Rozpoczynamy relację z kolejnej wycieczki. Tym razem naszym celem są dwie wyspy Nowej Zelandii. Motywacją do tej wyprawy była, jak to najczęściej bywa cena bilety lotniczego. Kolejnym celem jest udział w Queenstown International Marathon (dzisiaj już wiemy, że będzie to tylko bieg na 10 km w ramach tej imprezy). Tyle słowem wstęp.
Naszą wyprawę rozpoczęliśmy od lotniska w Poznaniu, skąd o 6:10 rano mieliśmy lot do Londynu. Dzień wcześniej zamówiliśmy już przejazd z Blacklane, ponieważ wiedzieliśmy, że ostatni wieczór przed wyjazdem będziemy jeszcze na spotkaniu z naszymi znajomymi, co spowoduje zapewne brak snu i ogólne zmęczenie ;). Dokładnie tak było, dlatego samego poranka zbyt dokładnie nie pamiętam. Kontrola na lotnisku przebiegła jednak sprawnie i udaliśmy się do saloniku, gdzie zjedliśmy śniadanie, wypiliśmy kawę i dalej spieszyliśmy się już na boarding. W samolocie Wizz Aira do Londynu ponad 90% zajętych miejsc, ale udaje nam się usiąść razem. Po ponad 2 godzinach lądujemy na Luton i ruszamy w drogę EasyBusem w cenie 2,6 Funta/os do centrum miasta na Victoria Station.
Szybko ogarniamy mapę i udajemy się na spacer po mieście. Cel mamy w zasadzie tylko jeden – Big Ben. Jest to nazwa ważącego 14 ton dzwonu umieszczonego na szczycie 106 metrowej wieży. Uważany jest on za symbol Wielkiej Brytanii. Po dosyć długim spacerze docieramy do celu. Nie jest nam łatwo, bo plecaki ważą odpowiednio 12 i 15 kilogramów. Do tego jeszcze osobno aparat i torebka, czyli jest co nosić. Odpoczywamy przez chwilę przyglądając się statkom na Tamizie i ruszamy wzdłuż jej brzegu, tym razem podziwiając konstrukcję London Eye. Koło ma wysokość 135 metrów, a jego pełny obrót trwa około 30 minut.
Na tym kończymy spacer po stolicy Anglii i idziemy na stację Waterloo z której za 1 Funta udało nam się upolować przejazd na lotnisko Gatwick. Wcześniej zjadamy jeszcze tortillę w MC Donaldzie i ruszamy w drogę. Zmęczenie daje znać o sobie i ponownie przez cały czas śpimy. Na miejscu próbujemy ogarnąć z którego terminalu odbędzie się nasz lot do Dublina. Okazuje się, że tylko z jednego operuje Ryanair. Ponieważ mamy jeszcze dużo czasu, to po kontroli bezpieczeństwa odwiedzamy dwa saloniki na tym lotnisku. Pierwszym z nich jest Gatwick No. 1, który robi świetne wrażenie pod względem wystroju, jedzenia i obsługi. Można zamówić posiłek wybrany z karty, a do tego jest sporo przekąsek i napojów. Drugim jest Aspire Lounge, który wcale nie rozczarowuje, ale jednak oferuje trochę skromniejsze zaplecze gastronomiczne.
Lot do Dublina trwa niecałą godzinę i odbywa się zgodnie z rozkładem. Dzięki temu już przed 19 jesteśmy w stolicy Irlandii, gdzie do centrum miasta można dojechać na kilka sposobów. Najtańszym jest miejski autobus (jeden z dwóch), który kosztuje niecałe 3 Euro. To dobra cena, jak na ok. 40 minutowy przejazd prawie pod drzwi hotelu. Zatrzymujemy się w Avondale House Dublin, głównie z uwagi na położenie i śniadania w cenie. Nocleg tutaj kosztuje ok. 100 zł od osoby, jednak my wykorzystujemy zebrane wcześniej punkty w programach partnerskich i nie płacimy nic.
Salonik na lotnisku w Poznaniu
Easybus w drodze do Londynu
Salonik na lotnisku Gatwick
Salonik Aspire Lounge na Gatwick
Najnowsze komentarze