Ten dzień nie zapowiadał większych emocji. Wstałem po 7, żeby iść na trening. Pobiegałem godzinę po okolicy i wróciłem wykąpać się do pokoju. Agata już wstała i mogliśmy iść na śniadanie. Kolejna rozpusta. Jedliśmy je pewnie z 1,5 godziny. Włosi potrafią podać słodkości, jak nikt inny na świecie. Później krótki relaks na basenie i czas się pakować i ruszać do centrum Rzymu, żeby złapać pociąg na lotnisko. Robimy krótką rundkę po centrum, odwiedzamy market. Agata zostawiła na ulicy butelkę 1,5 litrowej wody…
Udajemy się na stację po bilety na lotnisko Fiumicino. Okazuje się, że kosztują one 12 Euro za osobę, a ja byłem przekonany, że można dojechać na tym samym bilecie co metro. Trochę kombinacji i kupujemy jakiś bilet z przesiadką za 8 Euro/osoba, jednak nigdzie nie jest napisane z którego peronu odjeżdża pociąg. Jeden z kolejarzy wskazuje nam 22-gi, jednak tam jedzie szybki pociąg bezpośrednio na lotnisko (ten za 14 Euro). Niestety czasu mamy bardzo mało i trochę panikujemy. Postanawiamy jechać na gapę (ze złymi biletami) szybkim pociągiem. Teraz wyczekujemy kontroli, jednak przez 40 minutowy przejazd nikt się nie pojawia. Uff. Teraz odbieramy bilety, nadajemy bagaż i pakujemy się do Airbusa A320 na lot do Jeddah. Wieczorem lądujemy w Arabii Saudyjskiej, gdzie otrzymujemy bony na kolację. Po spożyciu, ja zasypiam na ławce, a Agata czyta książkę w formie elektronicznej. O 4:35 mamy kolejny rejs, tym razem już do Johannesburga dużym Boeingiem 777-200. Planowo. Obłożenie to maksymalnie 30%, w związku z czym każdy z nas wygodnie śpi na trzech miejscach. Budzą nas tylko posiłki i napoje.
From jfk:
Liczylem, ze przeczytam cos o Arabii Saudyjskiej, skoro znalazla sie w liscie „odwiedzonych” – a tu klops. Podobnie nie pisałbym, ze odwiedzilem Rosje jesli widzialem tylko terminal na Sheremetyewie..