Wreszcie mamy dzień, kiedy jest możliwość wyspania się! Korzystamy z tego przywileju i dopiero w południe ruszamy na spacer po Ho Chi Minh City. Chodząc po ulicach centralnej części miasta, tzw. Dzielnicy nr 1, można poczuć się jak w Paryżu. To zasługa XIX-wieczne kamienic, neoromańskiej katedry Notre-Damme czy gmachu. Teatru Miejskiego.
W czasie spaceru wstąpiliśmy do hotelu Sheraton, który znajduje się niedaleko rzeki Sajgon. Jest on bardzo elegancki i nowocześnie urządzony, a co najważniejsze wysoki. Dzięki temu wjechaliśmy na ostatnie piętro, żeby obejrzeć miasto z góry. W drodze powrotnej wstąpiliśmy do supermarketu Kmart, których w Ho Chi Minh jest bardzo dużo. Zdecydowaliśmy się spróbować czegoś w rodzaju pyzy z farszem (mięso + jajko) w cenie 16000 dongów. Trzeba przyznać, że było to bardzo smaczne i syte. Do tego napiliśmy się Jelly Drinka w puszce, czyli napoju, który na spodzie oferuje kawałki galaretki. Kiedyś już to próbowałem w innym azjatyckim kraju.
Miasto jest niesamowicie przyjazne dla turysty. Biura podróży są na każdym kroku. Dzięki nim można wybrać się m.in. do tuneli Vietkongu w Cu Chi lub na wycieczkę po delcie Mekongu. Właśnie w jednym z nich decydujemy się na zakup pakietu tych dwóch tripów. Pomimo skromnego targowania się za pierwszą z nich płacimy ok. 30 złotych. Patrząc z perspektywy czasu to rzeczywiście śmiesznie tanio.
Wieczorem mieliśmy zrobioną rezerwację w Chill Skybar. To pierwszy bar na świeżym powietrzu w całym kraju, który otworzył swoje podwoje na takiej wysokości. Celem właścicieli cały czas jest zachowanie reputacji jednej z najbardziej prestiżowych restauracji w Wietnamie. Na przestronnym patio, zaprojektowanym w taki sposób, by każdy stolik miał doskonały widok na panoramę miasta, można wypić drinka lub zjeść kolację. To jedno z nielicznych miejsc, gdzie obowiązuje dress code – wizytowy lub koktajlowy. Podobno bez wyjątków. Trzeba przyznać, że wizyta w tym miejscu jest świetną odskocznią od głośnego Ho Chi Minh. Widoki rzeczywiście robią wrażenie, a ceny pomimo, że dużo wyższe niż w mieście to nie zbijają turysty z nóg.
Tego dnia udaliśmy się na zakupy (koszulki dla znajomych i rodziny) oraz na kolację do restauracji, która wcale nie wyszła nas drożej niż poprzednie jedzone na ulicy.
Najnowsze komentarze