Archive | Azja RSS feed for this section
24 stycznia 2014

Do Kambodży autobusem zawsze jest wesoło

Rano znowu zjedliśmy tylko coś z istniejących zapasów i pojechaliśmy taksówką na dworzec autobusowy z którego odjeżdżają autobusy do granicy z Kambodżą. Taka podróż trwa około 5 godzin. Naszym celem było Siem Reap, jednak na granicy trzeba przejść kontrolę paszportową i pokazać wizę, którą kupuje się przez Internet. W czasie podróży zrobiliśmy połówkę wódki, dzięki czemu podróż minęła szybko, ale p. Bryński później nie czuł się najlepiej. Od granicy z Kambodżą zabrali nas darmowym autobusem jacyś ludzie i przewieźli do niby-poczekalni skąd można wziąć taksówkę do Siem Reap. Okazuje się jednak, ze ceny są dużo wyższe niż tego oczekiwaliśmy, a oni nas bardzo pilnują, żebyśmy nic na własną rękę nie zrobili. Postanawiamy coś zjeść, czyli jak przystało na Azję wybór u większości pada na ryż. Serwowany jest z ananasem i wołowiną, ale także w każdej innej postaci. Poza tym ja decyduję się na makaron z warzywami, który również jest bardzo dobry. (więcej…)

24 stycznia 2014

Bangkok – miasto aniołów zawsze robi wrażenie

Rano po śniadaniu na które zjedliśmy jeszcze rzeczy przywiezione z Polski, udaliśmy się do centrum. W między czasie nasi kompani poszli do marketu pooglądać rzeczy, a my do MCDonalda na zimną Colę, która w tym klimacie smakuje podwójnie. Następnym punktem wycieczki był dom, który zwiedza się z przewodnikiem i ukazuje on typowe życie w Tajlandii. Dalszy nasz spacer wiódł przez liczne dzielnice handlowe, gdzie można było poczuć tajskie zapachy i przyjrzeć się różnorodnym warzywom i owocom. Teraz kupiliśmy bilety na miejski prom po rzece Chao Praya z której chcieliśmy obejrzeć Bangkok. Rzeczywiście jest to świetny środek transportu, który pozwala ominąć liczne korki na drogach. (więcej…)

23 stycznia 2014

14-dniowa wyprawa po Azji południowo-wschodniej

W okolicach października 2012 roku, kiedy wracałem wcześnie rano z Poznania do Pleszewa w pociągu trafiłem na dosyć mocny błąd linii lotniczych AirBerlin, które na kilka terminów sprzedawały u siebie na stronie i u pośredników bilety do Bangkoku z Hamburga za mniej niż 50% regularnej ceny. Po przyjeździe szybki telefon do p.Bryńskiego i decyzja, że lecimy. Okazało się, że został tylko jeden termin, więc nie było wyjścia. Tuż po weekendzie majowym, a dokładnie 8 maja miała nastąpić nasza kolejna wyprawa do dalekiej Azji.

Planowanie trwało na całego, tak, żeby na miejscu połowę czasu spędzić na zwiedzaniu, a połowę na odpoczynku. Udało się. Ustaliliśmy trasę, która biegła przez Tajlandię do Kambodży i dalej samolotem przez Malezję na odpoczynek na półwyspie Krabi i wyspie Koh Samui.

Do Hamburga postanowiliśmy pojechać samochodem, bowiem koszty przelotu, jak i przejazdu pociągami były zdecydowanie wyższe przy czterech osobach. Wyjechaliśmy w nocy z Poznania, żeby być na miejscu przed godziną 10. Samochód zostawiliśmy nie na parkingu, ale na jednej z głównych ulic miasta, gdzie wolno parkować i podobno jest to bezpieczne (możemy potwierdzić). Panie czekały na lotnisku, a my z p.Tadeuszem załatwialiśmy te sprawy.

Wydrukowaliśmy bilety i nadaliśmy 1 sztukę bagażu, bo resztę rzeczy mieliśmy w podręcznym. O 14:30 polecieliśmy do Monachium liniami AirBerlin i tam przeszliśmy do strefy, gdzie serwowana jest darmowa kawa i czekaliśmy na rejs do Abu Zabi. Rejs ten miał miejsce o godzinie 23:30 i trwał około 6 godzin. Jedną ze stewardes była pani mówiąca po polsku. My wypiliśmy kilka małych win i piw, żeby lot minął szybko. Pamiętam jak dzisiaj, że jedno z nich wylało mi się na rzeczy i próbowałem szybko ogarnąć sytuację. W Emiratach mieliśmy 1,5 godziny na przesiadkę, co udało się bez problemu. Pani Bryńska miała w tym miejscu bardzo duże problemy żołądkowe, które skutkowały obowiązkowym przebraniem się, a nawet wyrzuceniem starych rzeczy. Kolejny lot trwał aż 10 godzin, przez co na miejscu w Bangkoku byliśmy o 18. Teraz oczekiwanie na walizkę, która jak się okazało już od 20 minut jeździła po taśmie, ale każdy twierdził, że to nie nasza…

Przejechaliśmy do hotelu Nasa Vegas, który znajduje się tuż przy kolejce z lotniska i poszliśmy spać.

