Tag Archives: united
23 stycznia 2019

Island Hopper: z Honolulu do Hong Kongu przez wyspy Mikronezji

Island Hopper: z Honolulu do Hong Kongu przez wyspy Mikronezji

Dzień zaczynam o 4:30, kiedy to budzę się bez użycia budzika. Cieszy mnie, to bo nie będzie on nikogo budził w naszej hostelowej sali. W pokoju jest dosyć jasno, więc zdejmuję pościel z łóżka, pakuję się, szybka łazienka i idę piętro niżej się wymeldować. Proszę o zamówienie taksówki na lotnisko, która ma przyjechać za 20 minut. Sprawdziłem w między czasie Ubera, ale ten kosztował o tej godzinie od 55 do 80 dolarów. Ja mam zapłacić 30 dolarów. Autobus nie jest opcją o tej godzinie, bowiem odjeżdża pierwszy o 5:30, a przy czasie przejazdu min. 1 h to niestety tylko dla osób o stalowych nerwach.

Image

W przypadku taksówki też trzeba mieć dużo cierpliwości, ponieważ czekam 30 minut i nikogo nie ma… W końcu pojawia się koleżanka z pokoju obok i okazuje się, że ona ze swoim kolegą także będzie jechała na lotnisko, więc jeżeli zechcę zaczekać to możemy jechać razem. Oczywiście zgadzam się, a w między czasie zagaduje do mnie inny taksówkarz czy nie potrzebuję transportu. Zgadzamy się z miejsca na taką samą cenę i już po chwili wszyscy razem jedziemy do porty lotniczego w Honolulu. Droga mija bardzo szybko, bo cały czas rozmawiamy o podróżach. Moi towarzysze mają lot nawet wcześniej ode mnie, a polecą na inną hawajską wyspę Maui. Staram się im dać kilka rekomendacji dotyczących tego miejsca, ponieważ byłem tam kilka lat temu. Są to Francuzi, którzy mieszkają w Montrealu.

Image

Image

Na lotnisku od razu kieruję się do odprawy United, gdzie po przejściu wszystkich ekranów pojawia się ostatni, żółty, że mam czekać na kogoś z obsługi linii lotniczej w celu weryfikacji dokumentów. Taką sytuację ma co najmniej 5 innych osób obok mnie. Blokujemy kioski do odprawy, a z United przez 20 minut nikt nie przychodzi. W końcu są 2-3 osoby. Ja muszę być odprawiony przez nich manualnie, pytają mnie m.in. o wizę do Hong Kongu, który jest destynacją widoczną w systemie. Po wyjaśnieniu wszystkie dostaję TYLKO dwa bilety: HNL-GUM i GUM-HKG, niestety nie mam pozostałych odcinków Island Hoppera wyszczególnionych na osobnych druczkach. Ale dlaczego tak jest chyba wyjaśnił @Yossarian

Image

Mój czas jest nie najlepszy biorąc pod uwagę, że chciałem zjeść w saloniku śniadanie przed 15 godzinami w samolocie, gdzie po serwisie nie spodziewam się niczego dobrego. Wbiegam do saloniku, robię szybką kawę, wypijam szklankę soku i zjadam owsiankę z żurawiną. Nie lubię jeść w pośpiechu więc wrzucam na toster dwa bajgle i zabieram je ze sobą do samolotu. To był świetny wybór, jak się okazało…

