Zapowiadała się męcząca noc… dla mnie. Po przylocie do Sewilli udaliśmy się po zarezerwowany samochód do wypożyczalni. Jak się okazało znowu problem z kartą kredytową i chyba tylko dzięki temu, że wcześniej korzystaliśmy już z usług tej firmy, to otrzymaliśmy pojazd na kartę debetową. Całkiem duży, 7 osobowy, jednak w przypadku dodatkowych 7 bagaży było ciasno. Bardzo ciasno. Jedynie dużo miejsca miał kierowca (czyt. ja), ale on nie mógł spać i być czujny. Coś za coś. Wyjazd z Sewilli nie należał do najłatwiejszych, trochę się zakręciliśmy, a miejscowi nie umieli pomóc. Pan Tadeusz mocno mnie wspierał i tylko dzięki temu dostaliśmy się na wylotówkę. Teraz tylko 250 km i będziemy na miejscu. Trafiliśmy pod klucz o godzinie 2 w nocy. Szybkie ogarnięcie się i spać.
Rano zaczęliśmy dzień już po 8. Kapitalne śniadanie (jedno z lepszych jakie jadłem w hotelowych restauracjach). Co prawda drogie, bo bodajże 10 Euro od osoby, ale wyjątkowo smaczne i urozmaicone. Można było doładować się na cały dzień. Spakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Naszym punktem docelowym było miasto Lagos. Jednak po drodze, jak tylko była możliwość zjeżdżaliśmy w stronę wybrzeża, żeby podziwiać widoki.
Czerwone klify Praia de Falesia ciągną sie kilka kilometrów od Olhos de Agua do samej Vilamoury, której wysokie hotele widać na horyzoncie. Na górze piniowe zagajniki. Na sąsiedniej plaży Praia do Carvalho klif jest silnie podcinany u podnóża przez wody morskie (głęboka nisza abrazyjna). Plaża jest miniaturowa, ma zaledwie 60 m długości i 40 m szerokości. Te czynniki powodują wrażenie odcięcia tego terenu znacznie ograniczając horyzont.
Podziwialiśmy niesamowite formacje skalne i groty wyrzeźbione przez wodę i wiatr oraz punkt widokowy Ponta da Piedade, z którego roztacza się wspaniały widok na wybrzeże Algarve.
Powrót do hotelu zaplanowaliśmy na godzinę 14, żeby spokojnie móc ruszyć w kierunku Sewilli. W wolnej chwili na hotelowym terenie zjedliśmy zakupione po drodze świeże pomarańcza. Po tym ruszyliśmy w drogę, żeby zdążyć na wieczorny lot do Pizy. Poszło zdecydowanie szybko i bez problemów, dzięki czemu po raz kolejny mieliśmy czas na kawę w MCDonaldzie. Przelot do Pizy planowo, bez żadnych problemów.
(więcej…)
Najnowsze komentarze