Archive | Azja RSS feed for this section
9 lipca 2013

Zwiedzamy Bali w deszczowy dzień

Rano czułem się nadal nie najlepiej, ale od zwiedzania Bali (tym bardziej z prywatnym kierowcą) mogłaby mnie zniechęcić chyba tylko śmierć (i to moja :P). Zaczynamy naszą podróż od tarasów ryżowych, do których wstęp kosztuje jakieś 1,5 zł (w przeliczeniu). Robimy szybkie fotki i uciekamy dalej, bo dzisiaj pada dosyć obficie. Następnie jedziemy do Tirta Empul – jednej z najciekawszych i malowniczych balijskich świątyń. Tirta Empul wybudowana została w miejscu w którym wprost z pod ziemi wybija święte źródło. Woda kierowana jest wprost do wykutych w kamieniu basenów a Balijczycy tłumnie przybywają tam na ceremonie duchowego oczyszczenia. Wierzą również, że bijąca z owego źródła woda ma właściwości lecznicze oraz odmładzające. Balijczycy to bardzo tolerancyjni i mili ludzie i nie mają nic przeciwko temu by turyści przy zachowaniu szacunku dla modlących się tam miejscowych również mogli skorzystać z owych kąpieli. Tutaj udaje nam się znaleźć młodego miejscowego, który oferuje nam swój parasol. Chce za niego dolara. Targuję na pół dolca i po chwili zastanowienia udaje się. Uwaga! Młody chciał w tej cenie chodzić za nami z parasolem. My ułatwiamy mu zadanie i bierzemy sami parasol obiecując, że oddamy na parkingu. Następnie jedziemy na pokaz i degustację najdroższej kawy na świecie Luwak. Na miejscu dowiemy się jak wygląda proces produkcji oraz będziemy mieli okazje skosztować owego specjału oraz dokonać zakupów w sklepiku sprzedającym miedzy innymi kawę Luwak jak i inne gatunki kawy takie jak arabika, robusta, balijskie kakao, wiele gatunków herbaty jak przypraw oraz wonnych olejków. Oczywiście z uśmiechem opuszczamy to miejsce bez wydawania pieniędzy. Kolejnym punktem zwiedzania jest kaldera wulkanu Batur położona w centralnej części wyspy. Zatrzymujemy się tutaj na punkcie widokowym i robimy kilka fotek. Domyślnie mieliśmy spożyć tutaj obiad, ale daliśmy do zrozumienia kierowcy, że w Indonezji za posiłek możemy zapłacić 4 złote, a nie 40 złotych…

Kolejnym punktem wycieczki była Besakih Temple, czyli najważniejsza świątynia. W rzeczywistości jest to kompleks 23 oddzielnych, ale związanych ze sobą świątynek, gdzie największa i najważniejsza jest świątynia Pura Penataran Agung. Tutaj zostaliśmy wysadzeni na parkingu i poszliśmy na nogach. Było dużo problemów, żeby wejść na teren świątyń, ale okazało się, że to samo próbowali zrobić inni turyści z polski. Kiedy już zrezygnowani odchodziliśmy, ci zawołali nas i na ich koszt weszliśmy na samą górę. W drodze powrotnej kupiliśmy pocztówki – tak bardzo ładnie wytargowaliśmy, a co stało się dalej to opowie ktoś inny w komentarzu…

Teraz miejsce nieplanowane, które jednak bardzo chcieliśmy zobaczyć, czyli pałac wody Tirtagangga. Uważa się, że przepływająca tu woda jest święta. Miejsce jest fantastyczne i na pewno w moim top3 na wyspie. Opłacało się dopłacić jakieś 15 złotych kierowcy za przejazd tutaj. Po powrocie do hotelu jesteśmy głodni. Idziemy więc wzdłuż głównej drogi w Candidasa, żeby trafić do budki przy brzegu Morza Balijskiego. Jemy tutaj ichniejszą zupkę, która jest do dzisiaj jednym z najlepszych dań, jakie spożyłem na wschodzie. Doskonała! Na koniec kąpiel w basenie i spać. Jutro zwiedzamy dalej.

