Budzę się w nocy średnio co godzinę. Nie wiem czy to kwestia jet laga czy podświadomość, że trzeba wcześnie wstać. O 5 rano jestem już na nogach. Pakuję się, sprawdzam pocztę na komputerze i wychodzę, żeby oddać klucze w recepcji. Na zewnątrz panuje idealna temperatura na spacer. Do portu z którego odpływa mój prom do Makau mam według Google Maps około 4,5 kilometra. Zostały mi prawie dwie godzin, więc na nogach podążam do miejsca docelowego. Nie ma jeszcze dużego ruchu, a słońce powoli podnosi się zza budynków. Kilka razy zatrzymuję się, żeby zrobić zdjęcia. Hong Kong jest bardzo dobrze oznakowany. Bez problemu trafiam do portu, gdzie wchodzę poprzez centrum handlowe. Pokazuję paszport i kartę kredytową w okienku, a pani wydaje mi mój bilet do i z Makau. Udaję się na boarding, który przypomina ten, co znamy z lotnisk. Odbywa się tutaj normalna kontrola dokumentów i wcześniej trzeba wypełnić departure card. Bilet kupiłem w klasie ekonomicznej. Dostaję miejsce na końcu kabiny, a wszystkie szyby są bardzo brudne przez co nie mam szans na robienie zdjęć.
Po godzinie dopłynęliśmy do wybrzeży Makau. Wszystko przebiegło bardzo płynnie i specjalnie nie bujało. Teraz czekała mnie kolejna kontrola dokumentów i mogłem udać się do stanowiska autobusów, które należą do różnych kombinatów hotelowych i rozwożą gości za darmo. Tym razem wybrałem hotel Conrad Macao, który obsługiwała firma Sands Cotai Central. Odjazdy są co kilkanaście minut. Na początku pojechaliśmy do hotelu Sands, który można podziwiać już dopływając wodolotem do miasta. Po kolejnych 20 minutach dotarłem do swojego hotelu, który mieści się na wyspie Taipa (całe Makau składa się z trzech takich części). Świetne wrażenie robi bardzo długi most, który prowadzi z Makau właśnie do Taipy.
Hotel Conrad mieści się w pobliżu Holiday Inn oraz Sheratona. Wszystkie są połączone ze sobą centrum handlowym, które jest na najniższych piętrach. Od razu udaję się do lobby, które swoim designem robi świetne wrażenie. W recepcji zostaję miło powitany i odprowadzany do Club Lounge, który jest na 39 piętrze i tam odbywa się check in/out gości ze statusem Gold/Diamond. Wcześniej obsługa daje znać koleżankom z góry, kto przyjechał, dzięki czemu jest przyjemny efekt powitania po nazwisku, a nasza karta meldunkowa jest już wydrukowana. Tutaj pokazano mi co warto zobaczyć w mieście, poczęstowano mnie kawą i ciastkami oraz przydzielono upgrade pokoju do apartamentu. Nie był on jeszcze gotowy, ale po skończeniu rozmowy i chwili odpoczynku dostałem karty i mogłem udać się na 22 piętro, gdzie on się znajdował.
Apartament robił kapitalne wrażenie. Wszystko idealnie wykończone i przygotowane. Poza oczywistymi rzeczami czekał na mnie m.in. telefon komórkowy z bezpłatnym dostępem do Internetu czy ekspres do kawy. Jak przystało na hotel marki Conrad otrzymałem również pluszowego misia oraz kaczkę do kąpieli 😉 Jedynym minusem był przeciętej szybkości Internet w hotelu. Zdecydowanie lepiej działał mi ten udostępniany ze smartfona. Długo nie czekając, tylko się przebrałem (zapowiadał się gorący dzień) i zainstalowałem na nowym telefonie Ubera, żeby pojechać do kolonialnej dzielnicy Makau. Samochód zjawił się po sześciu minutach pod głównym wejściem do hotelu.
Po około 30 minutach drogi dotarłem pod ruiny katedry św. Pawła, gdzie wysiadłem. Ta spłonęła w roku 1835, ale ostałą się jej fasada, którą zabezpieczono. Są też dostępne dla zwiedzających katakumby z zachowanymi kośćmi zakonników. Tuż obok niej jest Tcha Temple – mała świątynia. Uliczki, na których znajdują się sklepy i restauracje są wyłączone z ruchu drogowego.
Samo Makau było portugalską kolonią już w XVI wieku, a teraz jest to Specjalny Region Autonomiczny Makau, czyli działa podobnie jak Hong Kong. Przeciętny mieszkaniec Chin ma tu taki sam dostęp jak do San Francisco czy Nowego Jorku. Jest to najstarsza i ostatnia kolonia europejska w tym rejonie. Istniała ona ponad 400 lat, a została oddana Portugalii za to, że ci walczyli z piratami, którzy panoszyli się na tych terenach.
