Tego dnia trzeba było w końcu wyjść z przytulnego hotelu i coś zobaczyć, jak już specjalnie pokonaliśmy ponad 200 km z Szanghaju do Hangzhou. Pomimo, że nie mieliśmy w cenie śniadania postanowiliśmy rano zejść do restauracji i zobaczyć co serwują. Po podaniu numeru pokoju i wejściu do środka nie chcieliśmy wychodzić. Buffet z samymi pysznościami przekonał nas do zapłacenia rachunku, który chwilę później przyniosła obsługa (230 RMB). Dostaliśmy dużo miejscowych potrwa, a nawet nasze ulubione sushi.
Na dworze cały czas padał deszcze, ale nie powstrzymało nas to przed wyruszeniem nad West Lake. Zamówiliśmy taksówkę w recepcji i tym razem ona czekała na nas, a obsługa pomogła nam we wszystkim. Wzięliśmy także parasole, żeby nie zmoknąć w czasie spaceru wokół Jeziora Zachodniego. Jego krajobraz został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Samo miasto ma ponad 6 milionów mieszkańców i jest byłą stolicą Chin. Charakter miasta zmieniał się w ciągu burzliwej historii, jednak również dzisiaj Hangzhou słynie z produkcji znakomitej zielonej herbaty oraz jedwabiu.
Po wyjściu z taksówki rozpoczęliśmy spacer wokół jeziora. Turystów jest tutaj cała masa i trudno oprzeć się wrażeniu, że byliśmy chyba jedynymi Europejczykami w tym miejscu, co budziło wielkie zainteresowanie miejscowych. Patrzyli się na nas wszyscy. Spacer utrudniają jeżdżące tutaj również skutery i małe samochody transportujące turystów. Niestety pogoda nie była najlepsza, często musieliśmy rozkładać parasole, a duża mgła ograniczała nam widoczność. Co jednak zobaczyliśmy to nasze.
O 14 wracamy do hotelu, coś jeszcze zjadamy, pijemy kawę i wykwaterowujemy się. Zamawiamy taksówkę na dworzec, żeby jechać do Szanghaju. Tym razem pani taksówkarz zawozi nas pod samo wejście. Straszne kolejki do kas, a przy automatach prawie pusto. Niestety nie udaje nam się w nich kupić biletu, bo wymagany jest chiński dowód osobisty do zeskanowania. Stajemy w kolejce i kupujemy bilet. Okazuje się, że dostępne miejsca są dopiero na godzinę 16:37. Pociąg pojedzie krócej niż godzinę. Cena to 73 RMB od osoby. Idziemy na górne piętro dworca, który jest elegancki i przypomina bardziej spore lotnisko niż znane nam dworce kolejowe. Jemy obiad w jednym z barów i czekamy na pociąg. Pomimo, że jest tutaj dużo sieci WiFi, to z żadną nie można skutecznie nawiązać połączenia. Do pociągu wchodzi się 5 minut przed odjazdem, ustawiając się w danej kolejce. Wszelkie dane mamy na bilecie. Miejsca są numerowane, a pociągi mają klasę ekonomiczną i biznes, a także kilka miejsc stojących. Przejazd jest taki szybki, bowiem jego prędkość wynosi momentami 240 km/h (wyświetlana nad przejściem pomiędzy wagonami).
Przyjechaliśmy na dworzec Hong Quiao, z którego ruszyliśmy metrem do naszego hotelu Holiday Inn Express Central. Podróż trwała prawie godzinę z jedną przesiadką, a później wsiedliśmy do taksówki. Pokazaliśmy kierowcy po chińsku adres, chwila zastanowienia i okey jedziemy. Niestety zamiast 1 km jedziemy już 4 km i hotelu nie ma. Gdzieś dojeżdżamy i pyta się nas czy ok, a my protestujemy. Ponownie pokazujemy adres i nawet punkt na mapie. Rusza ponownie, a taksometr tyka już 30 RMB, zamiast 14 jakie powinniśmy zapłacić, za taki przejazd. W końcu dojeżdżamy i bez problemu płacimy 14 RMB, a taksówkarz przeprasza nas za kłopot.
Zakwaterowanie w hotelu chwile trwa. Dokładnie sprawdzane są nasze paszporty. Rozpakowujemy się i idziemy na ostatnie zakupy. Pożegnalna impreza na koniec wyjazdu i spać po 1 w nocy, bowiem budziki na 6:15, żeby ze spokojem zjeść śniadanie i pojechać na lotnisko.
Najnowsze komentarze