IMG_0952

IMG_0981

IMG_0984

IMG_0999

IMG_1011

IMG_1017

IMG_1042

IMG_1051

IMG_1114

IMG_1156

IMG_1172

IMG_0957

IMG_0973

IMG_0987

IMG_1012

IMG_1087

IMG_1093

IMG_1170

IMG_1171

9 lipca 2013

Dzień wolny na Bali! Hurrraaaa

To miał być dzień przeznaczony tylko na odpoczynek. Rzeczywiście tak było. Wstaliśmy na śniadanie i wtedy jeszcze nic nie zapowiadało katastrofy. Ta przyszła w momencie, kiedy odpoczywaliśmy przy hotelu, na wygodnych leżakach i kąpaliśmy się w doskonałym basenie. Mój żołądek odmówił posłuszeństwa. Przejedzony! Po tym co jadłem dzień wcześniej na sylwestra trudno się dziwić. Ilościowo można by wyżywić małe przedszkole. A ja to wszystko sam. Ale kusiło – te owoce, ciastka, napoje eh… a teraz ledwo chodzę z bólu. Na myśl o jedzeniu muszę iść do łazienki, bo mam odruch wymiotny. Chcę być fair i idę z Agatą na obiad do najbliższej restauracji, gdzie podają podobno coś smacznego. Teraz jak to piszę żałuję, że nie zjadłem, ale wtedy nie mogłem nawet na to patrzeć. Obiad za ok. 5-6 złotych i szybko do hotelu. Idę spać, pomimo, że jest 18. Jutro jedziemy zwiedzać wyspę. (więcej…)

28 czerwca 2013

Sylwester na Bali

Rano przejechaliśmy taksówką na lotnisko w Jakarcie na terminal krajowy. Tutaj mieliśmy sporo czasu, ale po przejściu odprawy nie ma już nawet, gdzie usiąść przy kawie. Dobrze, że był jako-taki Internet. Lot o czasie, na pokładzie posiłek zakupiony wcześniej. Kilka wolnych miejsc, kilka osób z Europy. Po przylocie oczekiwanie na naszego kierowcę, dużo szukania, kręcenia się i nawet dzwonienia. Okazuje się, że czekał on na nas na terminalu międzynarodowym i przez to spotkaliśmy się z godzinnym opóźnieniem. (więcej…)

1 czerwca 2013

Jedziemy na wulkan do Bandung

Kolejny dzień z tego co pamiętam bez śniadania, bo wyjazd miał być bardzo wcześnie z uwagi na długą drogę do pokonania. Zabraliśmy po drodze kolejnych turystów – z Japonii, z Filipin i jeszcze kogoś. Tym razem busik był pełen. Na wulkan Tangkuban Parahu było około 160 kilometrów, a drogi nieciekawe, dlatego podróż trwała długo, jednak ja sporo spałem. Od 1826 roku wybuchał około siedemnastu razy, ostatni raz w 2002 roku. Na kominie Mount Tangkuban Parahu znajduje się szereg wielkich kraterόw – Kawah Baru, Kawah Ratu i Kawah Upas – oraz kilka mniejszych. Nazwa tego wulkanu znaczy w tłumaczeniu „Wywrócony Statek”, ze względu na swój kształt. Dojechaliśmy na parking z którego trzeba było odbyć około 20 minutowy spacer pod górę, a Dziubek nie czuł się tego dnia najlepiej, więc to wejście sprawiło mu dużo problemów. (więcej…)

31 maja 2013

Jedziemy na plantację herbaty i małe safari

Wstaliśmy rano, żeby sprawdzić czy w hotelu serwują śniadanie. Okazało się, że nie, ale można je zjeść w restauracji obok. Nomen omen bardzo dobrej i przyjaznej. Zamówiliśmy tutaj kilka nowych potraw, wszystkie okazały się bardzo smaczne. Ja wspominam świetną kawę ze słodkim mlekiem. Agata pewnie herbatkę, bodajże miętową. Przyjechał po nas minibusik z przewodniczką i kierowcą z firmy Gray Line, gdzie kupiliśmy wycieczkę do Bogor (ogrody), Puncak (plantacje herbaty) i na safari po przygotowanym specjalnie parku. (więcej…)

