Nasz włoski weekend dobiegał końca – niedziela to dzień powrotu do domu. Tym razem śniadanie zdecydowanie wcześniej, bo już o 8 rano byliśmy w hotelowej restauracji. Ponownie słodkie pyszności i kawa. Następnie wykwaterowanie, zapłacenie za hotel i dodatkowo opłatę klimatyczną. Tym razem bez problemu trafiliśmy na stację, żeby udać się pociągiem do Rzymu, a konkretnie na stację Piramide. Już od tego miejsca rozpoczęliśmy krótkie zwiedzanie. Pierwszym punktem była Piramida Cestiusza, czyli grobowiec Gajusza Cestiusza Epulona, wchodzący w skład Murów Aureliana. Jest najlepiej zachowaną i największą piramidą spośród budowanych w Rzymie. Jej wysokość to 36,4 m. Boki piramidy obłożono blokami marmuru. Wewnątrz znajduje się komora grobowa, do której prowadził korytarz, zamurowany po pogrzebie.
Po godzinie 10 przejechaliśmy metrem kilka stacji, żeby zobaczyć Koloseum i zrobić kilka zdjęć. Jego obwód to 524 m, a wysokość 48,5 m. Szacuje się, że widownia mogła pomieścić między 45 a 73 tys. widzów. Arena posiadała system podziemnych korytarzy. Niedaleko stąd robimy sobie kilka fotek za namową „rzymianina”, który bierze za to kilka Euro. No nic będzie pamiątka. Idziemy dalej wzdłuż Forum Romanum, które jest najstarszym placem miejskim w Rzymie, otoczonym sześcioma z siedmiu wzgórz. Dalej kierujemy się do Łuku Konstantyna Wielkiego, który zbudowany dla uhonorowania dziesięciolecia sprawowania władzy przez cesarza Konstantyna oraz dla uczczenia jego zwycięstwa nad Maksencjuszem. Budowla ma szerokość 25,7 m, wysokość 21,0 m i grubość 7,4 m.
Robi się już po 12:30, więc schodzimy na stację metra i jedziemy na lotnisko, skąd polecimy do Wrocławia liniami Ryanair, następnie na kolację do siostry Agaty i dalej do Poznania.
Najnowsze komentarze