Po powrocie z Krabi do Bangkoku mieliśmy prawie dwa pełne dni do zagospodarowania. Pierwszy z nich przeznaczyliśmy na spacery po obecnej stolicy Tajlandii, a drugi na odwiedziny miasta Ayutthaya, które jest historyczną stolicą tego kraju. W między czasie zatrzymaliśmy się w hotelu Holiday Inn Express Bangkok Sukhumvit 11. Jest to bardzo nowoczesny hotel ze świetną siłownią na dachu. Serwowane w nim śniadanie należało do bardzo smacznych. Niestety cena noclegu w tym miejscu jest w naszej ocenie zbyt wysoka do oferowanego standardu, dlatego niekoniecznie wybierzemy ten hotel kolejnym razem.
Pokój w Holiday Inn Express Bangkok Sukhumvit 11
Zdjęcia z małego targu w Bangkoku
Mango with sticky rice
Powrót do hotelu po całym dniu spacerowania
Resztka sił przeznaczona na wieczorny trening
Pierwszy dzień spędziliśmy na chodzeniu po mniej turystycznych dzielnicach Bangkoku. W tym czasie odwiedziliśmy liczne sklepy, stragany i boczne uliczki. Mieliśmy okazję posmakować wielu tajskich specjałów, które kupiliśmy prosto z ulicy. Tym sposobem zrobiliśmy kilkanaście kilometrów po mieście aniołów. Kolejnego dnia wybraliśmy się Ayutthai.
Miasto to pełniło rolę stolicy Królestwa w latach 1350 – 1767. W XVII wieku liczyło nawet milion mieszkańców, przez co było wtedy jednym z największych miast w tym czasie. Zniszczone zostało w 1767 roku przez wojska birmańskie. Od tamtego czasu zostały w mieście jedynie ruiny, które można oglądać do dzisiaj. W Ayutthaya mieszka około 70 tysięcy mieszkańców. Historyczne serce miasta zostało objęte ochroną i wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1991 roku.
W drodze na dworzec – taksometr włączony
Dworzec Hua Lamphong
Oczywiście najłatwiej dostać byłoby się do Ayutthaya poprzez wykupienie wycieczki z lokalnego biura podróży. Wtedy jednak kosztowałaby ona około 40 dolarów, a na własną rękę jest jakieś 30x taniej. Po zjedzeniu śniadania i zostawieniu bagaży w hotelowej recepcji wzięliśmy taksówkę, żeby zawiozła nas na dworzec Hua Lamphong. To właśnie stąd odjeżdżają pociągi do Ayutthaya. Za bilet w kasie zapłaciliśmy trochę ponad złotówkę. Trasa miała 80 kilometrów, które pokonaliśmy w około 2 godziny. To chyba najtańszy bilet kolejowy jaki kiedykolwiek nabyłem. Pociąg ruszył punktualnie. Siedzenia nie należały do najwygodniejszych (to trzecia klasa), były drewniane, jednak można spokojnie wytrzymać. W czasie jazdy po pociągu kursują sprzedawcy przeróżnych przekąsek.
W oczekiwaniu na pociąg
Na dworcach w drodze do Ayutthaya
Sąsiad z naprzeciwka
Zaraz po opuszczeniu dworca w Ayutthaya kierujemy się w stronę szyldów wypożyczalni rowerów. Okazuje się, że za 3 złote można nabyć taki pojazd na cały dzień. W zestawie dostajemy mapę i kłódkę. Na mapie określimy naszą strategię działania i ruszyliśmy w drogę.