31 maja 2013

Lecimy na Bali, czyli problemy z rezerwacją

Nigdy nie myślałem, że z powodów wizowych w Arabii Saudyjskiej nie będziemy mogli odbyć kupionych lotów do Jakarty w świetnej cenie na przełomie 2012 i 2013 roku. Po dziesiątkach telefonów do pośrednika, linii lotniczej i jej oddziałów w Rzymie, Genewie, Londynie, Wiedniu, Frankfurcie itd. udało się dokonać zmian w rezerwacji. Niestety wcześniej, trochę na wyrost kupiłem już bilety na trasie Jakarta – Bali – Jakarta i Bali – Lombok – Bali, przez co dostać się do Jakarty po prostu musieliśmy, za każdą cenę. Znudzony całym tym zamieszaniem kupiłem loty w podobno najlepszej linii lotniczej świata, czyli Qatar Airways. Cena niebagatelna, ale co przeżyliśmy to nasze. Z perspektywy czasu na pewno było warto, chociaż za tyle nie kupiłbym lotu nigdzie, no może na Bora Bora 😉 (więcej…)

26 kwietnia 2013

Kolacja kreolska, Dubaj i powrót do zimnej Polski

Rano, na śniadanie została tylko kaszka manna, jednak na opakowaniu była informacja o 16 porcjach, więc spokojnie moglibyśmy zostać na wyspie jeszcze przez kilka dni 😉 Zjedliśmy je wyjątkowo wcześnie i o 9:15 ruszyliśmy na nogach do portu, co pozwoliło zaoszczędzić 100 rupii na taksówkę, a cała droga nie zajęła nam więcej niż 15 minut z walizkami. Tutaj po chwili oczekiwania, zapłaciliśmy za prom i przepłynęliśmy w czasie około 20 minut na Praslin. Tam szliśmy na nogach w stronę lotniska, a liczni taksówkarze próbowali nas namówić na transport. Udało się jednak znaleźć przystanek skąd autobus zabrał nas do… portu. No nic, jednak stąd jechał on bezpośrednio na lotnisko, dzięki czemu byliśmy tam już o godzinie 12. W planie było zostawienie walizek i pójście na lody, jednak jak się okazało mogliśmy bez problemu lecieć wcześniejszym samolotem o godzinie 13:30. Skorzystaliśmy z tego przywileju i około 14:00 byliśmy na Mahe, gdzie musieliśmy poczekać dwie godziny na właścicielkę naszego guesthouse’u, która miała nas o 16 zabrać do siebie. Była punktualnie, a my wcześniej zjedliśmy po kanapce na lotnisku. Nasza miejscówka okazała się bardzo przyjemna – było czysto i wygodnie. Przywitano nas koszem owoców z ogrodu i kokosem do wypicia oraz zjedzenia. Wieczorem dostaliśmy pyszną kolację na którą były miejscowe specjały, a w tym cała ryba – wyjątkowo smaczna. Kuchnia kreolska okazała się w ogólności przypaść nam do gustu, chociaż nie tak, jak to miało miejsce na Sri Lance czy w Indonezji.
(więcej…)

1 lutego 2013

Wracamy z Japonii

Po powrocie z Kamakury i ostatniej, całej nieprzespanej nocy w Tokio zjedliśmy śniadanie i udaliśmy się już z bagażami do dzielnicy Asakusa kupić pamiątki za ostatnie pieniądze. Później pociągiem z jedną przesiadką pojechaliśmy na lotnisko Narita. Przy automacie wybraliśmy sobie miejsca w samolocie. Następnie kupiliśmy kartki pocztowe, nalepiliśmy znaczki i wysłaliśmy do Polski. (więcej…)