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Boarding rusza 10 minut później, niż pokazano to na bilecie, ale jest sprawny. Zajmuję miejsce 11F, które będę miał do końca podroży Island Hopperem. Jak już pewnie wiecie 11A nie ma okna i rzeczywiście tamten rząd przez większość lotu był pusty. Teraz pojawia się problem, ponieważ czekamy na jakiś bagaż i wszystko się znacznie opóźnia. Ostatecznie wyruszamy z prawie godzinnym poślizgiem. Na początku rejsu można ładnie podziwiać zieloną wyspę Kauai, a dalej raczej nic się nie dzieje do momentu lądowania na Majuro (po około 4 godzinach). Tutaj też mamy możliwość opuszczenia samolotu i nawet wejścia do hali odlotów, gdzie jest mała budka z napojami i jedzeniem. Robię fotki przy tablicy z nazwą lotniska. Po chwili zgaduję się z jednym z pasażerów, który jak się okazuje też jest na pokładzie z uwagi na samą ideę Island Hoppera. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie zapytał mnie nagle czy to mój nick (w tym momencie wyciąg wydrukowaną kartkę, gdzie są m.in. moje posty z FlyerTalka). Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, ale tak! Jaki zbieg okoliczności! Razem jesteśmy w wielkim szoku. On leci na trasie Washington DC – Honolulu – Hong Kong i będzie wracał przez Tokyo do bodajże Philadelphii. Oczywiście rozmawiamy o podróżowaniu, milach, punktach etc.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Czasu nie mamy raczej dobrego, bo i tutaj mam wrażenie byliśmy dłużej niż rozkładowy czas pozwala. Poza tym przed Majuro przekroczyliśmy linię zmiany daty, więc nagle z 18 marca zrobił się 19 marca. W związku z tym 18 marca to zdecydowanie mój najkrótszy dzień w tym roku. Nie trwał nawet 12 godzin. Za to tych długich dni miałem już sporo. Następnym punktem jest wyspa Kwajalein, która także należy do Wysp Marshalla. Widoki ponownie świetne podczas lądowania, ale tutaj nie ma zgody na wyjście z samolotu, więc musimy zostać w środku. Za to wchodzi obsługa i sprawdza wszystkie luki bagażowe, mają być one puste w trakcie postoju, jak nie są to bagaż jest wyciągany i trzeba się po niego zgłosić. Tutaj też dosiada się spora liczba nowych pasażerów. Ja na szczęście cały czas mam miejsce obok siebie wolne, więc leci mi się komfortowo. Dodatkowo Economy Plus dla osoby o moim wzroście to spore udogodnienie. Lepiej trafić chyba już nie mogłem (PS. First jest pełen).

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Trzecią wysepką, która podoba mi się najbardziej jest Kosrae. Jest ona przepięknie zielona, a przy lądowaniu można podziwiać cudowny kolor wody i rafę koralową. Robi to kapitalne wrażenie! Niestety tutaj także, z powodu opóźnienia nie ma pozwolenia na opuszczenie samolotu przez osoby, które lecą dalej.

Image

Image

Image

Image

Image

Czwartym miejscem, gdzie lądujemy jest Pohnpei. Tutaj ważnym odnotowania faktem jest duży zasięg WiFi, przez co mogę szybko sprawdzić status mojego kolejnego lotu do Hong Kongu. Niestety ponownie opóźnienie zwiększa się, więc nie ma możliwości opuszczenia samolotu, co więcej z uwagi na taki stan rzeczy będziemy lecieli już bezpośrednio na Guam, omijając Chuuk. Osoby, których destynacją była właśnie ta wyspa otrzymają nocleg i polecą tam kolejnego dnia rano.

Image

Image

Image

Ostatni odcinek do Guam nie oferuje specjalnych widoków do momentu lądowania. Wyspa jest niesamowicie zielona, czego się nie spodziewałem. Już nie mogę się doczekać powrotu tutaj za kilka dni. Patrzę na zegarek i wychodzi na to, że na przesiadkę będę miał dosłownie 30 minut, nie mam pewności czy jest to do zrobienia. Muszę przejść imigration, ponownie kontrolę bagażu podręcznego i pobiec do bramki numer 12, która jest dosyć daleko. Ostatecznie jestem aż 15 minut przed rozkładowym czasem odlotu, więc jeszcze chwilę czekam w samolocie na resztę pasażerów. Tym razem lot jest prawie pusty, a LF na poziomie 25%. Mam trzy miejsca dla siebie, więc dosyć wygodnie przesypiam większość rejsu. Nie wiem czy był serwis i co podano. United niestety po raz kolejny próbuje zamrozić pasażerów – zakładam dwie bluzy i przykrywam się kocem, ale to nadal niewiele daje. Eh, chyba zaczęli wzorować się na Cebu.

