Tag Archives: ameryka
22 grudnia 2014

Valparaiso i Vina del Mar – dwie perły Pacyfiku

Nasz przedostatni dzień w Chile rozpoczęliśmy od przejazdu z hotelu w Calamie na lotnisko. Recepcjonistka zamówiła nam taksówkę w cenie zaledwie 5000 CLP (bez targowania!). Zupełnie bez kolejki nadaliśmy bagaż przy stanowisku LAN i poszliśmy do firmy Viptrans oddać bilety niewykorzystane za przejazd z San Pedro do Calamy. Po krótkim wyjaśnieniu oddano nam całą kwotę. Kontrola bezpieczeństwa na lotach w Chile pozwala na przewóz napojów ponad 100 ml, dzięki czemu nie trzeba było wyrzucać butelki z wodą. Po tym weszliśmy do saloniku Pacific Club, który niestety swoją jakością i serwisem nie imponował. Nie działał ekspres do kawy, ani podgrzewacz do kanapek. Do jedzenia były tylko suche ciastka, babka, pomarańcze i jabłka oraz suche bułki z serem i szynką. (więcej…)



22 grudnia 2014

Pustynia, Uyuni i cmentarz pociągów

Trzeci dzień naszej zorganizowanej wycieczki po Boliwii rozpoczyna się budzikiem, który dzwoni o 4:30. Bez śniadania, plecaki na dach i ruszamy na pustynie solną. Gdzie nie sięgnąć wzrokiem sól, nagle nasz kierowca zatrzymuje się, a my już po chwili możemy podziwiać jak pierwsze promienie wschodzącego słońca ocieplają ten ‚zimowy’ krajobraz. Aż trudno uwierzyć, że na tej płaskiej jak stół powierzchni warstwa soli dochodzi do 10 m. Jezioro wyschło dawno temu, została natomiast ogromna ilość soli, co tworzy niesamowity widok. Jest to ogromna, najbardziej płaska powierzchnia świata. Salar ma 4000 km kwadratowych i różnica wysokości między najwyższym i najniższym punktem wynosi 41 cm. Wszędzie dookoła sól, która jest biała i bardzo dobrze odbija światło. Jest niesamowicie jasno i po wzejściu słońca bez okularów nie da się na to patrzeć. (więcej…)



12 grudnia 2014

San Pedro de Atacama i laguna Cejar – totalny chillout

Wcześnie rano wstajemy, żeby zrobić zakupy na śniadanie i spróbować kupić wycieczkę na ten sam dzień. Okazuje się, że będziemy mogli dopiero po południu pojechać na jeden z oferowanych przez agencje tripów. Decydujemy się odwiedzić lagunę Cejar. Wycieczka ta składa się z trzech części: laguny Cejar, oczek wodnych Ojos del Salar oraz zachodu słońca na Salar de Atacama. (więcej…)



12 grudnia 2014

Santiago – spacer po stolicy Chile

Santiago jest olbrzymim miastem, które oferuje bardzo wiele, dzięki czemu każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. My rozpoczęliśmy naszą przygodę ze stolicą od przejazdu na stację Los Leones i spacer na wzgórze, skąd można zobaczyć panoramę miasta z Andami w tle. Planowaliśmy wjechać tam kolejką, jednak ta był w remoncie. Po drodze zahaczyliśmy o piękne ogrody japońskie. W pełnym słońcu wszystko wyglądało naprawdę świetnie. (więcej…)



17 września 2014

St. Maarten – część holenderska

Nasza przygoda w części holenderskiej wyspy, czyli na południu rozpoczęła się niespodziewanie. Ruszyliśmy z hotelu w kierunku stolicy, czyli Philipsburga, kiedy to po 20 minutach spaceru zatrzymał się nieznajomy, młody czarnoskóry mężczyzna oferując podwózkę. Okazało się, że może nas zawieźć nawet na plażę Maho Baeach. Zgodziliśmy się od razu. W czasie drogi sam zatrzymał się na wzgórzu, gdzie był piękny widok na holenderską część wyspy i zrobił nam zdjęcie. Był on bardzo uprzejmy, opowiadał o mijanych miejscach i podrzucił nas aż na plażę Mullet Bay, która jest chyba najpiękniejsza na całej wyspie. Byliśmy trochę zaniepokojeni, czy nie będzie chciał od nas pieniędzy tak jak za przejazd taksówką, jak się później okazało niesłusznie. (więcej…)



