gru 27

W „drodze” do Indonezji

Trzy dni w Polsce wystarczyły, żebyśmy wybrali się na kolejne wakacje. Z Japonii wróciłem wieczorem w piątek, a we wtorkowy wieczór miała miejsce pierwsza odprawa w kolejnym tripie. Tylko odprawa, bowiem lot z Poznania do Warszawy został odwołany z przyczyn technicznych, o czym powiadomiono nas godzinę przed odlotem. Dokładnie na półgodziny przed odjazdem ostatniego pociągu do stolicy. Nie pozostawało nic innego jak szybkie zamówienie Ubera na Ławicę i szaleńcza jazda na dworzec główny PKP w Poznaniu. Dokładnie na 2 minuty przed odjazdem wbiegliśmy do pociągu InterCity relacji Berlin – Warszawa. Podróż zamiast 40 minut trwała 2,5 godziny, ale nadal w bardzo dobrych warunkach, w prawie pustym pociągu. Cena to bagatela 278 złotych…

Po dotarciu na dworzec Zachodni w Warszawie po raz kolejny pomocy okazał się Uber, który zawiózł nas do hotelu Holiday Inn Express Warsaw Airport, gdzie spędziliśmy noc przed wylotem. W czasie zakwaterowania goście ze statusem gold mają do wyboru dodatkowe 200 punktów do konta IHG lub voucher na napój w barze. Pokoje w tym hotelu są wszystkie w tej samej konfiguracji, przez co nie mamy specjalnego wyboru w czasie robienia rezerwacji.

Kolejnego dnia po śniadaniu hotelowym shuttle busem pojechaliśmy na lotnisko, gdzie przy stanowisku odprawy British Airways wydrukowano nam bilety do miejsca docelowego, czyli Kuala Lumpur. Pierwszy lot do Londynu odbywał się o godzinie 12:40. Jeszcze dosłownie na 10 minut zdążyliśmy wejść do saloniku Preludium, żeby zjeść coś słodkiego. Boarding odbył się w planowanym czasie, a odlot kilka minut później. Lecieliśmy cały czas walcząc z silnym wiatrem z przodu, przez co rejs trwał ok. 2,5 godziny.

Na lotnisku Heathrow musieliśmy zmienić terminal piąty na trzeci, ale z uwagi na długi czas przesiadki (4 godziny) najpierw udaliśmy się do saloniku No.1 Lounge na obiad. Tutaj obsługa poinformowała mnie, że musimy liczyć minimum godzinę na dotarcie do bramki z której polecimy do stolicy Malezji. Okazało się, że mieli rację. Lot odbywał się dosyć już leciwym Boingiem 777-200, gdzie na szczęście było sporo miejsca i można było wykorzystać wolne fotele do spania w nocy. Po około godzinę po starcie podano obiad (do wyboru był kurczak lub makaron). Przez cały lot podawano wodę i sok, a na 1,5 godziny przed lądowaniem zaserwowano ponownie kurczaka lub śniadanie angielskie (swoją drogą była godzina 14…).

Po 12,5 godzinnym locie pojechaliśmy autobusem z KLIA1 do KL Sentral (koszt 10 MR), a następnie taksówką z dworca do hotelu Pullman Kuala Lumpur City Centre Hotel & Residences, który położony jest w centrum miasta. Udało się otrzymać pokój z widokiem na Petronas Tower oraz dostęp do saloniku na czwartym piętrze (dla gości statusowych w sieci Accor), do którego udaliśmy się od razu po zostawieniu bagaży w pokoju, które notabene doniesiono nam po pewnym czasie (zabrano, kiedy wychodziliśmy z taksówki, a później o nich zapomnieliśmy :D). Tutaj udało się zjeść całkiem smaczną kolację, po czym ruszyliśmy na spacer po stolicy Malezji.

Punktem docelowym były wieże Petronas Tower, gdzie wieczorem odbywa się pokaz podświetlanych fontann. O dziwo liczba turystów znajdujących się w tym jakże popularnym miejscu była minimalna, co w ogóle nam nie przeszkadzało. Po powrocie do hotelu, zdążyliśmy jeszcze udać się na basen, który umieszczony jest na 10 piętrze hotelu, na zewnątrz. Po tym trwającym praktycznie dwie doby dniu można było pójść spać, co prawda tylko na niecałe 6 godzin.