzinie 5 rano idziemy ponownie do saloniku No. 1 Heathrow, żeby zjeść śniadanie, wykąpać się i odpocząć. Trzeba przyznać, że jest to jeden z najlepszych saloników w Europie, gdzie byliśmy. Serwowane są nawet na ciepło dania z menu. Zresztą zobaczycie na zdjęciach poniżej.
Kiedy zbliża się godzina 8 zmieniamy nasz terminal na 5 i przechodzimy kolejną kontrolę bezpieczeństwa, a następnie jedziemy pociągiem do hali odlotów, gdzie przez okno widzimy już zaparkowanego Airbusa A380 linii British Airways, którym polecimy do Los Angeles. Rejs trwa niecałe 11 godzin. W jego czasie podane są dwa posiłki. Obsługa robi świetne wrażenie, jest uprzejma i bardzo sprawnie radzi sobie z obsługą pasażerów. Prosząc o wino przed obiadem i do obiadu dwukrotnie pada sugestia spróbowania nie jednej, a dwóch butelek. Nawet w Emirates czy Qantas pomimo, że trudno mieć jakiekolwiek uwagi do pracy personelu, to na pewno nie jest on tak dobrze nastawiony do klienta, jak w brytyjskiej linii.
Airbusy A380 BA wyposażone są w świetnie pracujący indywidualny system rozrywki, gniazdo elektryczne oraz port USB do ładowania urządzeń. Miejsca na nogi jest bardzo dużo, a skrajne siedzenia mają dostęp także do dodatkowej półki przy oknie. Lądowanie w Los Angeles bardzo spokojne, dosyć długie kołowanie pod terminal i wyjście z samolotu przez rękaw. Tutaj, jak to w USA trzeba odczekać swoje w kolejce. Po niecałej godzinie zostajemy wpuszczeni i udajemy się na terminal 4, żeby wydrukować bilety na kolejny lot do Kona (Big Island) na Hawajach. Lot ten będzie obsługiwała linia American Airlines. Przed wylotem wracamy do terminalu międzynarodowego, gdzie w saloniku KAL zjadamy kilka kanapek, owoce, warzywa itd.
Lot samolotem Boeing 757 na Hawaje trwa ponad 5 godzin. Mamy o tyle dużo szczęścia, że z miejsc 35 zostajemy przesadzeni do rzędu 9, który znajduje się w klasie Main Cabin Extra i jest tutaj zdecydowanie więcej miejsca na nogi. Dodatkowo nasz rząd jest przy wyjściu awaryjnym i jako jedyny posiada tylko dwa, a nie trzy siedzenia. To pozwala nam przespać większość rejsu, w czasie którego podawane są tylko darmowe napoje, a jedzenie dostępne jest na zamówienie za opłatą.
Po wylądowaniu w Kona po godzinie 19 czuć zdecydowanie inne powietrze. Już przy wyjściu z samolotu uderza w nas to przyjemne ciepło. Udajemy się od razu do wypożyczalni Dollar po samochód i jedziemy do naszego hostelu (ok. 100 km).
Salonik No. 1 Heathrow
Airbus A380 w czasie boardingu
Końcówka lotu do Los Angeles
Salonik KAL w terminalu międzynarodowym LAX
Najnowsze komentarze