Następnie skierowałem się w kierunku Mount Fortress, czyli twierdzy Portugalczyków z siedemnastego wieku. Wokół niej można podziwiać piękną egzotyczna roślinność. Z góry można zobaczyć panoramę miasta z każdej strony. Moją uwagę zwróciła dwujęzyczność większości szyldów i tablic, a także lewostronny ruch (tak samo jak w Hong Kongu). Warto pamiętać, że w samych Chinach jeździmy po prawej stronie. Jeżeli więcej mieszkanie Makau chce wjechać na teren Chin musi posiadać dodatkową rejestrację na samochodzie.
Przyglądając się mapie otrzymanej w hotelu spostrzegłem mały park, do którego miałem kilkaset metrów. Okazał się on bardzo przyjemnym miejscem, gdzie znajduje się piękna roślinność, a mieszkańcy miasta przychodzą tutaj na gimnastykę i rozciąganie.
Spacerując trafiłem na znany z przewodników kościół św. Dominika z roku 1587 oraz dalej na plac Senado Square, który sprawił, że przez chwile miałem wątpliwości czy jestem w Azji czy w Portugalii. Na około same stare, kolonialne budynki. Wśród nich np. Holy House of Mercy, który jest miejscem spotkań w sprawach pomagania innym ludziom. Został on zbudowany w XvIII wieku. Obok mamy salę posiedzeń dawnego senatu Makau, która podobno ma przepiękne azulejos w środku (są to malowane płytki, które zobaczycie np. na ulicach Porto). Tutaj na ulicach zresztą też je widać, a nawet nazwy ulic są wykonane w takim stylu.
Nie wszystkie miejsca są tak piękne i kolorowe. Mamy poza centrum także zniszczone domy z okratowanymi balkonami. Jest tam bardzo ciemno i ciasno.
Na koniec docieram do charakterystycznego hotelu Grand Lisboa z wielkim kasynem na dole, gdzie mamy ponad 1000 jednorękich bandytów i 800 stołów do innych gier. Co więcej można tutaj zamówić prawie 15 tysięcy gatunków wina! W oddali widzę Macau Tower, która podobna jest do znanej CN Tower w Toronto. Podobno można z niej skoczyć na bungee. Bliżej wybrzeża stoi sporych gabarytów posąg Buddy pod postacią kobiety. Stąd poszedłem już prosto do hotelu Sands, gdzie akurat odjeżdżał autobus kursujący na trasie do moje hotelu, więc skorzystałem z okazji i pojechałem na popołudniową kawę w saloniku. Do wyboru było kilka ciast, czekoladek, pralinek, owoców, soków itp. Tutaj znowu byłem zaskoczony tym, że każda osoba z obsługi znała moje imię/nazwisko i w ten sposób się do mnie zwracała. Nawet ta część obsługi, którą widziałem po raz pierwszy. Oczywiście poza osobami sprzątającymi pokoje.
Posilony ruszyłem na kolejne zwiedzanie okolicy. Tym razem tej w promieniu jakiegoś kilometra od mojego hotelu. Znajdują się tutaj inne hotele, które stylizowane są na kształt budowli europejskich. Oczywiście mamy tutaj wieżę Eiffla czy słynną wenecką wieżę. To właśnie hotel Venetian zrobił na mnie największe wrażenie, a dokładniej centrum handlowe na jego dolnych poziomach. Jest ono w całości zaprojektowane na wzór weneckich kanałów. Mamy podwieszone niebo z chmurami, sklepy z frontami włoskich domów oraz na środku kanał po którym pływają gondole z turystami. Całość cieszy się takim zainteresowaniem, że na rejs czeka się w długich kolejkach. Klient dodatkowo może zakupić zdjęcie, które robią fotografowie z mostków znajdujących się nad kanałem.
Makau to bardzo ciekawe miasto, które zostało zwrócone Chinom w roku 1999 (Hong Kong w 1997). A jeszcze ciekawsze są fakty dotyczące praw Chińczyków odnośnie wjazdu do tego niego. Mieszkańcy Chin Ludowych muszą otrzymać wizę, żeby mieć prawo przekroczenia granicy Makau. Są one wydawane na okres 1-2 tygodni, ale żeby je otrzymać czekają nawet kilka miesięcy. W dodatku muszę mieć specjalne dokumenty (nie paszport), żeby nie uciekli gdzieś dalej. To samo dotyczy Hong Kongu.
Wieczorem zjadłem w hotelu kolację, a następnie poszedłem na wieczorny spacer zobaczyć jak hotele i kasyna prezentują się po zmierzchu. Nie zawiodłem się.
Najnowsze komentarze