Wstaliśmy rano, żeby sprawdzić czy w hotelu serwują śniadanie. Okazało się, że nie, ale można je zjeść w restauracji obok. Nomen omen bardzo dobrej i przyjaznej. Zamówiliśmy tutaj kilka nowych potraw, wszystkie okazały się bardzo smaczne. Ja wspominam świetną kawę ze słodkim mlekiem. Agata pewnie herbatkę, bodajże miętową. Przyjechał po nas minibusik z przewodniczką i kierowcą z firmy Gray Line, gdzie kupiliśmy wycieczkę do Bogor (ogrody), Puncak (plantacje herbaty) i na safari po przygotowanym specjalnie parku.
Odwiedziliśmy ogród botaniczny Kebun Raya założony w 1817 z ponad 15 000 gatunków roślin (głównie tropikalnych) na 87 hektarach. Następnie pojechaliśmy na wspomniane safari, jednak wcześniej trzeba było kupić owoce dla zwierzaków, które podchodzą do samochodów i można je karmić. Zdecydowaliśmy się na kilkadziesiąt bananów i marchewek, za co zapłaciliśmy 10 Euro. Jak się okazało przepłaciliśmy z 5x… Jazda po parku przebiega bardzo wolno, bowiem odwiedzających jest od liku. Usiedliśmy nawet z przodu samochodu, że móc karmić zebry, lamy i żyrafy, a także móc zrobić lepsze fotki. Kiedy wjeżdżaliśmy do strefy z drapieżnikami musieliśmy zamknąć okna. Na koniec było karmienie kilku wielkich słoni, które jak się okazuje są nieładnie owłosione i mocno dmuchają swoją trąbą. Później spacer po małym zoo, gdzie spotkaliśmy kangura, białego tygrysa i orangutany, a także głodnego hipopotama. Na koniec obiad w niewielkiej restauracji, który mieliśmy w cenie wycieczki. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na zdjęcia przy plantacji herbaty, jednak Agata miała nudności i zapach roślin potęgował tą dolegliwość. Po powrocie do Jakarty udaliśmy się na spacer i później obiad. Tutaj zaskoczenie. Wchodzimy do małego baru i nagle na naszym stole ląduje kilkanaście różnych potrwa, bez pytania. Wszystko wygląda zbyt orientalnie, więc zjadamy trochę ryżu, kapustę i na tym koniec. Płacimy rzeczywiście grosze. Idziemy na herbatkę do restauracji, gdzie jedliśmy śniadanie. Czas spać.
Śniadanko w restauracji obok hotelu.
Zakupione frykasy dla zwierzaków, chociaż część zjedliśmy sami.
Zamknąć okno, bo lew! A on nawet nie drgnął…
Lama była zdecydowanie przejedzona, grymasiła niebywale.
Czas pozbyć się reszty marchewek.
Wiele talerzy, ale niektóre potrawy mało zachęcające do skosztowania.
Najnowsze komentarze