Nad wybrzeże Oceanu Spokojnego dotarliśmy późnym wieczorem. Na szczęście nasz pokój był gotowy, a rozbijające się o brzeg fale pozwoliły nam szybko zasnąć. Kolejnego dnia nie mieliśmy żadnych poważniejszych planów na zwiedzanie, w związku z tym ruszyliśmy od rana na spacer wzdłuż wybrzeża Pacyfiku, gdzie są wulkaniczne plaże, które mają czarny kolor. Wody oceanu są mekką dla surferów, którzy przyjeżdżają tutaj z różnych miejsc na świecie, żeby spróbować swoich sił na wysokich falach, które rozbijają się na fragmentach zastygłej lawy.
Całe wybrzeże od La Libertad aż po Półwysep Los Cobanos nosi przepiękną nazwę Wybrzeża Balsamicznego (Costa del Balsamo). W samym El Tunco nie ma za bardzo ulic, jest jedna główna, gdzie po dwóch stronach znajdują się knajpy i bary, a także hotele. Tutaj jest sporo turystów, jak na warunki salwadorskie. Ich głównym ubraniem są oczywiście neopreny, bowiem to surferzy. Na oceanie widzimy wielką zlepieńcową skałę, która ma kształt wieloryba. Oblewają ją silne fale oceanu.
Niestety blisko plaży znajduje się niezbyt czyste bajorko, które niesie ze sobą śmieci. Przekształca się ono (po opadach deszczu) w rzekę, która znajduje ujście w oceanie. Niestety nie ma za bardzo tutaj co robić, bowiem plaża jest kamienista, ocean wzburzony, więc nawet nie ma jak popływać.
Na szczęście są liczne miejsca, gdzie można zjeść coś smacznego. Co prawda jest tutaj znacząco drożej niż w innych częściach Salwadoru, to nadal nie są to bardzo wygórowane ceny.
W sumie spędziliśmy na wybrzeżu dwa dni, które pozwoliły nam trochę odpocząć i naładować baterie. Czas spędzaliśmy także na terenie hotelu, gdzie mieliśmy dwa baseny – jeden ze słodką, a jeden z słoną wodą. Kąpiele tutaj były bardzo przyjemne, chociaż w tym drugim napotykaliśmy na liczne kraby, które wchodziły tam bezpośrednio ze skał nad oceanem.
Były też leżaki, hamaki i wszechobecne palmy…
O tym jak ponownie wróciliśmy do stolicy i co tam robiliśmy tym razem dowiecie się w ostatnim już wpisie z Salwadoru.
Najnowsze komentarze