W Hong Kongu lądujemy idealnie o czasie, chociaż nad miastem byliśmy już dużo wcześniej to robimy jedno dodatkowe kółeczko w oczekiwaniu na możliwość lądowania. Podjeżdżamy pod rękaw i po kolejnych 10 minutach jestem już po stronie landside. Kupuję bilet na autobus A11, który jak się okazuje zatrzymuje się dosłownie pod moim hotelem, który zarezerwowałem na stronie Accorhotels. Będzie to Ibis Hong Kong North Point, który kosztował 2000 punktów + ok. 70 złotych. Dojazd do niego zajął mniej niż godzinę. Przypomnę tylko, że w autobusach kursujących na tej trasie jest darmowe i szybkie WiFi, więc czas mija bardzo fajnie, tym bardziej po jakiś 16 godzinach w samolocie. W hotelu szybko otrzymuję kartę od pokoju i mogę odpocząć. Zasypiam po 2:30 w nocy, a budzik mam ustawiony już na 6:00, żeby zrobić ekspresowy jogging po Hong Kongu z aparatem na szyi.

Image

Image

Mimo tylu godzin nic nierobienia czuję się zmęczony tą podróżą, a z drugiej strony bardzo usatysfakcjonowany, ponieważ do tej pory plan jest w pełni realizowany i po prostu nie mogę się nudzić. Na trasie nie było jeszcze nowych dla mnie miejsc, przez co może podchodzę do tematu trochę zbyt ogólnie, ale Seul i Guam już blisko!



23 stycznia 2019

Jeden dzień w Honolulu!

Jeden dzień w Honolulu!

Rejs kończymy spokojnym lądowaniem. Pod koniec wypijam jeszcze kawę, żeby odzyskać trochę energii. Po wyjściu z samolotu i uderzeniu ciepłego powietrza (w samolocie United chciano nas zamrozić i bez koca bym nie wytrwał) od razu wracają siły witalne. Szybko idę do bankomatu wypłacić trochę dolarów i w informacji pytam skąd jedzie autobus do centrum. Dzięki temu po około 30 minutach (niestety jeżdżą bardzo rzadko) jestem już w busie numer 19 Waikiki.Przejazd autobusem miejskim kosztuje 2,75 dolara i zajmuje około godziny, na końcu irytuje mnie już to jak kierowca kluczy po uliczkach miasta i wysiadam, żeby szybciej dotrzeć do hostelu i zostawić plecak. To był świetny wybór. Z uwagi, że ostatnio jadłem wiele godzin temu do kupuję sobie szybką przekąskę w drodze do Polynesian Ocean Hostel. Dostaję pokój sześcioosobowy z jedną łazienką, gdzie idę się przebrać i zostawić manatki. Jak się okazuje pokój jest pełen, a konfiguracja wygląda tak: 5 dziewczyn i ja. Okay, przecież nie powiem, że coś mi się nie podoba 😀 Ruszam na spacer po Waikiki.

Image

Image

Image

Image

Waikiki to nie tylko plaża, ale również kolorowa ulica Kalākaua Avenue, wzdłuż której ciągną się drogie hotele, restauracje, banki i sklepy. Spotkamy tutaj głównie Amerykanów, Australijczyków i Japończyków. Po drodze mijam oczywiście pomnik Duke’a Kahanamoku z którym mam zdjęcie sprzed blisko 5 lat i stoi ono u mnie w pokoju. Był to hawajski pływak, który uchodzi za ojca surfingu, zdobył wiele medali olimpijskich.

