gru 12

Pierwszy raz w Ameryce Południowej

przez w Ameryka Południowa, Chile

Po wycieczce do dalekiej, ale jakże wspaniałej krajobrazowo Nowej Zelandii mieliśmy zaledwie kilka dni na pobyt w Polsce. Wróciliśmy w piątek, a już we wtorek ruszaliśmy do Ameryki Południowej, a konkretnie do Chile. Nasz przygoda rozpoczęła się standardowo w Poznaniu, skąd z naszymi przyjaciółmi pojechaliśmy samochodem do Berlina, który był naszym pierwszym punktem w podróży. Do wyjazdu do Chile przekonała nas przede wszystkim cena biletów lotniczych na trasie ze stolicy Niemiec przez Madryt do Santiago, które udało się zdobyć za około 1000 złotych w dwie strony. Jak na ten kierunek to genialna oferta.

Wylot z lotniska Tegel mieliśmy planowo o godzinie 19:35 linią lotniczą Iberia Express. Ponad trzy godziny wcześniej zameldowaliśmy się w saloniku, żeby wypić kawę, a później posiedzieliśmy trochę w Starbucksie. Nasze bagaże nadaliśmy wpierw tylko do Madrytu, bowiem tam czekała nas nocka. W odróżnieniu od innych osób, które korzystały z takiego połączenia my zdecydowaliśmy się na nocleg w hotelu Holiday Inn Express Madrid Airport. Dojechać tam można taksówką (ok. 25 Euro), ponieważ znajduje się on około 10 kilometrów od lotniska i nie posiada swoich shuttle busów, które dowoziłyby klientów. Sam hotel oferuje odpowiedni standard, który dobrze znamy z sieci IHG. Pokoje wyposażone są w bardzo wygodne łóżko, płaski telewizor, biurko do pracy, czajnik do kawy i herbaty, szybki Internet oraz komfortową łazienkę.

Warto wspomnieć, że lot na trasie Berlin – Madryt odbywa się samolotami Airbus A320, gdzie jest strasznie mało miejsca na nogi, a podczas całego lotu cały serwis jest dodatkowo płatny.

Po nocce, rano zjedliśmy w hotelu obfite śniadanie i pojechaliśmy ponownie na madryckie lotnisko Barajas, skąd o godzinie 11:35 mieliśmy lot do Santiago. Pomimo, że wybór miejsc w Iberii jest płatny, to obsługa bez problemu zgadza się przyznać nam siedzenia obok siebie. Ponownie nadajemy bagaż i udajemy się do strefy odlotów, wcześniej przechodząc kontrolę bezpieczeństwa i sprawdzenie paszportów. Po tym idziemy do jednego z saloników. Ten bardzo pozytywnie nas zaskakuje. Jest przestronny, z wygodnymi kanapami, gniazdkami do ładowania sprzętu oraz obfitą ofertą jedzenia i picia. Znaleźć tu można różne kanapki, jogurty, sałatki, tortille, lassagne, sporo ciastek, rogalików oraz szeroki wybór napojów (alkoholowych i bezalkoholowych).

Boarding do naszego samolotu odbywa się zgodnie z planem. Na pokładzie bardzo dużo ludzi z Polski, co jest związane z dobrymi cenami biletów, o czym pisałem wcześniej. Niestety trafił nam się samolot Airbus A340-600 ze starą kabiną, przez co nie było dostępu do indywidualnego systemu rozrywki czy też gniazdek z prądem. Jak się okazało mimo tego lot minął bardzo przyjemnie i nie nudziliśmy się. Podczas tego 13 godzinnego rejsu podano dwa posiłki i jedną kanapę. Do wyboru był kurczak oraz makaron, jednak kiedy stewardessa nas obsługiwała tego pierwszego już nie było. Cóż, taka linia… Trzeba jednak oddać, że samo jedzenie było smaczne, więc nie mamy powodów do specjalnych narzekań. Wylądowaliśmy w Santiago około 21:40 lokalnego czasu (+4h różnicy z Polską). Po przylocie przeszliśmy kontrolę bagażu i sprawdzenie czy jest on zgodny z deklaracjami wypełnionymi w samolocie. Moja walizka została otwarta i wyrzucono z niej paczkę salami, czyli jedyne mięso, które miałem przygotowane na kolejne śniadanie. Dobrze, że obyło się bez jakichkolwiek nieprzyjemności.

Tego dnia pozostało nam dojechać do hotelu, który położony był blisko centrum Santiago, czyli około 16 kilometrów od lotniska. Wpierw jednak wypłaciliśmy z bankomatu pieniądze – maksymalnie ile się dało, czyli 200 000 CLP. Próbowaliśmy się targować z taksówkarzem, ale w końcu pojechaliśmy zgodnie z taksometrem. Jak się okazało zapłaciliśmy 17600 CLP, a proponowano nam nawet 15000 CLP. Cóż, chytry dwa razy traci. Zakwaterowaliśmy się w Hostal el Raco, gdzie mieliśmy zarezerwowany pokój czteroosobowy z łazienką. Warunki były całkiem znośne, chociaż do minusów trzeba zaliczyć obsługę niemówiącą ani słowa po angielsku oraz śniadanie, które otrzymaliśmy kolejnego dnia. Składały się na nie dwa tosty, łyżeczka jajecznicy i łyżeczka dżemu (dosłownie!).

IMG_2619

Hotel Holiday Inne Express Madrid Airport

IMG_2620

IMG_2623

IMG_2630

IMG_2631

IMG_2635

IMG_2639

Salonik w terminalu T4s w Madrycie

IMG_2641

IMG_2646

IMG_2649

IMG_2651

IMG_2656

IMG_2659

Obiad (pasta) po wylocie z Madrytu do Santiago

IMG_2662

IMG_2663

Hostal El Raco w Santiago



Tagi: , , , , , ,

Zostaw komentarz