W budce przy plaży kupiliśmy prywatną wycieczkę po zatoce Bacuit, która miała obejmować wszystkie atrakcje „Tour A” + coś jeszcze. Niby każda wycieczka po wyspach zaczyna się o 9:00, ale w praktyce łodzie zaparkowane są tak, że muszą odpływać po kolei. Pierwsze odpływają już około 8:00 (wycieczki prywatne), a ostatnie nawet około 10:00 (jak my dnia poprzedniego). Tym razem jednak udało nam się wyruszyć przed całą zgrają turystów, co miało swoje wymierne plusy, głównie na początku. Głównymi atrakcjami są tutaj różne ukryte laguny, zatoczki i mini plaża dostępna jedynie przez mały otwór w skale.
Archipelag Bacuit, to wiele wysp leżących w niewielkiej odległości od siebie i miasteczka El Nido, charakteryzujących się wysokimi, strzelistymi klifami. Niektóre z nich skaliste, pionowe, ostro zakończone na szczytach, a niektóre łagodniejsze, porośnięte rzadką zielenią. U podnóża klifów, w ich wgłębieniach znajdują się małe plaże z czystym, miałkim piaskiem, i czystymi przezroczystymi płyciznami.
Śniadanie zarezerwowaliśmy w jednym z barów już dzień wcześniej. Niestety, pomimo tego musieliśmy sporo czekać na jego podanie. Później był problem z policzeniem należności (Filipińczycy nawet 2+2 robią na kalkulatorze), ale koniec końców, nie chcąc tracić czasu daliśmy drobnego tipa i udaliśmy się na plażę, gdzie nasza łódka była już gotowa do drogi.
Na początku popłynęliśmy na drugą stronę skalistego półwyspu, na Seven Commandos Beach. Plaża znajduje się na cyplu pomiędzy El Nido i Corong. Jest niedostępna od strony lądu, ponieważ odcina ją pionowy klif. Ponoć w czasie wojny wylądowało tam – siedmiu japońskich komandosów. Na wyspie byliśmy zupełnie sami. Mieliśmy czas zarówno na spacer wśród palm kokosowych po mięciutkim piasku, jak i snurkowanie w lazurowym morzu. Ponownie podwodny świat zrobił na nas świetne wrażenie.
Ruszamy o poranku
Wam też powyższa wyspa przypomina helikopter?
Seven Commandos Beach
Po wizycie na plaży udaliśmy się w stronę sekretnej, małej i dużej laguny gdzie mieliśmy czas na nurkowanie na rafie koralowej. Znajdują się po przeciwległej Miniloc Island. Nazwa tej pierwszej wskazywała by, że to kameralne miejsce, niestety turyści zdążyli już tam dotrzeć. Laguna ta ukryta jest pomiędzy ostrymi skałami wulkanicznymi – oferuje niewielką plażę o złotym piasku i lazurową wodę. Do niej można dostać się tylko wpłat lub na kajaku. Przewodnicy polecają ten drugi sposób z uwagi na ostre jak brzytwa skały i zdradliwe fale. Pomimo, że jest drogo jak na tutejsze warunki (cena jak za cały dzień w El Nido) to decydujemy się na wypożyczenie, co w konsekwencji okazuje się świetnym pomysłem. Kajakiem przez szczelinę w skałach wpływa się do środka. Mamy wrażenie, jakbyśmy przemierzali jakiś kanion. W wodzie widzimy liczne meduzy. Woda jest przejrzysta, ale wygląda gorzej z uwagi na brak słońca.
W drodze do dużej laguny
Teraz zamiast silników musimy użyć wioseł
Do dużej laguny prowadzi kanał, przez który nie wszystkie łodzie mogą przepłynąć z uwagi na niski poziom wody. Muszą być one wypychane z mielizny. Nam się na szczęście udaje. Laguna jest rzeczywiście sporej wielkości, ale akurat pada deszcz, więc szybko zawracamy. Nie udaje nam się zrobić zdjęć znanych z folderów, które przyprawiają o szybsze bicie serca.
Pogoda zaczyna się poprawiać, a obiad prawie jest gotowy
W okolicach małej laguny są już prawdziwe falangi turystów. Parkujemy naszą łódkę w drugiej linii i przechodzimy na ląd brodząc w ciepłej wodzie. Pogoda zaczyna się poprawiać, wychodzi słońce. Nasza załoga zaczyna przygotowywać obiad, który z apetytem zjadamy. Nie jest to może tak wystawny posiłek jak na poprzedniej wycieczce, ale smakuje również doskonale.
Tym razem obfity posiłek na łódce
Ostatnim punktem, który w ten dzień zaliczamy jest Paradise Beach. Plaża położona na wyspie Cadlao Island, która jest bardzo blisko El Nico. Idealne miejsce na relaks i opalanie. Oczywiście moczymy się w ciepłym morzu i podziwiamy morskie stworzenia. Miejsce to poza nami i dwoma psiakami jest puste. Zachwyca roślinnością i spokojem. Trudno nam zrozumieć dlaczego nie ma tutaj ludzi, jak to zaledwie 5 minut łódką od tłocznego El Nido. To przecież idealne miejsce, żeby spełnić swoje marzenia o prywatnej, pięknej plaży w egzotycznym miejscu.
Prywatna plaża
Cieszymy się z intensywnie spędzonego dnia i dobrej pogody. Po powrocie „na ląd” udajemy się na zasłużony, drugi już obiad. Tym razem rezygnujemy z ryżu i mięsa, a stawiamy na coś amerykańskiego, a dokładnie burgera z 200 gramami wołowiny. Trzeba przyznać, że smakował świetnie. Łapiemy tricykla i wracamy do naszego domku, który położony jest w lesie namorzynowym.
Sklepy z pamiątkami
Genialny zachód słońca
Wieczorem udajemy się (a raczej biegniemy!) podziwiać spektakularny zachód słońca. Widok zwyczajnie nas zachwyca. Spacerujemy wzdłuż brzegu i nie możemy wyjść z podziwu jakimi kolorami nieba nagradza nas przyroda. Pijemy zimne piwo, wdychamy świeży zapach morza i zapominamy o bożym świecie. Szkoda, że to już ostatnie dni w raju….
Najnowsze komentarze