Nadszedł ostatni dzień na Maafushi, a właściwie poranek. Wstaliśmy po godzinie 6, żeby spokojnie spakować ostatnie rzeczy i zjeść śniadanie. Miłym zaskoczeniem był telefon z recepcji z budzeniem o 6:30, a jeszcze większym jak przed naszymi drzwiami stała obsługa, żeby znieść nam bagaże.
Szybko zapłaciliśmy rachunki za odbyte wycieczki w recepcji i mogliśmy jeść śniadanie. Niestety w lekkim pośpiechu, bowiem prom już czekał w porcie. Jak na złość pogoda dzisiaj zapowiadała się cudowanie, a przez cały 1,5 godzinny rejs do Male pięknie świeciło słońce. Koszt biletu to zaledwie 2$ za osobę. Siedzieliśmy na górnym pokładzie, rozwiązywaliśmy krzyżówki i opalaliśmy się. Po przypłynięciu do stolicy ruszyliśmy w stronę przystani po drugiej stronie skąd odpływają promy na lotnisko. Po ponad 30 minutach dotarliśmy na miejsce. Przeszliśmy do terminalu domestic, gdzie znajduje się salonik w którym mogliśmy spokojnie poczekać 5 godzin na nasz lot. To była najlepsza opcja spędzenia czasu, ponieważ samo Male jest mało ciekawe, a chodzenie z bagażem nie należy do przyjemności. Tutaj mogliśmy spokojnie zjeść śniadanie i obiad oraz popracować na komputerze.
Następnie poszliśmy do terminalu międzynarodowego i nadaliśmy nasze bagaże aż do Warszawy. Bilety otrzymaliśmy jednak na rejs tylko do Colombo i do Frankfurtu, bowiem ostatni mieliśmy dostać przy bramce przed odlotem do Warszawy. Przed odlotem niebo zrobiło się ciemne i zaczęło mocno padać. Widocznie Malediwy już płakały za nami. Nasz lot odbył się Airbusem A320 i przebiegał planowo. W czasie ponad godzinnego rejsu podano ciepły posiłek (ryż z kurczakiem).
W stolicy Sri Lanki transfer do terminalu z samolotu odbywał się autobusem. Od razu skierowaliśmy się do poznanego już wcześniej Lotus First Class Lounge, gdzie spędziliśmy kolejne 6 godzin czekając na lot do Frankfurtu. W saloniku nie było praktycznie nikogo i mogliśmy spokojnie odpocząć przed rejsem. Zgodnie z planami ostatni wieczór na wakacjach miał być imprezowy. Korzystaliśmy z dobrodziejstw saloniku w pełnym tego słowa znaczeniu.
Wylot z Colombo nastąpił po północy. Podano przekąskę z kurczakiem i napoje, a rano na 3 godziny przed lądowaniem dostaliśmy śniadanie. Tym razem udało się sporo czasu przespać, dzięki czemu rano mogliśmy funkcjonować. We Frankfurcie mieliśmy tylko 1,5 godziny na przesiadkę, ale i to wystarczyło, że zjeść śniadanie w LuxxLounge w Terminalu 1 (bardzo dobre mają parówki) i jeszcze naczekać się w autobusie, którym jechaliśmy do samolotu. Dalej już planowo lecieliśmy do Warszawy i po kolejnych 2 godzinach do Poznania, gdzie wylądowaliśmy po godzinie 14.
From ewa:
swietne zdjecia z podróży po całym świecie, 🙂 można wiedziec czym sie zajmujesz w zyciu ? chyba jeszcze studiujesz gdyz duzo czasu spedzasz na podrozach 🙂 .
pozdrawiam,
From Mati:
Dzięki Ewa. Studia już skończone, ale rzeczywiście większość tutaj opisanych wycieczek była w czasach studenckich. Teraz mam ten komfort, że do pracy potrzebuje laptopa 😉