Image

Image

Image
Image

Image

Image

Z jednej strony plaży możemy obserwować stożek wygasłego wulkanu Diamond Head, gdzie także byłem przed lat. To właśnie on jest teraz tłem większości moich zdjęć. Jego wysokość to 232 metry, a wejście jest po schodach. Panorama rzeczywiście bardzo przyjemna dla oczu. Z drugiej strony widzimy głównie hotel Royal Hawaian Hotel – nazywany Różowym Pałacem Pacyfiku. Na falach obserwują licznych surferów, którzy szlifują swoje umiejętności. Nie da się ukryć, że Honolulu to przede wszystkim komercja, beton czy samochody (dużo jednak elektrycznych), ale z drugiej strony miejsce to ma swój urok i miło tutaj wrócić.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Idę cały czas na zachód, w stronę chowającego się już powoli słońca. Po drodze udaje mi się zauważyć pływającego, dużego żółwia. Waikiki zmienia swój klimat, głównie poprzez zapalone przy ulicy pochodnie i światełka na drzewach. Oglądam także pokaz hawajskiego tańca na plaży i słucham kilkuosobowego zespołu grającego na specyficznych instrumentach.


Image

Image

Image

Image

Image

Wieczorem w Honolulu po prostu nie da się nudzić. Można spacerować do bólu, poleżeć na plaży bez palącego słońca czy udać się do restauracji lub na imprezę. Ja wybrałem jedną z ławek, z widokiem na ocean i tam posiedziałem przez jakąś godzinkę. Niestety zmęczenie zaczęło się uwidaczniać coraz mocniej, więc postanowiłem wrócić do hostelu, żeby pójść spać. Miałem z tyłu głowy, że kolejnego dnia czeka mnie pobudka o 5 i wyjazd na lotnisko, żeby zdążyć na wylot o 7:25 liniami United do Majuro (to pierwsza z wysp podczas coraz bardziej słynnego Island hoppera). Jak się okazało w pokoju były moje współlokatorki, więc spędziliśmy sporo czasu na rozmowach i właśnie dlatego (to już tradycja) za wiele nie spałem.

Image

Hawaje to bardzo ciekawy kierunek, który warto odwiedzić. Z punktu widzenia polskiego turysty niestety bardzo drogi, a czas przelotu w jedną stronę to około 20 godzin. Do tego jeszcze problem związany z wizą do USA, która tutaj oczywiście jest niezbędna. Uważam, że jednak warto tu przylecieć, może nie koniecznie na O’ahu, ale na inne wysepki, które są ładniejsze, mniej komercyjne i oferują cudowną naturę.



12 lutego 2014

Ostatnie chwile w Nowym Jorku i powrót do Poznania

Rano wstałem jako pierwszy, ale Kasia już też długo nie leżała w łóżku. Zjedliśmy owsiankę i wypiliśmy kawę po czym poszliśmy na metro. Okazało się, że pojedzie ono tylko do 137 ulicy (a my chcieliśmy do 100) i trzeba przesiadać się do autobusu. Tak też zrobiliśmy, ale czas oczekiwania na autobus to ponad 30 minut, bowiem nie zmieściliśmy się do pierwszego który przyjechał. Linia M4 jedzie Broadwayem i zatrzymuje się dosyć często, przez co sumarycznie w tym czasie przeszlibyśmy spokojnie trasę pieszo. Zrobiło się po 12, a już o 17 mieliśmy lot z lotniska EWR do Monachium. Przez to musieliśmy się spieszyć, żeby dotrzeć na stację Penn Station na 34 ulicy. Po drodze kupiliśmy trzy jogurty i dwie duże bułki, żeby coś zjeść w czasie spaceru. Na stacji kupiłem dwa bilety na pociąg, który jedzie na lotnisko i kosztuje 12,5 dolara od osoby. Nie wiem czy wydano mi jeden bilet, czy drugi mi gdzieś wypadł, ale zostałem z jednym, a pani w okienku nie chciała uznać reklamacji. Musiałem pójść do biura obsługi klientów, gdzie miły Amerykanin po krótkiej rozmowie i weryfikacji moich danych wydał mi dodatkowy bilet. (więcej…)