Następne godziny mijają nam w jeżdżeniu wokół ruin świątyń. Wiemy, że wszystkie z nich są godne odwiedzenia, ale przecież ich jest ponad siedemdziesiąt, więc nie możemy wchodzić na teren każdej z nich. Decydujemy się wejść do Wat Phra Sri Sanphet, która została wybudowana w 1448 roku. Dzisiaj można w tym miejscu podziwiać ruiny trzech strzelistych czedi, które otoczone są krużgankami. W ich środku znajdują się prochy mnichów. Najbardziej charakterystyczne tutaj są bogato rzeźbione trzy kolumny, które należą do jednych z największych ocalałych do dzisiaj w Ayutthai. Poza tym mamy tutaj także sporo mniejszych wież o kształcie dzwonów. Część z nich nie ma czubków, a niektórym brakuje cegieł. Widać, że mają one na swoim koncie już setki lat. Wstęp tutaj kosztuje 50 THB. Tuż przy wejściu do Parku Historycznego, na terenie którego mieści się świątynia Wat Phra Si Sanphet stoi siedziba buddyjskich mnichów Vihara Phra Mongkhon Bophit.
Zajrzeliśmy także do kompleksu Wat Chai Wattanaram, który powstał w 1630 roku. Jest zbudowany w popularnym w tamtych czasach stylu khmerskim. W centralnej części znalazła się 35 metrowa rzeźbiona wieża, dookoła której znajdują się cztery inne prang. Otoczone są poprzez osiem kaplic w stylu wież chedi. Wszystko to umieszczone jest na zielonym terenie.
Wracamy rowerem do Bangkoku?
A może na słoniu?
Ciekawski zagląda do garnka
Przerwa na obiad
W Ayutthaya, podobnie jak w innych regionach Tajlandii bardzo popularne są przejażdżki na słoniach. Można sobie pozwolić na taką przyjemność za opłatą. Trzeba przyznać, że wielu ludzi korzysta z tego typu atrakcji. My jednak zdecydowaliśmy się pojechać wypożyczonymi jednośladami poza miasta, tam gdzie turysta dociera już bardzo rzadko. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć bardzo spokojną Tajlandię, gdzie miejscowi dziwili się na nasz widok.
Ruch lewostronny nie był dla nas problemem
Po całym dniu jeżdżenia na rowerze i zrobieniu około 30 kilometrów udajemy się na dobre jedzenie. W pobliżu jest kilka knajp, gdzie można zjeść tanią kolację. Wybieramy to miejsce, gdzie jest najwięcej ludzi. Ceny są niższe niż w Bangkoku. Decydujemy się na Papaya Salad i zupę Tom Yum. Niestety do odjazdu naszego pociągu zostało dosłownie 15 minut. Jemy w pośpiechu, a później biegniemy na dworzec. Miejscowi krzyczą, żebyśmy się pospieszyli, bo pociąg już stoi na dworcu. Wsiadamy, zajmujemy miejsca i jak się okazało czekamy jeszcze kilka minut na jego odjazd. Ponownie pojechaliśmy trzecią klasą (to jedyna dostępna w tym pociągu) i po około dwóch godzinach dotarliśmy na miejsce.
Słodkie napoje sprzedawane przy szkole za 1 złoty cieszyły się dużą popularnością
Czas na lekką kolację
W czasie przejazdu część czasu śpimy, a część oglądamy zdjęcia na komputerze. Współpasażerowie są także nimi bardzo zainteresowani i przypatrują się uwiecznionym przez nas obrazom. Tym samym docieramy do Bangkoku po godzinie 21 i taksówką jedziemy do naszego hotelu Holiday Inn Express Bangkok Sukhumvit 11 odebrać bagaże. Następnie z tym samym taksówkarzem udaliśmy się do naszego kolejnego hotelu Holiday Inn Bangkok Silom, który znajdował się w dzielnicy o tej samej nazwie. To świetny hotel z dużymi i nowocześnie urządzonymi pokojami. Niestety nie zdążyliśmy skorzystać z basenu na dachu, ponieważ był otwarty tylko do 21. W zamian za to udaliśmy się do kawiarni na dole, żeby wypić kawę i herbatę. Było już bardzo późno, a nas rano czekał kolejny lot. Znowu na południe, a dokładniej na wyspę Phuket, o której napiszemy Wam w kolejnym poście.
Nasz pokój w hotelu Holiday Inn Bangkok Silom
Najnowsze komentarze