Niewiele czasu minęło od naszego powrotu z Karaibów, a już musieliśmy powoli rozpocząć pakowanie. Tym razem naszym celem był afrykański Zanzibar. Wyjazd ten wpadł nam do kalendarza mniej niż miesiąc przed wylotem. Do wyjazdu przekonała nas przede wszystkim cena biletu lotniczego, która wyniosła około 500 zł + doloty do Sztokholmu. To kilka razy mniej, niż trzeba zapłacić normalnie, więc szkoda nie wykorzystać takiej okazji.
Nasza przygoda rozpoczęła się i tym razem na lotnisku w Poznaniu, skąd w poniedziałek 22 września mieliśmy zaplanowany rejs do Sztokholmu Skavsta. Lata tam regularnie niskokosztowa linia Wizz Air. Nadaliśmy jedną sztukę bagażu rejestrowanego (na 4 osoby) i przeszliśmy do hali odlotów. Po dłuższej przerwie udało nam się odwiedzić salonik, gdzie Kasia mogła wypić swoją ulubioną kawę. Boarding był tym razem bezproblemowy i pomimo posiadania kilku drobnych nadbagaży nikt nie miał wobec nas uwag. Tym razem nie mogę napisać, że lot był spokojny, ponieważ podczas podchodzenia na Skavsta trzęsło niemiłosiernie, a samolot przechylał się mocno od osi. Na duchu podnosiły nas pozytywne rozmowy innych pasażerów na temat pilota obsługującego ten rejs.
Po przylocie udaliśmy się na przystanek autobusowy skąd udaliśmy się do pobliskiego Nykoping. Wysiedliśmy na dworcu kolejowym, gdzie czekaliśmy na pociąg do centrum Sztokholmu. Jest to najtańszy sposób dotarcia do stolicy Szwecji (ok. 60 zł), kiedy lądujemy właśnie na lotnisku Skavsta. Na dworcu są dostępne darmowe toalety i wifi.
Autobus do Nykoping
Niestety pogoda w Szwecji pod koniec września nie jest już zbyt słoneczna. Mieliśmy dodatkowo pecha, że padał deszcz, który utrudnił nam spokojne spacerowanie. Nasza wycieczka ograniczyła się do rundki dookoła dworca, gdzie skończyliśmy w MC Donaldzie na obiedzie. Tutaj odczekaliśmy ostatnią godzinę do autobusu, który jechał na lotnisko Arlanda. Pomimo, że jest to główny port lotniczy Sztokholmu, to znajduje się on prawie godzinę drogi od centrum miasta. Tutaj musieliśmy przedostać się z terminalu 5 na terminal 2, gdzie udało nam się nadać bagaż na poranny lot do Amsterdamu. Niestety nie powiódł się pomysł przejścia security wieczorem i tam spędzenia nocy. Musieliśmy więc przetrwać w holu głównym. Do godziny 22 przebywaliśmy po raz kolejny w MC Donaldzie, a następnie przeszliśmy spać na coś co przypominało „katafalki”. Zresztą zobaczcie sami na zdjęciach.
Po godzinie piątej ruszyliśmy do kontroli bezpieczeństwa. Po drugiej stronie okazało się, że czekało na nas zdecydowanie więcej, na dodatek całkiem wygodnych miejsc do spania. Ja z Kasią odwiedziłem jeszcze tutejszy salonik, gdzie zjedliśmy wczesne śniadanie. Rejs do Amsterdamu miał miejsce o godzinie 6:30, który trwał niecałe dwie godziny. Na lotnisku Schiphol mieliśmy 3 godziny na zakup alkoholu na dalszą wycieczkę oraz na drugie śniadanie w jednym z lepiej wyposażonych saloników o numerze 41, gdzie akurat była wydzielona strefa dla pasażerów Singapour Airlines z przepysznymi owocami i tortillami.
Salonik w Sztokholmie
Poranny rejs do Amsterdamu
Salonik w Amsterdamie
Do Nairobi w Kenii wylecieliśmy z małym opóźnieniem. Przelot wykonywany był przez Boeinga 747 linii KLM, który na dodatek lf miał w okolicach 40%. To pozwoliło każdemu na zajęcie kilku miejsc i wygodny odpoczynek. Podczas rejsu podano dwa posiłki oraz jeden deser (lody). Cały czas można było korzystać z napojów i przekąsek.
Obiad podany już godzinę po starcie.
Widok na jedną z greckich wysp.
Kolacja na 2 godziny przed lądowaniem w Nairobi.
Po wylądowaniu w Kenii pieszo udaliśmy się do terminalu. Tutaj przeżyliśmy pierwszy lekki szok kulturowy. Ludzi z Europy było mniej niż chociażby Hindusów w swoich charakterystycznych strojach. Na lotnisku dostępny jest darmowy Internet przez 15 minut (zmiana MAC karty WiFi i wyczyszczenie cookies rozwiązuje problem) oraz liczne stanowiska z gniazdkami uniwersalnymi do ładowania sprzętu. Po 2 godzinach przeszliśmy do samolotu Embraer EMB 190, którym polecieliśmy już docelowo do Dar Es Salaam. Na miejscu musieliśmy kupić wizę wjazdową w cenie 50 dolarów od osoby. Po tym udaliśmy się do hotelu na zasłużony odpoczynek.
W czasie rejsu do Dar Es Salaam liniami Kenya Airways.
Taksówkarz wysłany z hotelu Sawe Hotel czekał na nas z odpowiednią kartką.
Nasze pierwsze, normalne miejsce do spędzenia nocy na afrykańskiej ziemi.
From mariusz:
witam, widze ze moi ulubioneni blogerzy odwiedzili Zanzibar