12 lutego 2014

Stolica Stanów Zjednoczonych zimą

Po świetnej zabawie na Florydzie musieliśmy wracać na północ, żeby następnie wrócić do Polski. 10 dnia lutego wstaliśmy o 4:30 i po porannej kawie pojechaliśmy samochodem na lotnisko w Tampie. Pomimo, że trasa miała ponad 140 km, to zrobiliśmy ją w 70 minut i na lotnisku byliśmy dużo przed czasem. Oddaliśmy samochód, który wrócił bez szwanku z prawie pustym bakiem paliwa (zostało na 30 mil). Poszliśmy odprawić się na lot i do terminalu czekać ponad 2 godziny na samolot. Niestety salonik (jedyny) znajduje się w innym terminalu, gdzie nie jest możliwe przejście bez ponownego security, przez co tym razem na śniadanie czekaliśmy, aż wylądujemy w Waszyngtonie na lotnisku Dulles. To nastąpiło już 2 godziny po starcie, a w czasie rejsu podano nam kawę i ew. wodę/sok pomarańczowy. Obok mnie siedział pan, który swoimi gabarytami zabierał 1,5 miejsca przez co szybko złożył podłokietnik i połową uda zajął moje siedzenie. Niestety musiałem to jakoś przeboleć. Podczas lotu zjadłem makaron z chińskiej zupki i przeglądałem gazety, żeby szybciej zabić czas. Na dodatek cały czas było mi bardzo zimno, więc tego lotu nie zapiszę do udanych. (więcej…)



12 lutego 2014

Niespodzianka w Waszyngtonie

Drugi dzień w USA, czyli 5 lutego 2014 roku mija nam pod znakiem podróży. Mamy zaplanowany przejazd Megabusem (ala PolskiBus) do Waszyngtonu. Trasa ma około 380 kilometrów. Jak się okazuje nasz przejazd o 9 jest anulowany z powodu złych warunków pogodowych i będziemy mogli wyjechać o 10:30. Dla nas w sumie okey, bowiem możemy dłużej pospać. Jemy w hotelu śniadanie z własnego prowiantu i wykwaterujemy się. Do przystanku mamy około 1,5 kilometra, ale na ulicach jest jedna wielka kałuża i trzeba iść bardzo ostrożnie. Na miejscu dowiadujemy się, że ten kurs też jest anulowany i będzie dopiero o 11:30. Idziemy na owsiankę i napój owocowy od MC Donalda po czym wracamy na przystanek. Tutaj ludzi czeka zdecydowanie więcej niż może zmieścić dwupiętrowy autobus. Po cichu wpychamy się delikatnie do kolejki i zajmujemy miejsce na dolnym pokładzie. Jest ciepło i wygodnie. (więcej…)



27 stycznia 2014

Najlepsze bywają powroty

Ostatni mój dzień w USA to totalne nic nierobienie, tym bardziej że dzisiaj niedziela. Budzę się już po 6 bez budzika i na spokojnie się pakuję, żeby później pójść do kuchni na śniadanie. Serwowane są płatki z mlekiem oraz typowe dla Ameryki okrągłe bułki z dziurką, które spożywam z masłem orzechowym. (więcej…)



26 stycznia 2014

Samotnie na daleki zachód

Nie chcę latać sam. Tak rozpocznę tę relację. Cóż stało się, więc nie mam wyjścia. Na drugi raz bez względu na wszystkich i wszystko odmówię sobie tej przyjemności. Relację tę piszę w czasie rejsu z Long Beach do Las Vegas dnia 23 stycznia. (więcej…)