Kolejne dni, jak tytuł wpisu mówi to totalne nic nierobienie. Plan każdego dnia podobny. Wstajemy, ogarniamy się, idziemy na śniadanie (same pyszności), szykujemy się na plażę i leżymy i kąpiemy się w oceanie. Następnie idziemy się przygotować na obiad, a po nim obowiązkowa drzemka w klimatyzowanym pokoju. Później znowu plaża i kolacja. Wieczorem, żeby nie było nudno chodziliśmy na animacje do wielkiego amfiteatru, gdzie serwowano najlepszą pinacoladę na świecie. Niekiedy jeszcze wcześniej spacerowaliśmy wzdłuż wybrzeża patrząc na zachodzące tutaj słońce.
Tak właśnie mijały kolejne dni i noce. Noce, bowiem często impreza z udziałem coli z wódką czy toniku z ginem kończyła się około 4 rano, kiedy był czas, żeby coś zjeść np. hamburgera. Tutaj duży plus za otwarty całą dobę bar, który znajdował się najbliżej naszego pokoju. To chyba nie jest zbieg okoliczności.
Nie sposób nie wspomnieć o kolacjach ala carte, z których mogliśmy kilka razy skorzystać w czasie pobytu. Wszystko zorganizowane bardzo elegancko, dania sycące i ładnie podane. Do tego zawsze woda i wino. Warto również podkreślić, że w hotelu znajdował się bardzo elegancki bar w głównym budynku, jednak był on otwarty tylko do 24. Tutaj serwowano najróżniejsze drinki, a w tym m.in. Margarite, która z solą smakuje całkiem nieźle. W tym samym miejscu często odbywały się koncerty muzyki poważnej, nawet w środku dnia. Można było przyjemnie spędzić popołudnie przy krzyżówce.
W jeden z ostatnich dni odkryliśmy również, że kilkaset metrów od naszego hotelu, ale nadal na jego terenie znajduje się małe miasteczko z kilkoma sklepami i dyskoteką, gdzie, gdybyśmy wiedzieli to można było spędzać całe noce. Cóż człowiek uczy się całe życie. Również pod koniec pobytu spędziliśmy trochę czasu na basenie, a Agata nawet poszła na przed popołudniowy aerobik w wodzie.
Spacery wzdłuż brzegu na zachód kończyły się zawsze przy skałach, których nie udało nam się ominąć. Tam również często można było spotkać nieżywe ryby, których Agata panicznie się bała. Strachu nie powodowały jednak małe krabiki, które tutaj były wszechobecne – nie tylko na plaży, ale także na korytarzach czy w barze. Bardzo przeszkadzały nam wszechobecne wieczorami komary. Kupowaliśmy w hotelowym sklepiku preparat, którym pryskaliśmy się siedząc na powietrzu. Oprócz tego kupowaliśmy też w wódkę – pomimo, że mieliśmy opcję all inclusive i jej dostatek, ale cóż trzeba wydać pieniądze 😉
Nam w głowach pozostanie kilkanaście nieprzespanych nocy, świetna kubańska muzyka, czysta woda o obłędnym kolorze i przede wszystkim pierwsze wspólne 15 dni.
Najnowsze komentarze