17 września 2014

St. Maarten – część francuska

Nasz hotel znajdował się praktycznie na granicy francusko-holenderskiej. W związku z tym część czasu spędziliśmy na jednych i drugich terenach. Już pierwszego dnia po śniadaniu wybraliśmy się na spacer w okolice plaży Dawn Beach, gdzie postawiony jest piękny hotel Westin. Plaża rzeczywiście robi świetne wrażenie, głównie dzięki wielu palmom i ciepłej, lazurowej wodzie. Tego samego dnia wróciliśmy do hotelu wcześnie, a nasza popołudniowa drzemka zakończyła się spaniem do 4 rano. Różnica czasu niestety dała nam mocno w kość. Osobiście nigdy wcześniej tak mocno nie odczułem innej strefy czasowej. (więcej…)



12 lutego 2014

Ostatnie chwile w Nowym Jorku i powrót do Poznania

Rano wstałem jako pierwszy, ale Kasia już też długo nie leżała w łóżku. Zjedliśmy owsiankę i wypiliśmy kawę po czym poszliśmy na metro. Okazało się, że pojedzie ono tylko do 137 ulicy (a my chcieliśmy do 100) i trzeba przesiadać się do autobusu. Tak też zrobiliśmy, ale czas oczekiwania na autobus to ponad 30 minut, bowiem nie zmieściliśmy się do pierwszego który przyjechał. Linia M4 jedzie Broadwayem i zatrzymuje się dosyć często, przez co sumarycznie w tym czasie przeszlibyśmy spokojnie trasę pieszo. Zrobiło się po 12, a już o 17 mieliśmy lot z lotniska EWR do Monachium. Przez to musieliśmy się spieszyć, żeby dotrzeć na stację Penn Station na 34 ulicy. Po drodze kupiliśmy trzy jogurty i dwie duże bułki, żeby coś zjeść w czasie spaceru. Na stacji kupiłem dwa bilety na pociąg, który jedzie na lotnisko i kosztuje 12,5 dolara od osoby. Nie wiem czy wydano mi jeden bilet, czy drugi mi gdzieś wypadł, ale zostałem z jednym, a pani w okienku nie chciała uznać reklamacji. Musiałem pójść do biura obsługi klientów, gdzie miły Amerykanin po krótkiej rozmowie i weryfikacji moich danych wydał mi dodatkowy bilet. (więcej…)



12 lutego 2014

Stolica Stanów Zjednoczonych zimą

Po świetnej zabawie na Florydzie musieliśmy wracać na północ, żeby następnie wrócić do Polski. 10 dnia lutego wstaliśmy o 4:30 i po porannej kawie pojechaliśmy samochodem na lotnisko w Tampie. Pomimo, że trasa miała ponad 140 km, to zrobiliśmy ją w 70 minut i na lotnisku byliśmy dużo przed czasem. Oddaliśmy samochód, który wrócił bez szwanku z prawie pustym bakiem paliwa (zostało na 30 mil). Poszliśmy odprawić się na lot i do terminalu czekać ponad 2 godziny na samolot. Niestety salonik (jedyny) znajduje się w innym terminalu, gdzie nie jest możliwe przejście bez ponownego security, przez co tym razem na śniadanie czekaliśmy, aż wylądujemy w Waszyngtonie na lotnisku Dulles. To nastąpiło już 2 godziny po starcie, a w czasie rejsu podano nam kawę i ew. wodę/sok pomarańczowy. Obok mnie siedział pan, który swoimi gabarytami zabierał 1,5 miejsca przez co szybko złożył podłokietnik i połową uda zajął moje siedzenie. Niestety musiałem to jakoś przeboleć. Podczas lotu zjadłem makaron z chińskiej zupki i przeglądałem gazety, żeby szybciej zabić czas. Na dodatek cały czas było mi bardzo zimno, więc tego lotu nie zapiszę do udanych. (więcej…)