DSC_0367

IMG_1915

IMG_1912

IMG_1905

IMG_1893

IMG_1885

IMG_1880

23 stycznia 2014

Zwiedzanie Manili i powrót do Poznania przez Mediolan i Warszawę

Przedostatni dzień wakacji na Filipinach, czyli 12 listopada minął bardzo intensywnie. Już wcześnie rano trzeba było jechać tuk tukiem z hotelu na lotnisko do miasteczka Tagbilaran, skąd lotem linii AirAsia można dostać się do Manili. W stolicy lądowanie o 11:00 i dalej przejazd taksówką na zwiedzanie stolicy. Głównym punktem była dzielnica Intramuros, czyli stare miasto z zabytkami zachowanymi jeszcze z czasów kolonii hiszpańskiej. Najlepsze wrażenie robił na mnie kościół Św. Augustyna – najstarszy kościół kamienny na Filipinach, katedra i Fort Santiago oraz hiszpańska warownia z XVI w., strzegącą ujścia rzeki Pasig do Zatoki Manilskiej. W Forcie robiąc zdjęcia odłożyłem gdzieś okulary i dopiero po pewnym czasie zauważyłem, że ich nie ma. Na szczęście zostały w miejscu, gdzie je położyłem, a mogłem dojść do tego, gdzie to jest dzięki robieniu dużej ilości zdjęć. (więcej…)

20 stycznia 2014

Dookoła wyspy Bohol na motorze

Plan na jeden z ostatnich dni na Filipinach był prosty – zwiedzanie wyspy Bohol na wypożyczonym motorze (nie skuterze). Wpierw trasa wiedzie przez wyspę Panglao, aż do mostu w Tagbilaran, gdzie decyduję się na podróż południowym wybrzeżem. Dalej w okolicach Baclayon zatrzymałem się przy kościele, gdzie jak się okazuje po spotkaniu z proboszczem (zna kilka słów po polsku) było niedawno mocne trzęsienie ziemi, co jest widoczne w środku i na zewnątrz. Po przeciwnej stronie ulicy jest mała jadłodajnia, gdzie za dosłownie kilka złotych (w przeliczeniu) można najeść się do syta i to bardzo smacznie. Po dalszej drodze motorem udaje mi się znaleźć wiszące mosty w okolicach miasteczka Bilar. Wykonane z drewna i przewieszone nad rzeką nie są niczym strasznym nawet dla mnie, czyli osoby z lękiem wysokości. W tym miejscu można również napić się mleczka kokosowego, które sprzedaje mieszkaniec wyspy po drugiej stronie drogi. (więcej…)

16 stycznia 2014

Hopping Islands z Pangalo

Balicasag i Virgin Island to dwie wyspy, które miałem okazję zobaczyć w czasie wycieczki, która rozpoczęła się o 5 rano, kiedy to do recepcji hotelu przyjechał kierowca, żeby zawieźć mnie do przysłowiowego portu. Dokładnie było to miejsce pomiędzy jakimiś domkami, gdzie było na tyle płytko, że można było podejść do łódki. Co by nie powiedzieć, to panowie organizatorzy mają dobry wzrok i wypatrywali delfiny pływające i wyskakujące z wody doskonale. Ssaki te robią bardzo pozytywne wrażenie, a ich szukanie sprawia wiele radości. Kolejnym punktem był postój na wyspie Balicasag, gdzie zaserwowano dodatkowo płatne śniadanie i stąd płynęło się dodatkową łódką (też płatną ekstra) na snorkowanie. Zdecydowanie warto, bowiem to najlepsze miejsce, jakie miałem okazję odwiedzić na Flipinach. (więcej…)

16 stycznia 2014

Wyspa Pangalo

Kolejnego dnia trzeba wykwaterować się z hotelu, a jeden z jego pracowników zapewnia transport na lotnisko. Znowu leje deszcz, a do tego nie wiadomo czy rejs do Manili odbędzie się planowo z uwagi na tajfun, który panuje cały czas na Filipinach. Na szczęście rejs AirAsia dojdzie do skutku, a do tego udaje się dostać miejsce przy wyjściu awaryjnym, co przekłada się na zwiększone miejsce na nogi, co dla mnie ma duże znaczenie, nawet podczas 1 godzinnego rejsu. (więcej…)

16 stycznia 2014

Puerto Princessa – spokojniejszy dzień

Tytuł może okazać się mylący bowiem właśnie tego dnia jeden z największych w historii tajfunów nawiedził Filipiny i spowodował olbrzymie zniszczenia. Na wyspie Palawan nic nie dało się odczuć (na szczęście). W Polsce mówiono o tym w każdych wiadomościach.

Wszystko zaczęło się jednak już przed 7 rano, kiedy zszedłem do recepcji, żeby porozmawiać z właścicielką hotelu Victoria Guest House and Cottages i spróbować kupić wycieczkę do podziemnej rzeki. Czekałem na hamaku i prawie zasypiałem, a nikt nie przychodził. Poddałem się i dopiero wróciłem na śniadanie. Niestety bardzo skromne. Wtedy też poinformowano mnie, że wycieczki już nie można kupić, bo jest za późno, bo jest zamknięta rzeka itd. Różne „wymysły”, jak to przystało na mieszkańców tej części świata. Jednak nie można się tak łatwo poddawać. Łapię tuk tuka i w drogę na dworzec autobusowy. Tutaj oczywiście znajduje się naciągacz, który próbuje pomóc, ale jemu również nie udaje się zorganizować dla mnie wyjazdu. Rezygnuję i postanawiam jechać do centrum, żeby zrobić zakupy. Wybór pada na kilka rzeczy z napisem sugerującym miejsce pobytu. Oprócz tego zajadam się mango w czekoladzie, które co prawda jest dosyć drogie, ale przepyszne. (więcej…)