Rano, po niecałych 3 godzinach snu poszedłem do recepcji hotelu Sei Nazioni Cottages, żeby zamówić śniadanie i dowiedzieć się, jak można kupić wycieczkę po okolicznych wysepkach. Dostałem porcję ryżu z bananem, jajecznicę i jakieś warzywa. Do tego oczywiście kawa. Sam hotel, a w zasadzie bungalowy były wykonane z drewna. W środku było dużo miejsca, były one czyste i przystępne do mieszkania. Jedynym minusem był brak ciepłej wody, a jedynie letnia, ale w pełni to wystarczyło.
Po posiłku, przeszedłem na plażę około 300 metrów i wypłynięcie na wycieczkę oznaczoną numerkiem A. Taka zabawa kosztuje około 70 złotych i zawiera w sobie posiłek. Trwa od 9 rano do 16 popołudniu. W jej czasie można odpocząć na plaży, poopalać się na łódce i posnurkować podziwiając cudowne życie podwodne. Zdecydowanie polecam! Można zobaczyć wyspy: Miniloc Island, Small Lagoon, Big Lagoon, Secret Lagoon, Simizu Island, Entulala Island oraz Seven Commando.
Wieczorem przyszedł czas na kolację w restauracji, która znajdowała się na samej plaży. Wybór posiłków był bardzo dobry, a do tego ceny przystępne. Zamówiłem coś na wzór zupy warzywnej z kurczakiem. Za 12 złotych dostałem cały KOCIOŁ zupy, którego zawartość spożywałem przez dobrą godzinę. Całkiem smaczne, chociaż mogłoby być trochę ostrzejsze, ale to jednak nie Tajlandia i nie jej smaki.
Kolejnego dnia wybór padł na wycieczkę B. Znowu śniadanie i wypłynięcie. Tym razem jednak trzeba było się spakować i wykwaterować, a plecak zostawić w recepcji. Jednym z punktów wycieczki była wyspa węża (snake Island), gdzie zaserwowano smaczny obiad. Na wyspie żyły liczne wygłodniałe psy. Był również punkt widokowy, na którym wszyscy robili sobie zdjęcia. Ostatnim punktem wycieczki była piękna wyspa z wysokimi palmami i ciekawą rafą, gdzie razem z przewodnikiem snurkowaliśmy podziwiając podwodny świat. W drodze powrotnej do El Nido jeden z turystów opowiadał o restauracji o nazwie „nie pamiętam L”, gdzie się stołuje i bardzo zachwalał jej smaki, jak i ceny. W związku z tym trzeba było spróbować również tam zjeść. Moim zdaniem było dobrze, ale nie rewelacyjnie. A filipińskie piwo okazało się całkiem smaczne. Dobrze, że porcje były solidne, bo głód po takiej wyciecze połączonej z pływaniem zawsze jest zwiększony.
Dzień dobiegał końca, więc przyszedł czas na powrót do hotelu, prysznic i szybki przejazd na dworzec, skąd minivanem zapowiadała się 6 godzinna podróż do Puerto Princessa. Na pokładzie samochodu prawie sami Włosi, którzy mieli poważne problemy ze zlokalizowaniem swojego nowego hotelu. Po licznych telefonach jednak im się udało.
Na miejsce dotarłem po godzinie 23, przez co nie było szansy na zarezerwowanie wycieczki na kolejny dzień do podziemnej rzeki, która jest jednym z siedmiu cudów natury. Tylko szybkie zakwaterowanie, kąpiel i spać.
Hotelowe śniadanie, dosyć skromne
Przygotowywany obiad dla uczestników wycieczki
Wyspa węża
Widoki jak z pocztówki
Najnowsze komentarze