Dzisiaj rozpoczynamy nasz powrót, jednak nie do Polski, ale jeszcze na 3 dni do Chin. Wstajemy o 6 rano i pakujemy się. Schodzimy na śniadanie, po czym myjemy zęby i wykwaterowujemy się. Idziemy pieszo kilka kilometrów, żeby później załapać taksówkę na lotnisko. Taki spacer pozwala nam znacząco zaoszczędzić, bowiem tym razem jadąc zgodnie z taksometrem płacimy „tylko” 24 dolary australijskie. Co ciekawe taksometr tyka cały czas – jak samochód jedzie, jak również kiedy stoi. Kierowca jednak nie próbuje nas naciągnąć i jedzie maksymalnie szybko i dynamicznie.
Na lotnisku bez kolejki odbieramy bilety i idziemy do kontroli bagażu. Wcześniej jednak jeszcze sprawdzenie paszportów. Z uwagi, że Kasia za dwa dni ma urodziny to celnik już dzisiaj życzy jej „Happy Birthday”. Czekamy na samolot około 1,5 godziny. Boarding rozpoczyna się około 25 minut przed odlotem z gate 51. Wpierw wpuszczani sobą pasażerowie Sky Priority, a później rzędy od 51 do 76. My w ostatniej kolejności (miejsca 36JL). Lot mija spokojnie. Po godzinie zostaje podany lunch, gdzie do wyboru jest ryż z kurczakiem lub makaron. Wybieramy pierwsze, co jest wyborem trafnym. Smakuje nam. Przed i po posiłku podano napoje. Wino zostało nalane w kubeczka dosłownie na dwa łyki, a może i jeden głębszy. Kawę rozdano już bardziej szczodrze. Później trudno powiedzieć co się działo bo zasnąłem oglądając film All is Lost (dokończyłem później i polecam). Obudziłem się po około 3 godzinach, kiedy zasłony były zasunięte, a większość paksów oglądała film. Na 2,5 godziny przed lądowaniem podano drugi posiłek. Do wyboru tym razem makaron lub ryż z wołowiną. Wybieram drugie, dostaję pierwsze. Eh, co zrobić. Zjadam. Do tego był makaron ryżowy z krewetkami, kawałki owoców, bułka i woda. Ponownie podano napoje, a w między czasie chodziła stewardessa z butelką wody i kubeczkami.
Lądowanie mało miejsce 20 minut później, niż planowano, co mogło nam mocno pokrzyżować plany dalszego wyjazdu. O godzinie 20 odjeżdżał z lotniska ostatni autobus do Hongzhou, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg. Była jeszcze opcja żeby jechać taksówką na drugie lotnisko w Szanghaju z którego odjeżdża szybki pociąg do Hongzhou. Po wyjściu z samolotu prawie biegliśmy, wyprzedzając każdego. Do kontroli paszportowej ustawiliśmy się jako pierwsi z naszego lotu, ale było przed nami i tak kilka osób. Poszło jednak sprawnie i mogliśmy dalej biec w kierunku „Long distance bus”. Trzeba powiedzieć sobie jasno, że gdybyśmy wcześniej nie poznali topologii tego lotniska to pewnie byśmy nie zdążyli. Tak to wbiegliśmy do kasy, rzuciliśmy 220 RMB za dwie osoby (nie można płacić kartą) i wsiedliśmy do autobusu. Ten okazał się stary, ale komfortowy. Miejsca na nogi dwa razy więcej niż w samolocie. Podróż minęła spokojnie i po 2,5 godziny byliśmy na miejscu. Jeszcze przed złapaniem taksówki poszliśmy coś zjeść do małego baru i pojechaliśmy za 30 RMB pod hotel Intercontinental Hangzhou. Udało się zarezerwować tutaj noc dzięki akcji Break Points w IHG (koszt to 5000 pkt, czyli za darmo). Jest to obiekt jak z bajki. Obsługa miła i kompetentna, pokój duży i bardzo dobrze wyposażony, a do tego basen i siłownia na 18 piętrze. Trudno opisać dokładnie, a zdjęcia nie do końca oddają luksus, jakiego można spróbować w tym hotelu. Jako członkowie klubu IHG otrzymaliśmy talerz owoców, cztery ciastka, dwa vouchery na dowolnego drinka/napój w restauracji, darmowy Internet oraz możliwość wykwaterowania do 14 (po telefonie do recepcji z takim pytaniem).
Tego wieczoru poszliśmy spać grubo po 2 w nocy, bowiem jeszcze cieszyliśmy nasze oczy hotelem IC Hangzhou. Rano wstaliśmy już między 8-9 rano i zjedliśmy wspomniane owoce i śniadanie z reszty jedzenia, jaką mieliśmy. To w hotelu kosztuje minimum 80 złotych od osoby. Takich cen niestety można było się spodziewać. Następnie idziemy na basen, gdzie dostajemy czepki do pływania. Bierzemy kąpiel i Kasia wraca do łóżka spać, a ja robię swoje prace na komputerze. Punktualnie o 14 wykwaterowujemy się i idziemy spacerem do naszego drugiego hotelu Holiday Inn Hangzhou CBD. Jest on położony kilometr dalej. Obiekt ten ma oficjalnie o jedną gwiazdkę mniej (4*), ale również niczego mu nie brakuje. Oczywiście jest to budynek zdecydowanie prostszy i mniej efektownie wyglądający, ale ogólnie robi dobre wrażenie. Dostajemy pokój na 12 piętrze i zostawiamy nasze bagaże, po czym ruszamy na miasto. W planach co prawda był przejazd taksówką nad West Lake, ale pani w recepcji zamawiała taksówkę 2x i nikt przez 30 minut nie przyjechał, a później zaproponowano nam żebyśmy poszli na przystanek autobusowy. Poirytowany byłem taką obsługą. W hotelu IHG w Szanghaju recepcjonistka sama wychodziła na ulicę żeby pomóc nam w komunikacji z kierowcą, a tutaj… porażka. Ostatecznie poszliśmy spacerem w niewiadomym kierunku, aż dotarliśmy do jakiś sklepów i restauracji. Zjedliśmy tam, gdzie można było wskazać palcem obrazek z wybraną potrawą. Poszliśmy dalej, aż trafiliśmy na supermarket Tesco. Bardzo duży, gdzie dosłownie można kupić wszystko. Najgorsze były jednak stoiska z mięsem i suszonym jedzeniem. Smród, jaki stamtąd docierał powodował u mnie mdłości. Kupiliśmy jednak kilka różnych ciastek i bułek, jakich w Polsce nie widzieliśmy, żeby spróbować co Chińczycy jadają do kawy. Na dworze cały czas kropił deszcz, jednak było na tyle ciepło, że nie przeszkadzało nam to w spacerze. Dopiero po 19 wróciliśmy do hotelu, żeby około 20 pójść na darmową lampkę wina (w ramach otrzymanego przy check in voucheru). Niestety drugi kieliszek trzeba było już dokupić za bagatela 35 RMB… Nie ma to jak dostać coś za darmo. Ogólnie dzień minął bardzo leniwie, kompletnie bez zwiedzania, ale za to w najlepszym hotelu w jakim przyszło nam być do tej pory.
Najnowsze komentarze