Pobyt na plaży Anse Source d’Argent był dla nas wspaniałym doświadczeniem. Teraz trudno nam liczyć na to, że zobaczymy na wyspie jeszcze piękniejsze krajobrazy. Z drugiej strony La Digue potrafi zaskakiwać, więc za każdym rogiem może znajdować się zapierający dech w piersiach widok. Dzisiejszy dzień rozpoczynamy, jak każdy poprzedni – seszelskim śniadaniem, a następnie czekamy aż przestanie padać deszcz. Ten niestety nie ustępuje, a na zegarze pojawia się już blisko 12, więc idziemy zobaczyć w stronę portu co serwują w tzw. take away, gdzie za równowartość 15 złotych można zjeść całkiem niezły obiad. Zresztą zobaczcie sami na zdjęciu.
Ponieważ aura nie ulegała zmianie to wyposażyliśmy się w parasole i poszliśmy w kierunku trzech plaż: Grand Anse, Petit Anse i Anse Cocos. Znajdują się one na wschodnim brzegu wyspy. Ustawione są one w jednym ciągu i oddzielone od siebie wzgórzami, które porasta gęsty las. Czeka nas pokonanie długiej drogi prawie przez sam środek wyspy. Do plaży Grand Anse prowadzi główna i jedyna droga, wzdłuż niej buduje się sporo nowych domów. Możemy także zobaczyć jak żyją tutaj zwykli mieszkańcy wyspy La Digue. Niestety pogoda ciągle nie jest dla nas łaskawa, ale to co za chwilę pojawiło się przed nami pozwoliło nam zapomnieć o niesprzyjającej pogodzie.
Grand Anse to plaża dla miłośników dużych fal. Trudno powiedzieć czy jest piękniejsza od poprzednich przez nas odwiedzonych, ale na pewno robi dobre wrażenie. Po chwili wychodzi słońce, dzięki czemu wygląda jeszcze lepiej. Kładziemy się, żeby odpocząć, ale spokoju nie dają nam latające tutaj muchy. Są strasznie natrętne przez co nie możemy zasnąć. Postanawiamy więc iść dalej – wchodzimy w krzaki i pokonujemy kolejną górkę przez las. Teraz naszym oczom ukazuje się Petit Anse.
Wciśnięta jest ona pomiędzy przyczółki Pionte Belize a Pointe Turcy. Bardzo podobna do Grand Anse, jednak nieco mniejsza i bardziej kameralna. Tutaj dociera już zdecydowanie mniej osób. Fale wcale nie są tutaj mniejsze. Na każdej z plaż granity mają zupełnie inne kształty i przybierają różne formy. Tutaj mamy bardzo drobny piasek i ponownie przepiękne widoki. Zaraz po wyjściu z lasu na Petit Anse od razu w lewo odchodzi kolejna ścieżka, która prowadzi do ostatniej plaży Anse Cocos. Oczywiście nie zwalniamy tempa i idziemy dalej. Pogoda zrobił się już taka jakiej oczekiwaliśmy od rana, więc tym bardziej nie możemy się teraz poddać. Czeka nas jakieś 20 minut wspinaczki po skałach i kamieniach. Tutejszy klimat sprzyja roślinności, która tutaj bujnie rośnie. Wysoka temperatura jest przez okrągły rok, a opadów też jest stosunkowo dużo, co sprawia, że warunki do rozwoju flory są idealne. Na całym archipelagu występuje około tysiąca gatunków roślin. Dziko rośnie około 250 z nich, w tym 75 gatunków to endemity, czyli takie których nie znajdziemy nigdzie indziej na świecie. Kiedy dotrzemy na szczyt wzniesienia to możemy podziwiać piękny widok na Petite Anse i Grand Anse. Lepszy widok uzyskamy chyba już tylko z helikoptera.
Na plażę Anse Cocos wychodzimy prosto z lasu. Jak sama nazwa wskazuje powinny rosnąć tutaj kokosy. Palmy kokosowe znajdziemy przy każdej plaży, ale tutaj rzeczywiście jest ich sporo. Rosną przy brzegu, ale w lesie także mamy ich całą masę.
Poszliśmy do samego końca plaży Anse Cocos, gdzie znajduje się zatoczka otoczona przez kamienie o cudownych kształtach. To jedno z tych miejsc „the best”, których na świecie nie ma zbyt wielu. To co tutaj stworzyła natura było niesamowite i trudno opisać to słowami, a zdjęcia w żadnym razie nie oddają piękna tego skrawka plaży. Takie widoki znamy tylko z pocztówek i reklam, które są często upiększane czy sztucznie kreowane. Pomiędzy olbrzymimi granitami widzieliśmy krystalicznie czystą wodę oraz biały piasek. Tutaj ocean był zupełnie spokojny i zachęcał do kąpieli. Pływaliśmy w ciepłej wodzie i podziwialiśmy kolorowe rybki, których tutaj było niemało.
Trzeba przyznać, że odwiedzone przez nas trzy plaże na wschodnim wybrzeżu mają dużą przewagę nad innymi na tej wyspie. Są one duże, ułożone w idealne łuki i pokryte drobnym piaskiem. Jednym ich minusem są duże fale i silne prądy morskie, które mogą nam utrudniać pływanie.
Kiedy zaczął zbliżać się zmrok szybko ruszyliśmy w drogę powrotną. Mieliśmy do przejścia sporo kilometrów po górach, lesie i drodze. Byliśmy jednak mocno naładowani energią, dzięki temu co udało nam się tego dnia zobaczyć. Całą drogę śpiewaliśmy różne piosenki, dzięki czemu droga minęła nam całkiem szybko. Po drodze odwiedziliśmy jeszcze supermarket i zrobiliśmy małe zakupy na wieczór, który spędziliśmy na naszym tarasie.
Najnowsze komentarze