Pierwszy pełny dzień we Wietnamie rozpoczynamy obfitym śniadaniem, a następnie udajemy się na spacer po mieście, którego centrum jest pełne wieżowców i luksusowych sklepów. Zaczynają się miliony motorów i skuterów. Charakterystyczny dźwięk silników niewielkich pojemności oraz ciągłego trąbienia miesza się z zapachami jedzenia, spalin i śmieci – szał zmysłów.
Odnajdujemy m.in. pałac zjednoczenia Wietnamu, budynek poczty z wielkim wizerunkiem Ho Chi Minha wewnątrz oraz katedrę Notre Dame w Ho Chi Minh City, gdzie przed katedrą siedzą ludzie na motorach i się modlą. Przed katedrą w 1959 roku ustawiono wykonany z granitu a wyrzeźbiony w Rzymie pomnik Matki Boskiej. Z tym posągiem związana jest już zupełnie współczesna cudowna (ponoć) historia. Otóż w październiku 2005 roku na prawy policzek Matki Boskiej spłynęła łza. Tysiące ludzi zbierało się pod pomnikiem i pogrążało w modlitwie. Ludzie szybko ogłosili to jako cud. Płacząca Matka Boska w Sajgonie!
Do hotelu wracamy zielonym parkiem, gdzie kupujemy jeszcze zimną wodę i siadamy na ławce, żeby po obserwować życie w Sajgonie. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak wziąć walizki i pojechać na lotnisko, żeby polecieć do Hanoi liniami JetStar Pacific. Zamawiamy Ubera i po ok. 30 minutach jesteśmy na miejscu. Lecimy tylko z bagażem podręcznym (wg. wytycznych linii do 7 kilogramów i jedna sztuka). My mamy po jednej walizce i małym plecaku, ale nikogo to nie interesuje. Przechodzimy dosłownie ekspresową kontrolę (nic nie trzeba wyjmować itp.) i idziemy do saloniku SASCO Bussines Lounge. Jest on prawie pusty, ale całkiem przestronny. Oferuje bardzo szeroki zakres napojów, przekąsek, całych dań obiadowych i owoców. Jest w czym wybierać. Internet działa tutaj bez zastrzeżeń, a miłym dodatkiem jest darmowy fotel do masażu.
Rejs do Hanoi trwa niecałe 2 godziny. Obłożenie wynosi ok. 90%. Jak się okazuje dostaliśmy miejsca w rzędzie 12, czyli przy wyjściu awaryjnym, dzięki czemu mamy więcej przestrzeni na nogi i możemy bardzo wygodnie przetrwać ten lot. W jego czasie serwowane są tylko płatne napoje i posiłki. Po wylądowaniu w stolicy Wietnamu zamawiamy Ubera i jedziemy do hotelu. Lotnisko jest mocno oddalone od centrum, przez co płacimy aż 300 tysięcy dongów, a przejazd trwa 40 minut przy sprawnej jeździe taksówkarza. Kwaterujemy się w hotelu Hanoi Old Centre Hotel, który znajduje się jak nazwa wskazuje w ścisłym centrum miasta. Obsługa niesamowicie się stara pomagać i być bardzo uprzejma. Dla wszystkich gości przez całą dobę jest darmowa, kawa, herbata, soki, banany, babeczki itp. Dostajemy pokój na 6 piętrze z balkonem, który jest ustawiony jest po mało atrakcyjnej stronie, pomiędzy innymi budynkami. Pokój jest odpowiedniej wielkości, czysty i dobrze wyposażony. Możemy każdemu z czystym sumieniem polecić ten obiekt, tym bardziej że jest on normalnie w całkiem przystępnej cenie ok. 60 zł/os. ze śniadaniem.
Hanoi, inaczej „miasto w zakolu rzeki”, to miasto bogate w symbole komunizmu: sierpy i młoty. Istnieje możliwość „cofnięcia się w czasie” i zwiedzenia muzeum historycznego oraz etnograficznego. Ja jednak muzeów nie lubimy za bardzo i raczej nie będziemy sobie nimi zawracać głowy, podobnie jak turystyczną atrakcją, jaką jest ogromne mauzoleum Ho Chi Minha. Warto zobaczyć, z zewnątrz. Jak w większości miast Azji, życie mieszkańców Hanoi toczy się na ulicy. Wietnamczycy piją kawę, gotują obiad na ulicy, myją się, czeszą, właściwie wszystko dzieje się na ulicy – tak wygląda ich codzienność. Jedzenie spożywa się także na ulicy siedząc na „mini stołeczkach” przy tak samo niskich stolikach. Najlepsze jest przechodzenie przez jezdnię. Motory mijają przechodniów jak woda w rzece mija kamienie. Po prostu opływają przechodniów. Po kilku przejściach idzie się przyzwyczaić i przechodzi się zupełnie na luzie nawet w największym natężeniu ruchu.
Tego dnia poszliśmy na szaleńczo długi spacer (19 km), dzięki któremu poznaliśmy miasto z każdej strony. Pierwsza z atrakcji jakie oglądamy to Chua Mot Cot – pagoda na jednej kolumnie znajdująca się w sąsiedztwie muzeum Ho Chi Minha. Mówi się, że pagoda ta została zbudowana na życzenie cesarza Ly Thai Thong po wizji jaką miał we śnie cesarz, w której bogini miłosierdzia wręcza mu kwiat lotosu. Budowla ta miała symbolizować kwiat lotosu wyrastający z tafli jeziora.
W samym centrum miasta jezioro z wyspą i niesamowitą związaną z nim legendę. Wiele wieków temu, gdy Wietnamczycy nie mogli się wyzwolić spod panowania Chińczyków, na ziemię zeszyli bogowie i podarowali ich przyszłemu cesarzowi magiczny miecz, który poprowadził ich do zwycięstwa. Zaraz po tym jak wygrali z jeziora wypłynął potężny, złoty żółw i ukradł miecz cesarzowi. Według legendy w jeziorze ciągle żyją potomkowie tego żółwia (tylko, że już nie złote). Ostatnio takowego udało się sfotografować w 2000 roku. Teoria spiskowa głosi jednak, że w tak brudnej wodzie żadne zwierzę by nie przeżyło i władze miasta co jakiś czas poświęcają biedaka i wpuszczają tam dla podtrzymania legendy. Stare miasto (Old Quarter) w Hanoi jest bardzo urokliwe. Posiada cudowny średniowieczny system ulic tematycznych: ceramiczna, zegarowa, kas pancernych i artykułów metalowych.
Oczywiście na koniec trafiliśmy do jednej z restauracji na tradycyjną, bardzo sytą zupkę i zarezerwowaliśmy wycieczkę do zatoki Ha Long Bay na kolejny dzień (25 dolarów ze wszystkim). Na tym zakończył się nasz pierwszy dzień w stolicy Wietnamu. Jutro pobudka już o 7 rano, ponieważ o 8 ma przyjechać po nas kierowca i zabrać na wspomniany trip.
Katedra Notre Dame w Sajgonie
Nasz hotel na pierwszą noc
Salonikowe masaże
Hotel w Hanoi
Wspomniane w tekście mauzoleum
Intercontinental Hanoi Westlake
Pierwsza kolacja w stolicy Wietnamu
Najnowsze komentarze